Tej wigilii nie zapomnę

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 24.12.2016 10:00

Na początku stycznia miał się urodzić nasz syn. Przygotowania do świąt Bożego Narodzenia miały więc szczególny charakter. Mogłam wczuć się w sytuację Maryi, która przecież też oczekiwała na narodziny syna.

Pani Iwona Agacińska z mężem i synem Pani Iwona Agacińska z mężem i synem
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

- Ponieważ nasz Janek miał się urodzić w styczniu, święta planowaliśmy spędzić jak zwykle w rodzinnym gronie - wspomina pani Iwona Agacińska.

Pan Bóg miał jednak inny plan. W nocy z 20 na 21 grudnia zaczął się poród. Był niespodzianką, do której małżonkowie nie byli przygotowani.

- Ja musiałam udać się do szpitala sama, bo mąż musiał zostać z naszą dwuletnią córeczką, której samej w nocy nie mogliśmy zostawić, a nikogo do pomocy z nami jeszcze nie było - opowiada pani Iwona.

Nad ranem urodził się syn. Byli niesamowicie szczęśliwi i przejęci. Okazało się, że nie mają szans wyjść na święta do domu.

- Jaś miał żółtaczkę, musiał leżeć pod specjalnymi lampami i nie było mowy o wypisie ze szpitala. Ponieważ poród zaskoczył nas podczas przygotowań do świąt, nie byliśmy przygotowani na taką sytuację. Mąż musiał zostać z córeczką w domu, ja z synkiem w szpitalu. Bardzo przeżyliśmy tamte święta. Z jednej strony trochę smutno, bo nie mogliśmy spędzić ich wspólnie, z drugiej strony bardzo głęboko. Na własnej skórze poczułam, jak mogła czuć się Maryja, zaskoczona przez narodziny w obcym miejscu, nieprzygotowana na wydarzenia, które nastąpiły. Z jednej strony rozpierała mnie radość z narodzenia dziecka, z drugiej uczyłam się ufności, że właśnie narodzony Jezus zaopiekuje się zarówno mną, jak moimi bliskimi - wspomina.

To było 20 lat temu, kiedy w szpitalu były inne zasady niż dziś. Nie można było tak swobodnie odwiedzać położnic, ale mąż pani Iwony uprosił w wigilię panią doktor, by mógł się z nią zobaczyć zabierając do szpitala naszą dwuletnią córeczkę.

- To była krótka wizyta, podczas której mogliśmy tylko uściskać się wszyscy. Po wyjściu ze szpitala mąż z córką poszli na wigilię do naszych przyjaciół, a ja zostałam w szpitalu. To było niesamowite doświadczenie bliskości z Matką Bożą i nowonarodzonym Jezusem. Kiedy w końcu po chyba dwóch tygodniach wypuszczono mnie z synem do domu czekała na nas wielka niespodzianka. Mąż przygotował spóźnioną wigilię. Był zastawiony stół tym, co sam zdołał przygotować, opłatek, prezenty i my wszyscy w komplecie. Te święta będę pewnie pamiętać do końca życia - mówi.