Do zobaczenia. W Chodlu wierni, kapłani i rodzina pożegnali ks. Tadeusza Józefczaka

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 03.02.2017 11:45

Wszędzie, gdzie przyszło mu pracować zapisywał się w pamięci ludzi jako dobry człowiek. W wypełnionym kościele w Chodlu wierni, kapłani i rodzina żegnali ks. Tadeusza Józefczaka.

Msza pogrzebowa ks. Tadeusza Józefczaka Msza pogrzebowa ks. Tadeusza Józefczaka
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Można by o nim powiedzieć szeregowy kapłan, ale właśnie w takiej codziennej, zwyczajnej posłudze okazuje się wielkość człowieka. Tak było i w przypadku ks. Tadeusza Józefczaka. Wiele osób daje świadectwo o pięknym życiu tego kapłana - mówił podczas Mszy św. pogrzebowej bp Mieczysław Cisło.

- Nas jego śmierć zaskoczyła, ale sam ks. Tadeusz był na nią przygotowany. Przed laty przeszedł zawał serca, od tamtej pory był gotowy na spotkanie z Panem. Dawał temu wyraz przez sporządzenie testamentu i jego kilkukrotną aktualizację - podkreślał biskup.

Wspominał też, że kiedy w ubiegłym roku razem modlili się podczas Bożego Ciała ks. Tadeusz mówił, że cieszy się, że przechodzi na emeryturę, ale nie wystrzega się pracy. Chciał, na ile starczy mu sił, pomagać swemu następcy w parafii Bystrzyca.

W homilii bp Mieczysław mówił również, że większość z nas odsuwa myśl o śmierci, ale nie da się od niej uciec. Wielu cenionych dziś ludzi podkreślało, że gdyby nie było śmierci, nie cenilibyśmy życia. Ks. Jan Twardowski zapytany czy boi się śmierci, mówił, że śmierci się nie boi, boi się umierania, bo nie wiadomo jaką będzie miało formę. Wiara sprawiała, że sama śmierć nie budzi lęku. Taką wiarą żył ks. Tadeusz.

Urodził się 3 maja 1946 roku w Zastawkach w parafii Chodel. Tu też otrzymał chrzest św, bierzmowanie i modli się w tym kościele. Tu odkrywał swoje powołanie. Ówczesny proboszcz ks. Frankowski napisał w opinii o nim, że odznaczał się wzorowym zachowaniem, dobrze się uczył, zawsze życzliwy i nieśmiały.

Do zobaczenia. W Chodlu wierni, kapłani i rodzina pożegnali ks. Tadeusza Józefczaka   Od dzieciństwa marzył, by zostać księdzem. Widział w Chodlu młodych kleryków, którzy przyjeżdżali na wakacje do domu i chciał iść ich śladem. Zdecydował się wstąpić do seminarium. Na IV roku przeżył chwile wahania, czy rzeczywiście kapłaństwo jest jego drogą. Zdecydował się na urlop by rozeznać, czy to rzeczywiście jego droga. Po kilku miesiącach jest pewien, że świat nie da mu szczęścia, że spokój odnajdzie tylko w kapłaństwie. Tak się dzieje. Trafia najpierw jako wikary do Radzięcina, a potem do parafii Boby, gdzie szczególnie wpisuje się w pamięć mieszkańców. Nie szczędzi trudu w nauczaniu katechezy dzieci, organizuje pielgrzymki, uczy patriotyzmu. Tu jest pociągającym przykładem dla dzisiejszego biskupa Artura Mizińskiego. Potem zostaje przeniesiony do Chełma do parafii Matki Bożej. Stamtąd zostaje skierowany do Niedźwiady, gdzie w prowizorycznych warunkach mieszkając w salce katechetycznej, buduje świątynię w pobliskim Tarle. Swój wysiłek przypłaca zawałem serca. To sprawia, że zostaje przeniesiony do parafii Bystrzyca, gdzie był proboszczem przez 26 lat. Na emeryturę przeszedł w czerwcu ubiegłego roku.

W swoim testamencie napisał, że swoje życie przedkłada przed Miłosierdzie Boże. Podkreślił, że nikt nie żyje dla siebie i wyraził wdzięczność za wszelkie dobro jakiego doświadczał. "Tych, których skrzywdziłem przepraszam, za wszystko dziękuję. Do zobaczenia" kończy swój testament ks. Tadeusz.

Mszy św. pogrzebowej przewodniczył bp Mieczysław w asyście wielu kapłanów i wiernych przybyłych ze wszystkich parafii, w których pracował.