Dodatkowy chromosom szczęścia

jj

publikacja 26.03.2017 19:43

Gdy jako diagnoza po urodzeniu dziecka, a nawet jeszcze wcześniej, pada złowrogie słowo "Down", rodzice najczęściej czują się zagubieni, pokrzywdzeni. Po latach jednak uczucie pokrzywdzenia mija, a niektórzy uważają się nawet za wybrańców losu.

Najmłodsi podopieczni stowarzyszenia przygotowali wraz ze swymi rodzicami przedstawienie Najmłodsi podopieczni stowarzyszenia przygotowali wraz ze swymi rodzicami przedstawienie
Justyna Jarosińska /Foto Gość

Od 2005 r. 21 marca na całym świecie obchodzony jest jako Dzień Zespołu Downa. Lubelskie Stowarzyszenie Rodzin Osób z Zespołem Downa "Ukryty skarb", obchodziło to święto bardzo hucznie w Teatrze Andersena 26 marca. - Chodzi nam o to, by pokazać nasze dzieci w społeczeństwie - mówi prezes stowarzyszenia Anna Cieplińska. - By ludzie zobaczyli je w sytuacji, gdy coś fajnego robią, gdy są oklaskiwane. Wydaje nam się, że to też zwiększa zrozumienie problemu, z którym się wiele osób się zmaga.

Anna Cieplińska zwraca też uwagę, że postrzeganie zarówno dzieci, jak i dorosłych osób z zespołem Downa zdecydowanie się zmienia. - Stereotypy dotyczące naszego społeczeństwa i odbierania przez nie ludzi z zespołem Downa nie są prawdziwe. Choć nie wszyscy wiedzą, o co dokładnie chodzi, jak funkcjonują tacy ludzie, to jednak postrzegani są oni pozytywnie. My staramy się społeczeństwo edukować i pokazywać, że są wśród nas także osoby z zespołem Downa - dodaje.

Wielkie świętowanie było okazją do spotkania i integracji, ale także do zaprezentowania aktorskich umiejętności podopiecznych stowarzyszenia oraz dzieci z Zespołu Szkół nr 4 w Lublinie i Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 2 w Lublinie. Występy poprzedziła prezentacja, w której rodzice należący do stowarzyszenia wyliczają wszystkie niesamowite cechy ich dzieci. Zarówno te mniejsze, jak i starsze dzieciaki są kochane i kochające, sprytne, szybkie, wesołe, ale też - jak zaznacza jeden z tatusiów - od czasu do czasu jak każde dzieci, przysparzają kłopotów. - Na początku był szok i niedowierzanie, no i standardowe pytanie: dlaczego my? Potem przyszła akceptacja - mówi Monika, mama Zosi. - Dziś nasza córeczka jest oczkiem w głowie całej rodziny i naprawdę całkiem fajnie się rozwija.