Wojna nie odebrała nam nadziei

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 10.04.2017 09:55

Od 6 lat żyjemy bez prądu i bieżącej wody. Nie ma pracy, szkół, jedzenia. Jest jednak nadzieja, która pozwala nam trwać mimo zniszczeń i śmierci jakie są wokół nas - mówiła w Lublinie s. Anna, która przyjechała z Aleppo.

S. Anna z Aleppo spotkała się z młodymi w Lublinie S. Anna z Aleppo spotkała się z młodymi w Lublinie
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Wojna nie przyszła nagle. Wkradała się do Aleppo po woli zajmując kolejne dzielnice miasta. Na początku, mimo wielkiego lęku, jaki ogarnął mieszkańców, nie było najgorzej. Można było opuścić swój dom i udać gdzieś, gdzie jest bezpieczniej. Część ludzi tak zrobiła. Większość jednak została, bo nie miała dokąd pójść i nie chciała na pastwę losu zostawić całego swego dobytku. Potem przyszło oblężenie i uciec się już nie dało, a z dobytku ludzi nie zostało niemal nic - opowiada s. Anna ze zgromadzenia sióstr Jezusa i Maryi w Damaszku, która w Aleppo pracuje od 2003 roku.

Kiedy zaczęła się wojna siostry w Aleppo dostały możliwość wyboru. Mogły opuścić miasto lub zostać. - Strach był wielki, ale nie mogłyśmy zostawić ludzi, którzy potrzebowali naszej pomocy i wsparcia. Postanowiłyśmy zostać i robić wszystko co w naszej mocy by pomagać w tej sytuacji - mówi zakonnica.

Bombardowania stawały się coraz częstsze. Miasto zamieniało się w gruzy i stawało cmentarzem. Na każdym kroku ginęli ludzie. Nie ma rodziny, która nie straciłaby kogoś. - Gdy zamykam oczy widzę twarze ludzi, którzy zginęli, a których znałam. Nieustannie towarzyszymy rodzinom w żałobie. To może wydawać się mało ważne, ale dla ludzi, którzy stracili kogoś bliskiego jest to bardzo cenna pomoc - mówi s. Anna.

Im wojna posuwała się dalej, tym codzienne życie stawało się trudniejsze. Miasto zostało pozbawione elektryczności i bieżącej wody. W Aleppo zamknięto 2 tys. różnych zakładów pracy pozbawiając ludzi możliwości zarobkowania. Oprócz bombardowań, min i strzelaniny, ludzie znoszą głód i choroby, jakie pojawiają się w tak trudnych warunkach.

- Na terenie naszej parafii mamy 3 studnie. Każdego dnia ustawiają się do nich kolejki ludzi z plastikowymi butelkami, by nabrać wody do picia, ugotowania jedzenia, umycia się, uprania rzeczy. Ci, którzy jakimś sposobem mają pieniądze, a jest ich niewielu korzystają z kilku alternatywnych źródeł energii, ale generalnie, gdy zapada zmrok Aleppo spowija ciemność - opowiada zakonnica.

To, że jakoś ludziom udaje się przeżyć w tych warunkach zawdzięczają wielu darczyńcom także z Polski, za pomoc i modlitwę dziękowała w Lublinie siostra Anna.