Rozpoczął się Zjazd Lublinerów. Tomasz Pietrasiewicz: Tworzymy rodzaj antyutopii

ks. Rafał Pastwa ks. Rafał Pastwa

publikacja 04.07.2017 13:06

Jedna z uczestniczek zjazdu, Rose Lipszyc mieszkająca niegdyś przy ul. Misjonarskiej, poprosiła taksówkarza, aby ją zawiózł w miejsca, które po raz ostatni widziała w 1939 r.

Rozpoczął się Zjazd Lublinerów. Tomasz Pietrasiewicz: Tworzymy rodzaj antyutopii To sentymentalna i wzruszająca podróż - dla niektórych po raz pierwszy ks. Rafał Pastwa /Foto Gość

– Postanowiliśmy, łącząc 700. rocznicę powstania Lublina i 75. rocznicę początku likwidacji getta żydowskiego, a więc początku brutalnej likwidacji świata, który istniał w Lublinie od połowy XV w., zorganizować Zjazd Lublinerów. To spotkanie Żydów rozsianych po świecie, którzy pamiętają jeszcze swoich przodków pochodzących z Lublina – mówi Witold Dąbrowski, zastępca dyrektora Ośrodka Brama Grodzka-Teatr NN.

Zjazd Lublinerów rozpoczął się 3 lipca w sali malarstwa Muzeum Lubelskiego w Lublinie. Bogaty program zaplanowano na kilka dni, a wydarzenie ma charakter otwarty i skierowane jest również do obecnych mieszkańców miasta. W inauguracji wydarzenia uczestniczył m.in. bp Mieczysław Cisło, Krzysztof Grabczuk i Krzysztof Komorski. Rozpoczął się Zjazd Lublinerów. Tomasz Pietrasiewicz: Tworzymy rodzaj antyutopii   W inauguracji zjazdu uczestniczył bp Mieczysław Cisło ks. Rafał Pastwa /Foto Gość

Zjazd to okazja do odwiedzenia Lublina, dla niektórych po raz pierwszy, dla innych po raz kolejny. Przybyły tu osoby pamiętające miasto z dawnych lat. Jedna z uczestniczek zjazdu, Rose Lipszyc mieszkająca niegdyś przy ul. Misjonarskiej, poprosiła taksówkarza, aby ją zawiózł w miejsca, które po raz ostatni widziała w 1939 r. Oczywiście wielu z nich już nie odnalazła, ale udało się jej odkryć choć niektóre z nich. Należy przy tym pamiętać, że ci ludzie, którzy odwiedzili po latach miasto nad Bystrzycą, mają prawo do silnej identyfikacji z nim; ich przodkowie mieszkali tu przez wieki.

Rozpoczął się Zjazd Lublinerów. Tomasz Pietrasiewicz: Tworzymy rodzaj antyutopii   Barbara z synem Maxem ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Do Lublina przyjechała również Barbara Finkelstein z synem Maxem. – Mój ojciec pochodził z tej części Polski, a dokładnie z Uhań w pobliżu Chełma. To moja druga wizyta w Lublinie, tym razem z synem. Wcześniej, dwadzieścia lat temu, byłam tu z moimi rodzicami. Oboje są ocalonymi z Zagłady, o której się dowiedziałam od nich. Tata jako jedyny ze swojej rodziny przeżył, natomiast oprócz mamy przeżyło jeszcze jej dwóch braci. Uwielbiam Lublin, podoba mi się to miejsce i czuję się tu w jakiś sposób głęboko poruszona. Chciałabym wyrazić wielką wdzięczność wobec organizatorów, którzy przygotowali to spotkanie – mówi Barbara.

Już we wrześniu 1947 r. Żydowski Komitet Ziomków Lubelskich w Polsce, czyli organizacja zrzeszająca mieszkających jeszcze po wojnie Żydów, którzy byli w jakikolwiek sposób związani z Lublinem, zorganizował dwa podobne wydarzenia: jedno w Lublinie, drugie we Wrocławiu. – To trzecie po wojnie takie wydarzenie. Od tamtych spotkań minęło już siedemdziesiąt lat, dlatego to zupełnie inny skład osób, które uczestniczą w tegorocznym zjeździe. Mało jest osób z pierwszego pokolenia, które pamiętało wojnę – mówi dr hab. Adam Kopciowski z Zakładu Historii i Kultury Żydów UMCS. W latach 1948–49 ziomkostwo zrealizowało działania, których celem było upamiętnienie lubelskich Żydów zamordowanych podczas wojny. Organizacja starała się również o zachowanie w przestrzeni miasta śladów dziedzictwa. Jednak w 1950 r. doszło do jej rozwiązania. – Lublin to wyjątkowe miasto na mapie żydowskiej Polski. Nie przypominam sobie w tej chwili zbyt wielu podobnych wydarzeń winnych miejscach kraju, zorganizowanych na tak szeroką skalę i dla tak wielkiej liczby osób – dodaje badacz.

Rozpoczął się Zjazd Lublinerów. Tomasz Pietrasiewicz: Tworzymy rodzaj antyutopii   Tomasz Pietrasiewicz (z lewej) mówił o powodach swojej działalności i zaangażowania na rzecz przywracania pamięci lubelskim Żydom ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Wzruszająco zabrzmiało wystąpienie Tomasza Pietrasiewicza, dyrektora „Teatru NN-Ośrodka Brama Grodzka”. – Dwadzieścia pięć lat temu wszedłem na drogę, która doprowadziła mnie do dzisiejszego spotkania. Dokładnie we wrześniu 1992 r. grupa przyjaciół, która nazywała się „Teatr NN”, weszła do zrujnowanej Bramy Grodzkiej. Jedną z tych osób był mój przyjaciel Witek Dąbrowski. Wtedy mieliśmy wielkie marzenie stworzenia tam teatru i bycia artystami. Nic nie wiedzieliśmy, że przed wojną Brama Grodzka nazywała się Bramą Żydowską, że w przedwojennym 120-tysięcznym mieście żyło ponad 40 tys. Żydów. Nic nie wiedzieliśmy o tym, że te puste place wokół Bramy Grodzkiej to było dawne miasto żydowskie. Wtedy musiałem odpowiedzieć sobie na pytanie, jak to możliwe, że ja, dorosły człowiek, nic nie wiem na temat tej historii miasta... Czym ma być instytucja kultury, którą chcieliśmy tworzyć, jak ona powinna się zachować wobec tej niepamięci? Wtedy marzenie o teatrze zamieniło się w marzenie stworzenia miejsca, które będzie opowiadać o historii lubelskich Żydów – mówił T. Pietrasiewicz.

Przez lata instytucja zamieniła się w kapsułę czasu, wielkie archiwum z tysiącami nagrań i fotografii. – Opowiadaliśmy o życiu, odsuwając od siebie opowieść o Zagładzie. Ale ten cień nam towarzyszył. Takim przełomowym momentem było spotkanie się z historią Henia Żytomirskiego. Dostaliśmy od jego krewnej album opowiadający o życiu chłopca. Ta historia tak mnie dotknęła, że rozpoczęła się we mnie gotowość opowiadania o Zagładzie – tłumaczył. Wyznał, że dopiero po jakimś czasie zrozumiał, że Niemcom chodziło o coś więcej niż tylko o fizyczną anihilację. Chodziło o zabranie Żydom ich nazwisk, historii, losów. – To był rodzaj utopii wyrastający z samego jądra zła. Wiedziałem, że jeśli chcemy się temu przeciwstawić – musimy stworzyć rodzaj antyutopii – podsumował.