Czasem trzeba Kościół sadzić od nowa

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 11.12.2017 13:30

Kościół w Turcji jest jak sad po wielkiej burzy. Połamane drzewa trzeba przyciąć, albo usunąć, by wyrosły nowe pędy. Praca kapłana tym kraju jest sadzeniem Kościoła od nowa. Swoim doświadczeniem pracy w Efezie dzieli się podczas rekolekcji na Poczekajce o. Maciej Sokołowski.

O. Maciej Sokołowski od 10 lat związany jest z Turcją O. Maciej Sokołowski od 10 lat związany jest z Turcją
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Może trudno uwierzyć, ale na terenie dzisiejszej Turcji był kiedyś prężny Kościół. To tutaj św. Paweł w Tarsie nauczał braci, stąd wyruszał na wyprawy misyjne. To tutaj znajduje się grób św. Jana i domek Matki Bożej, gdzie mieszkała po Wniebowstąpieniu Jezusa z uczniami. Gdzie się nie rozejrzeć historia pozostawiła ślady początków chrześcijaństwa.

- Są to rzeczywiście ślady, bo Kościół Katolicki w Turcji to kilkuosobowe wspólnoty, często ludzi na wymarciu. Nie ma osobowości prawnej i jest nieustannie w strachu, by nie stracić niewielkiego majątku, który po dawnej świetności pozostał. Jest jak spękana ziemia na pustyni, ale Pan Bóg nawet w takim miejscu sieje i ziarno zaczyna wzrastać - mówi. o. Maciej Sokołowski kapucyn, który od 10 lat pracuje w Turcji.

Jak Pan Bóg kieruje ścieżkami ludzkimi o. Maciej doświadczył na własnej skórze. Będąc w nowicjacie myślał o pracy na Syberii. Pociągało go to, co robił tam bp Mazur.

- Czytałem dużo o Syberii, jakoś mentalnie przygotowywałem się, by tam posługiwać, jednak działalność biskupa nie podobała się rosyjskim władzom i musiał opuścić Syberię. Myślałem, że to droga zamknięta. Potem przez kilka lat podczas medytacji otrzymywałem bardzo wyraźne słowo podczas modlitwy o tym, że Pan Bóg wyśle mnie na Wschód. Nic z tego nie rozumiałem, aż któregoś razu generał naszego zakonu poprosił braci z Polski, by wsparli kapucynów w Turcji. Wtedy wszystko poukładało się jak puzzle i wiedziałem, że tam mam jechać - opowiada o. Maciej.

Rzeczywiście tak się stało. Został wysłany do Izmiru w Turcji, gdzie kilku starszych włoskich zakonników mieszkało w starym klasztorze.

- Jadąc tam myślałem, że jadę na spotkanie z Oblubienicą - Kościołem prześladowanym, ale dlatego mocnym w wierze, odważnym, żyjącym prawdziwie Słowem Bożym. Rzeczywistość mnie powaliła. To nie była młoda oblubienica, ale przepraszam za określenie "stara baba". Nieliczna grupa mocno starszych ludzi, zamknięta na otaczający świat, żyjąca w lęku, że jak zaczną głosić Chrystusa w Turcji, to władze zabiorą im to, co mają. To był szok - mówi o. Maciej.

Na szczęście Bóg nawet na takiej pustyni daje wzrost. Na przyjazd do Turcji zdecydowało się kilu młodych braci, którzy po modlitwie rozeznali, że trzeba otworzyć się na Turków, zaryzykować dla Chrystusa wszystko co mają. Tak powoli Pan Bóg zaczął dawać wzrost. Zaczęli przychodzić ludzie i pytać o to kim są i co robią. Byli to zarówno muzułmanie, jak i protestanci, prawosławni i zupełnie niewierzący.

- Nasza praca jest zupełnie inna niż w Polsce, tu Kościół jest jeszcze sadem w rozkwicie, w Turcji sadzimy go na nowo - mówi. o. Maciej.

Rekolekcje na Poczekajce potrwają do środy.

Rozmowa z o. Maciejem Sokołowskim w kolejnym Gościu Niedzielnym.