Potrzebny własny człowiek

Justyna Jarosińska

|

Gość Lubelski 04/2018

publikacja 25.01.2018 00:00

Choć prawdopodobnie psom z Krzesimowa nie grozi zapowiadana wcześniej marcowa eksmisja, sytuacja w schronisku pod Świdnikiem jest bardzo trudna.

Wolontariusze poświęcają wiele czasu na pracę z każdym pieskiem. Wolontariusze poświęcają wiele czasu na pracę z każdym pieskiem.
Justyna Jarosińska /Foto Gość

Przypadkiem nikt tu nie trafi na pewno. Żeby dotrzeć do miejsca pobytu blisko dwustu bezpańskich psów w Krzesimowie, trzeba albo zabłądzić, albo wybrać się tam specjalnie. Placówka położona w lesie oddalona jest od domów i drogi asfaltowej. Centrum schroniska stanowią stara murowana chałupa i stodoła, która zdecydowanie wyróżnia się nowym dachem. – Dach w tym budynku nam się zawalił. Dzięki pomocy ludzi z zewnątrz udało się go pokryć nową blachą – wyjaśnia Maria Ferens, prezes Świdnickiego Stowarzyszenia Opieki nad Zwierzętami.

Stare niechciane

Miejsce, o które od jakiegoś czasu toczy się batalia między stowarzyszeniem, gminami, z których pochodzą psy, i nadleśnictwem w Świdniku, funkcjonuje od 2002 r. – Nadleśnictwo wydzierżawiło stowarzyszeniu fragment terenu ze starymi zabudowaniami i mieliśmy nadzieję, że uda się nam tam zbudować coś nowego – opowiada Maja Gulanowska, wolontariuszka w schronisku. – Niestety, nie było na to pieniędzy. Udało się na szczęście zakupić boksy i ogrodzić teren. Maria Ferens w działalność placówki zaangażowana jest od początku jej funkcjonowania. – Byłam wolontariuszką jeszcze wtedy, gdy schronisko podlegało pod Animals, a potem, gdy w 2007 r. przejęło je świdnickie stowarzyszenie, zostałam prezesem. Wiele psów, które tu są, pochodzi jeszcze z tamtych czasów – wspomina.

Dostępne jest 26% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.