Mama na medal

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 14.04.2018 10:30

Żona Huberta, mama piątki dzieci, przewodnicząca Związku Dużych Rodzin w Lublinie, zaangażowana w Domowy Kościół. Jednocześnie zwyczajna kobieta z wielką pasją i niegasnącym uśmiechem. Ostatnio odznaczona przez prezydenta RP.

Bożena i Hubert Pietrasowie Bożena i Hubert Pietrasowie
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Bożena Pietras pochodzi z dużej rodziny, która od najmłodszych lat była dla niej radością.

– Nigdy nie miałam problemu z tym, że była nas czwórka. Dwóch braci i ja byliśmy w podobnym wieku, a kiedy urodziła się 10 lat młodsza ode mnie siostra, szalałam ze szczęścia. Jako nastolatka zabierałam ją w różne miejsca, pokazywałam jej świat, wyręczałam mamę w wielu obowiązkach nie dlatego, że musiałam, ale dlatego, że bardzo to lubiłam – opowiada Bożena.

Jako młoda dziewczyna nie zastanawiała się nad tym, jaką chce mieć własną rodzinę w przyszłości. Wszystko, co się w jej życiu działo było zgodne z naturą i to przynosiło szczęście.

– Dla mnie bardzo naturalne było to, że uwielbiałam zajmować się dziećmi, rozmawiać z ludźmi, gotować czy zajmować się domem. To wynikało z mojej kobiecości i nie potrzebowałam nad tym jakoś głębiej się zastanawiać. Oczywiste było więc, że chcę mieć męża, dzieci, dom. Pamiętam taką sytuację, już kiedy szykowaliśmy się do ślubu z moim obecnym mężem, że któregoś razu Hubert powiedział mi: „Wiesz, nie omówiliśmy jeszcze sprawy dzieci. Ja chciałbym mieć liczną rodzinę. Sam jestem jedynakiem i źle mi z tym”. Popatrzyłam wtedy na niego ze zdziwieniem, bo mi nawet nie przyszło do głowy, by mieć jedno dziecko. Powiedziałam mu wtedy: „Człowieku, nie ma problemu, możemy mieć 5 dzieci”. Czas pokazał, że słowa dotrzymałam – śmieje się Bożenka.

Pierwsza urodziła się Emilka.

– To była wielka radość, ale i najwięcej ambarasu, przejmowania rzeczami, którymi nie trzeba się przejmować. Kiedy dziś patrzę na młode matki, współczuję im, bo chcą być jeszcze bardziej idealne niż ja kiedyś. A w macierzyństwie nie chodzi o bycie idealnym, ale o miłość. Kiedy urodziła się Adelka - nasza druga córka, troszkę sobie odpuściłam dążenie do ideału. Przyznałam, że sama nie zawsze ze wszystkim dam sobie radę i czasem muszę kogoś poprosić o pomoc. Kiedy jednak urodził się Maciek, moje podejście do macierzyństwa zupełnie się zmieniło. Miałam wtedy wielki poziom poczucia bezpieczeństwa, byłam doświadczoną matką, wiedziałam już z czym się wiąże opieka nad noworodkiem, mogłam unikać błędów, jakie wcześniej popełniłam. Zdawałam sobie też wyraźnie sprawę z własnej ograniczoności. To był taki moment zawierzenia wszystkiego Panu Bogu, by prowadził naszą rodzinę. Po tym akcie zawierzenia, który był efektem mojego dojrzewania w różnych wymiarach, przyszedł też większy spokój. Może dlatego przyjęcie  czwartego i piątego dziecka było oczywiste i naturalne, a pomoc starszych dzieci, które z ochotą przejmowały część opieki nad maluchami, była wielką radością – wspomina Bożena.

Bożena Pietras z rodziną podczas uroczystości w pałacu prezydenckim   Bożena Pietras z rodziną podczas uroczystości w pałacu prezydenckim
Archiwum rodzinne

W jej pamięci zapisała się taka scena z życia, kiedy urodziła się najmłodsza Zosia. Któregoś dnia najstarsza z córek Emilka wzięła ją na ręce i powiedziała. – „Wiesz Zosiu, Adelka to nie jest wcale wychowana, Maciek, troszeczkę, Marysia jako tako, ale ciebie to my tak wychowamy, że zobaczysz”. Kiedy to usłyszałam, pomyślałam, że coś w tym jest, że w dużej rodzinie wszyscy nawzajem się wychowujemy, uczymy się dzielić, dostrzegać potrzeby drugiego, pozbywamy się egoizmu, rozwiązujemy konflikty, działamy w zespole – mówi Bożenka.

Jednocześnie dzieci, które stały się centrum rodzinnego świata, nie zasłoniły innych spraw. Przy trzecim dziecku Bożena zrobiła drugi kierunek studiów, ich dom był zawsze otwarty na ludzi, którzy chętnie zaglądali na herbatę i pogawędki. Do tego dochodził udział małżonków w walce o wolność ojczyzny. Byli kolporterami bibuły w czasach komunistycznych. – Szłam na spacer z Emilką w wózku, a pod kocykiem obok dziecka były nielegalne wydawnictwa. Zaangażowanie w życie społeczne jest naszą odpowiedzią na znaki czasu - mówi.

Kiedy przychodziły trudne chwile, Bożence przypominały się słowa jej babci, która mówiła, że Pan Bóg jest dobry, ze wszystkim sobie poradzi. – Po 10 latach małżeństwa odczuliśmy, że potrzebujemy czegoś, co pozwoli naszej rodzinie stawać się wspólnotą, a nam samym da pełniejszą relację z Panem Bogiem i w rodzinie.  Zaczęliśmy więc formację w Domowym Kościele. Piątka dzieci naprawdę nie jest przeszkodą w tym, by znaleźć czas na różne aktywności i spotkania. Wszystko da się zorganizować. Może z tych doświadczeń, konkretnego planowania różnych spraw, wyszło hasło, które zawsze powtarzam, gdy ktoś zarzuca mi, że jestem kurą domową. Mówię wówczas: o przepraszam, ja jestem managerem rodziny! I nie chodzi o to, że mi uwłacza bycie kurą domową, tylko o to, że ktoś, kto tak mówi, chce mnie obrazić i pewnie nie ma pojęcia, co oznacza życie w dużej rodzinie – wyjaśnia Bożena.

Duża rodzina ma też dużo przyjaciół. Każde dziecko ma swoich znajomych, których chętnie zaprasza do domu. W przypadku rodziny Pietrasów drzwi niemal się nie zamykały. – Mieszkaliśmy blisko szkoły, do której chodziły nasze dzieci, więc po lekcjach wpadały zwykle ze swoimi przyjaciółmi. Dla każdego zawsze był talerz zupy. Śmiałam się wtedy, że w naszym domu codziennie niemal następuje cudowne rozmnożenie zupy, bo dla każdego starczało – wspomina.

Posiadanie kilkorga dzieci uświadomiło rodzicom także oczywisty fakt, że nad wszystkim nie da się zapanować, że to, co można zrobić, to powierzyć dzieci Panu Bogu. – Na początku modliłam się o konkretne sprawy dla każdego mojego dziecka, ale zdałam sobie sprawę, że nie o to chodzi, że Pan Bóg widzi je lepiej niż ja i wie lepiej czego im potrzeba. Dlatego moja modlitwa stała się po prostu zawierzeniem. Potem wielokrotnie odczułam, że to najlepsze, co mogę zrobić. Mieliśmy wiele ciężkich doświadczeń,  mogliśmy przetrwać je dzięki zawierzeniu dzieci i nas samych Panu Bogu – mówi.

Doświadczenia własnej rodziny i innych podobnych pokazały, że duże rodziny traktowane są jako patologia. – Jeszcze całkiem niedawno przekonanie o tym, że praca w domu to nie siedzenie i nieustanne picie herbatki, ale bardzo konkretna praca do wykonania, nie miało uznania ani w oczach części społeczeństwa, ani rządu – podkreśla.

By zmienić takie postrzeganie, powstał m.in. Związek Dużych Rodzin. Z czasem powstało koło lubelskie i lokalna Karta Rodzina Trzy Plus. To wszystko trzeba było jakoś zorganizować, znaleźć partnerów do współpracy. Zajęły się tym właśnie mamy kilkorga dzieci, które najlepiej rozumiały potrzeby dużych rodzin. Wśród nich była Bożena Pietras, która została przewodniczącą Związku Dużych Rodzin w Lublinie i pełnomocnikiem ds. Karty Dużej Rodziny.

Dziś wszystkie dzieci Bożeny i Huberta Pietrasów są dorosłe. Kiedy spogląda na nie z perspektywy czasu, widzi też błędy, jakie popełniła i nie uważa się za idealną matkę. Zapytana o to, co by zmieniła, mówi, że znalazłoby się sporo rzeczy, ale nie chodzi o życie czasem minionym, ale teraźniejszym, a ten pokazuje, że mama jest zawsze potrzebna.

Bożena Pietras znalazła się wśród matek uhonorowanych przez prezydenta Andrzeja Dudę srebrnym krzyżem zasługi za wychowanie dzieci, zaangażowanie na rzecz rodziny i działalność na szczeblu filialnym w strukturach Domowego Kościoła.

- Przyjmując ten krzyż, bo krzyż za przykładem Jezusa przyjmuje się i niesie, powiedziałam, że robię to w imieniu wszystkich kobiet wdzięcznych za macierzyństwo, które jest dobrem narodowym. Dlatego nie uważam, że jestem jakaś nadzwyczajna, bo każdej mamie taki krzyż się należy – mówi Bożena Pietras.