To, co możemy dać z siebie innym, jest miarą naszego człowieczeństwa

rp

publikacja 28.10.2018 06:16

Magdalena Gorostiza, redaktor naczelny i wydawca portalu Kobieta XL, mówi swoim życiu wewnętrznym, spojrzeniu na ludzi wierzących, logice mediów i potrzebie pomocy sierotom z Afryki.

To, co możemy dać z siebie innym, jest miarą naszego człowieczeństwa Magdalena Gorostiza: Nie lubię manipulacji, z każdej strony. Sprzeciwiam się jej ks. Rafał Pastwa /Foto Gość

Ks. Rafał Pastwa: Jesteś osobą niewierzącą, agnostyczną, poszukujesz?

Magdalena Gorostiza: Jestem osobą niewierzącą, choć się wychowałam w tradycji katolickiej. Moja babcia była osobą głęboko wierzącą. Ja sama chodziłam do przedszkola prowadzonego przez siostry zakonne w Kraśniku, bo mimo że urodziłam się w Lublinie, to tam się wychowałam. Można powiedzieć, że nic nie dały te wszystkie zabiegi - przedszkole prowadzone przez zakonnice czy katecheza przy KUL, bo wtedy religii nie było w szkole.

Straciłaś wiarę czy jej nigdy nie miałaś?

Myślę, że nigdy jej nie miałam tak naprawdę. To były zewnętrzne rytuały dla mnie. Święta, chodzenie do kościoła. W dodatku zawsze jakoś mało przekonujące. Jednak raczej trzeba wierzyć, żeby wejść głębiej w Mszę św. czy inne misteria.

A rodzice?

U mnie w domu nie przywiązywało się wagi do tych kwestii, poza babcią oczywiście.

Jak patrzysz na katolików czy inne osoby uznające się za wierzące?

Mnie nikt nie przeszkadza - ani wierzący, ani niewierzący, pod warunkiem, że nie narzuca mi swojej ideologii.

Ale są sytuacje, które Cię zastanawiają w życiu ludzi wierzących...

Hipokryzja na przykład, która ma się nijak do zasad wiary. Chodzi o brak tolerancji, wrogie nastawienie do drugiego człowieka, mimo wskazań bezwarunkowej miłości. Jest mnóstwo niechęci do ludzi ze strony innych ludzi, jest brak chęci zrozumienia. Poza tym stosunek do zwierząt, ekologii, kultura bycia...

Rozumiesz, że Twoje spojrzenie - jako osoby niewierzącej - na kwestię wiary i życie religijne - może stanowić cenną wskazówkę, a nawet podpowiedź dla tych, którzy są zadowoleni z samych siebie?

Mamy specyficzne pojmowanie pewnych rzeczy w naszym kraju. Przyjęło się, że prawdziwym Polakiem jest tylko katolik. W związku z tym wszystko, co jest inne - a mówię tu tylko o kontekście polskim, a nie emigracyjnym - ktoś, każdy, kto nie uważa siebie za chrześcijanina, nie jest w niektórych środowiskach uważany za prawdziwego Polaka.

Jesteś patriotką? (śmiech)

(Śmiech) A jaki związek ma wiara z patriotyzmem? Żadnego.

W mediach społecznościowych przeciwstawiasz się sytuacjom niesprawiedliwym.

Nie lubię manipulacji, z każdej strony. Sprzeciwiam się jej. Internet spowodował wiele szkód, bo nagle się okazało, że każdy może napisać wszystko niemal, bez żadnych konsekwencji. Gdy uczyłam się zawodu dziennikarza, zawsze mi wpajano, że za moje słowa biorę pełną odpowiedzialność, a więc muszę sprawdzić, czy to, co napiszę, jest zgodne prawdą. Dzisiaj ludzie udostępniają pewne materiały bez sprawdzenia.

Ostatnio zareagowałaś na fake news o oknie życia...

Samo zdjęcie było już zmanipulowane. A ja wiem, jaka jest idea okien życia, i uważam, że to doskonały pomysł. Nie interesuje mnie fakt, że są przy kościołach. Ważne, że są.

Ludzie nie myślą?

Nie myślą, ale jest w nich dodatkowo agresja wobec innych. Udostępniają na zasadzie chęci „przywalenia” za każdą cenę, nawet na oślep. To, niestety, wynik podziałów w Polsce. Co gorsza, one się pogłębiają.

Ale Ty miałaś poważne doświadczenie z literaturą. Wyrobiłaś w sobie umiejętność krytycznego myślenia, umiejętność prawidłowego pisania, wrażliwość...

Pracowałam w Zakładzie Teorii Literatury UMCS. Zajmowałam się fenomenologią ingardenowską w literaturze. Skończyłam polonistykę. Uczyłam też na UMCS cudzoziemców języka polskiego. Potem stwierdziłam, że naukowe rozprawy są odpowiednie do szuflady, bo niemal nikt po to nie sięgnie. No i bardziej interesowali mnie ludzie - ci żywi bardziej niż ci martwi. Jeśli pisze się o literaturze XIX wieku na przykład, to pisze się o ludziach martwych. Tylko książki są żywe. Uwielbiam czytać.

Ale też dużo w Twoich wypowiedziach w mediach społecznościowych (i nie tylko) o przemijaniu człowieka.

Do tego dochodzi się pewnie z wiekiem. Może to kwestia wrażliwości, wewnętrznych przemyśleń. Ja neguję konsumpcję w obecnym wydaniu. Nie jestem, oczywiście, pozbawiona chęci posiadania, bo byłoby to nieprawdą. Natomiast sprzeciwiam się nastawieniu na posiadanie bez żadnej refleksji. Wiem, że rzeczy szczęścia nie dają. Że ważniejsze jest to, co przeżywamy. Twierdzę, że to, co możemy dać z siebie innym, jest miarą naszego człowieczeństwa. Oczywiście, nie oczekując niczego w zamian.

Zaangażowałaś się w temat sierocińca dla dzieci, ofiar wojny domowej w Afryce.

Na Facebooku zauważyłam, że znajoma opublikowała post polskich podróżników dotyczący działań, które podjęła Masika Calvin z Ugandy. Zaledwie 26-letnia dziewczyna. Ma pod opieką niemal trzydziestkę dzieci, w większości są to dzieci ofiar wojny w Kongo. Zaczęła pracę z tymi dziećmi w taki sposób, że do szpitala w Ugandzie, gdzie pracuje, trafiła dwójka dzieci, sierot poranionych fizycznie i psychicznie. Potem pojawiły się inne.

Nawiązałaś z nią kontakt?

Tak. Rozmawiamy za pomocą mediów. Jest strona jej fundacji, której celem jest zbudowanie sierocińca dla tych dzieci. W tej chwili Masika wynajmuje budynek bez wygód i płaci duży czynsz. Utrzymuje wszystko ze swojej pensji. Gdyby dokończyła budowę tego sierocińca, nie musiałaby płacić czynszu. Myśli też o budowie szkoły dla dzieci, których rodzice mogliby płacić czesne, a wtedy pieniądze byłyby na utrzymanie sierocińca. Masika chce bowiem kontynuować studia i zostać położną. A teraz nie uczy się, bo wszystkie pieniądze przeznacza na utrzymanie wynajętego budynku i utrzymanie sierot. Zorganizowałam zrzutkę, każdy może pomóc. Potrzeba niewielkich pieniędzy tak naprawdę. Chodzi o 10 tys. zł. Dla nas nie są to porażające kwoty.

Dlaczego powinniśmy pomagać Afryce, Twoim zdaniem?

Pomijając już inne argumenty, powinniśmy pomagać, jeśli nie chcemy imigrantów w Polsce. Polecam przy tej okazji czytelnikom „Gościa Niedzielnego” książkę Patricka Kingsleya „Nowa Odyseja”. Tu nie ma mowy o tysiącach uchodźców, imigrantów. Autor przedstawia historie pojedynczych osób. Niewiele osób wie, że przekroczenie Sahary jest wielokrotnie trudniejsze niż pokonanie Morza Śródziemnego. Nie mówiąc o innych problemach. Jeśli my tej Afryce, wyeksploatowanej i pozostawionej przez Białego, nie pomożemy, to problem imigracji nie zniknie. Poza tym, wielokrotnie byłam Afryce Wschodniej i Zachodniej - nie chodzi mi o kurorty wczasowe. Poznałam wiele wspaniałych osób. Afrykańczycy mają w sobie jeszcze to, czego nam już brakuje, a mianowicie wrażliwość na drugiego człowieka, solidarność, otwarcie i życie duchowe. Są bardzo biedni, ale jednocześnie znacznie bogatsi od nas, Europejczyków. Nawet ta dziewczyna, Masika. Czy u nas również znalazłaby się dziewczyna, która poświęciłaby swoją karierę, by pomagać sierotom?

Mam nadzieję, że znajdą się osoby, które choćby drobną kwota wesprą działania Masiki dzięki naszej rozmowie. Wróćmy jednak do zagadnienia wiary. Zapisałaś się na Kurs Wyższej Kultury Religijnej w ramach Uniwersytetu Otwartego KUL. Dlaczego?

Interesuję się tym. Chcę wiedzieć więcej. Nie neguję faktu życia i działalności Jezusa z Nazaretu, tego, że wielu ludzi wierzy, iż On jest Chrystusem. Że był przyjmowany jako Syn Boży przez ludzi. Jako osoba niewierząca, będąc w Izraelu, zrobiłam sobie podróż śladami Jezusa. Chodzi o zagłębienie się w tę rzeczywistość choćby z prostego powodu - przez dwa tysiące lat rzesze ludzi poszły za głosem Jezusa, powstała instytucja Kościołów. Nie jestem w stanie wierzyć w Boga, ale chciałabym wiedzieć więcej na ten temat. Choć myślę, że już teraz na temat religii chrześcijańskiej wiem więcej niż przeciętny katolik, to stale mam niedosyt. Izrael, ten tygiel kulturowy, nastraja do poszukiwań. Przeanalizowałam tematy, które poruszano na KUL w ramach tego kursu, i wydało mi się to interesujące.

Jak - z perspektywy osoby niewierzącej - wygląda rola i znaczenie uczelni katolickiej w mieście i regionie?

Jestem zapraszana na KUL, mimo że doskonale znany jest mój światopogląd. Doceniam to, nie jestem dyskryminowana z powodu braku wiary. A sam uniwersytet jest przecież ważnym ośrodkiem naukowym. Ale uczelnia katolicka powinna przestrzegać określonych standardów w kształceniu i formowaniu absolwentów. Jeśli ci rozmijają się ze światopoglądem katolickim, z Ewangelią, to KUL powinien zdecydowanie i natychmiast reagować. Chciałabym, żeby tak było, bo mam duży szacunek dla tej uczelni.