Rękopisy nie płoną

ks. prof. Antoni Dębiński

publikacja 19.02.2019 13:54

Pozostawił prof. Mieczysław Popławski w rękopisie wiele prac, w tym powstałe w czasie okupacji. Jednak w swoim testamencie, w zaskakującej klauzuli postanowił, co następuje: "Wszystkie bez wyjątku rękopisy moje nakazuję spalić bez reszty".

Rękopisy nie płoną Ks. prof. Antoni Dębiński: Prof. A. Deryng był wysokiej klasy uczonym, człowiekiem wielkiego charakteru i niezłomnego ducha. Jakub Szymczuk /Foto Gość

Jakiś czas temu, w Bibliotece Uniwersyteckiej KUL, nieoczekiwanie natknąłem się na rękopisy prof. Mieczysława Stanisława Popławskiego. Materiały, posegregowane w szarych tekturowych teczkach przewiązanych sznurkiem, obejmują liczne prace z zakresu literatury i historii rzymskiej oraz greckiej, przekłady pisarzy starożytnych (Salustiusza, Herodota, Liwiusza), a także rozprawy, notatki, szkice poświęcone historii nauki. Najobszerniejszą z prac jest podzielona na 27 rozdziałów monografia pt. "Historia cesarstwa rzymskiego", której rękopis obejmuje przeszło półtora tysiąca stron zapisanych odręcznym, starannym i estetycznym, pismem profesora. Zachowane – i do dziś niewydane drukiem – rękopisy intrygują nie tylko z racji ich różnorodnej treści, ale przede wszystkim z tego powodu, że przetrwały w nienaruszonym stanie… wbrew wyrażonej w testamencie woli ich autora. Ale po kolei.

W kosmopolitycznej Odessie

Mieczysław Stanisław Popławski przyszedł na świat 20 grudnia 1893 roku w wielokulturowej i kosmopolitycznej Odessie. Pochodził ze zubożałej, patriotycznej rodziny ziemiańskiej, był synem powstańca styczniowego zesłanego na Syberię. Gruntowne wykształcenie zdobył na założonym przez cara Piotra I w pierwszej połowie XVIII wieku Uniwersytecie Petersburskim, który stał się miejscem studiów kilku pracowników późniejszej katolickiej wszechnicy w Lublinie. Przed Popławskim na Wydziale Historyczno-Filologicznym Uniwersytetu Petersburskiego kształcili się przyszli znani lubelscy profesorowie historii: Stanisław Ptaszycki, Konstanty Chyliński i Aleksander Kossowski, a także filolog klasyczny Stefan Srebrny. Na Wydziale Prawnym zaś swoje naukowe szlify zdobywali związani później z lubelską wszechnicą prawnicy: Bronisław Bouffał, Jerzy Fedorowicz, Michał Orzęcki i Henryk Radziszewski. Mistrzami młodego Popławskiego byli prawdziwi luminarze nauki, m.in. Michaił I. Rostowcew, wybitny historyk i archeolog, znawca starożytności, a także Tadeusz Zieliński, historyk kultury i filolog klasyczny, jeden z najwybitniejszych i najwszechstronniejszych badaczy świata antycznego.

Jeden z głównych filarów uniwersytetu

Po dojściu do władzy bolszewików Popławski postanowił opuścić Piotrogród i wyjechać do ojczyzny. I tak, po długiej i wyniszczającej tułaczce, więziony jako zakładnik przez bolszewików w Mińsku, Bobrujsku i Smoleńsku, zbiegł i znalazł się w mieście nad Bystrzycą, gdzie w grudniu 1919 roku rozpoczął pracę na nowo założonej uczelni. Związał się z nią na trwałe i na zawsze; był – jak to trafnie ujął jego ówczesny akademicki kolega Juliusz Kleiner – „jednym z głównych [jej] filarów”. Wykładał m.in. historię i literaturę Rzymu okresu klasycznego, "Iliadę" Homera czy też literaturę łacińską średniowiecznej Polski. Był również lektorem języka łacińskiego i greckiego dla studentów uczelni. Od 1936 roku aż do śmierci kierował Katedrą Filologii Łacińskiej; był dziekanem i prodziekanem Wydziału Nauk Humanistycznych. Podczas okupacji niemieckiej, 11 listopada 1939 roku, wraz z grupą profesorów KUL został aresztowany przez Niemców i osadzony w więzieniu na Zamku Lubelskim, gdzie spędził pięć miesięcy. Po wojnie należał do ścisłego grona profesorów otaczających ks. rektora Antoniego Słomkowskiego, który odważnie podjął decyzję reaktywowania Uniwersytetu w 1944 roku. Ostatnie chwile spędził w sanatorium w Otwocku, gdzie zmarł na gruźlicę 29 grudnia 1946 roku, w pełni twórczych sił, mając zaledwie 53 lata.

Lubelski świat artystyczny

Był „uczonym wielkiej miary”, jak go określił historyk literatury i taternik Jerzy Krókowski. Jako wszechstronnie wykształcony humanista o szerokich zainteresowaniach, zajmował się nie tylko kulturą i literaturą grecką i rzymską, w której „był rozmiłowany”. Znał także gruntownie literatury światowe, religioznawstwo i etnologię. Interesował się współczesną mu literaturą polską. Był postacią wielobarwną i tak zapisał się w pamięci swoich studentek i studentów. Jeden z nich, lubelski prawnik i literat, po latach wspominał go jako „uroczego dziwaka, utalentowanego naukowca”, który „z ust nie wyjmował fajki”, „posiadał wyborny patefon i olbrzymią kolekcję znakomitych zagranicznych płyt” (Konrad Bielski, Most nad czasem). Profesor był koneserem muzyki. Regularnie bywał na koncertach, utrzymywał szerokie kontakty z lubelskim światem artystycznym.

Wszystkie bez wyjątku rękopisy moje nakazuję spalić

Mroczne lata okupacji spędził w Lublinie; mimo trudności, dysponując własnym bogatym księgozbiorem, nie zaprzestał pracy badawczej. Dużo pisał; być może było to antidotum na okrutną rzeczywistość. Zdaniem Janiny Pliszczyńskiej, późniejszej profesor filologii klasycznej KUL, paradoksalnie okres ten w jego twórczości „zdaje się, był najwybitniejszy”. W rezultacie pozostawił Popławski w rękopisie wiele prac, w tym powstałe w czasie okupacji. Jednak w swoim testamencie, sporządzonym na krótko przed śmiercią, w zaskakującej klauzuli postanowił, co następuje: „Wszystkie bez wyjątku rękopisy moje nakazuję spalić bez reszty”; nakazał to uczynić bez uprzedniego przeglądania ich zawartości. Jednocześnie wskazał na racje tego polecenia: żaden z nich nie nadaje się do druku bez naniesienia poprawek. Te zaś, jak uważał, byłby w stanie zrobić jedynie on sam. Trudno dziś dociec, jakimi motywami kierował się profesor Popławski, zamieszczając w testamencie polecenie zniszczenia swej spuścizny. Najprawdopodobniej, jak można się domyślać, klauzula o spaleniu rękopisów została zapisana pod wpływem załamania, wywołanego wyczerpaniem organizmu, najpewniej w efekcie depresji uczonego, który pragnął żyć i tworzyć, miał rozległe plany badawcze, które niweczył szybki rozwój śmiertelnej choroby. A może świadomość swojej niedoskonałości jako badacza, nadmierny krytycyzm wobec nieukończonych dzieł i obawa przed negatywnymi ocenami potomnych po publikacji nieautoryzowanych prac?

Spalić czy wydać? Ankieta naukowców

Po otwarciu testamentu szokująca wręcz klauzula stała się przedmiotem ożywionej dyskusji w lubelskim środowisku uniwersyteckim. W 1948 roku na polecenie rektora KUL rozesłana została ankieta do osób, które bliżej znały profesora Popławskiego, z pytaniami odnośnie do pozostawionej w rękopisach spuścizny: jak ją oceniał sam profesor, czy nie uważał przynajmniej niektórych z tych dzieł za wykończone i gotowe do druku, czy wyjawiał kiedykolwiek, że w jego dziełach rękopiśmiennych są jakieś błędy lub niedokładności, które wymagają osobistej korekty. Teologowie moraliści zostali nadto poproszeni o odpowiedź na pytania, czy wolno wykonawcom testamentu nie wypełnić woli profesora zawartej w klauzuli, w która domaga się zniszczenia skryptów bez ich czytania, czy przeciwnie, należy je przejrzeć i ewentualnie wydać drukiem. W rezultacie ankietę wypełniło dziewięć osób, które wydały „pochlebnie świadectwa” o jego pismach; najobszerniej wypowiedziała się Janina Pliszczyńska, która zdecydowanie wyraziła stanowisko, że wszystkie prace – z wyjątkiem dwóch rękopisów – „należy co rychlej wydać”.

Nieśmiertelność to słowo drukowane

Polecenie twórcy, aby zniszczyć autograf jego dzieła, i związane z tym dylematy potomnych były w historii wypadkami wprawdzie relatywnie rzadkimi, lecz bynajmniej nieodosobnionymi tak w starożytności, jak i współcześnie. Słynnym przykładem była decyzja Wergiliusza, który nakazał spalić swoją Eneidę, jeżeli nie zdoła ukończyć jej przed śmiercią. A ta w istocie zabrała go przedwcześnie. Jak przekazuje tradycja antyczna, poeta na łożu śmierci polecił spalić autograf swojego dzieła. Zapobiegł temu osobiście Oktawian August, który – wbrew poleceniu autora – nakazał wygładzić utwór i przygotować do upubliczniania. Tym sposobem poemat opiewający dzieje Eneasza, jeden z najwspanialszych w historii utworów epickich napisanych po łacinie, nie spłonął, lecz został ocalony dla potomności. Z kolei nieśmiertelność Franzowi Kafce zapewnił Max Brod, który wbrew woli pisarza, miast spalić rękopisy niedokończonych utworów, wydał pośmiertnie Amerykę, Proces i Zamek, ratując tym sposobem od ognia jedne z najważniejszych powieści ubiegłego stulecia. M. Brod wydał także "Dzienniki i listy" Kafki, wskutek czego przeszedł do historii literatury jako rzetelny i skuteczny wydawca, ale też jako człowiek, który nie wykonał woli przyjaciela wyrażonej na łożu śmierci. Trudno się dziwić, że wątpliwość, czy należy spalić rękopisy bez ich przeglądania, czy je zachować, pojawiła się także po śmierci Popławskiego.

Rozważając wykonanie polecenia na wypadek śmierci, potomni nie mogą nie uwzględnić zasady prawnej mówiącej, że okazanie szacunku dla woli zmarłego jest powinnością nie tylko prawną, ale także moralną. Zasada ta, utrwalona już w prawie rzymskim, stanowi jedną z wartości kultury europejskiej. Jednak w przypadku polecenia spalenia autografu prawna zasada poszanowania woli zmarłego, zasługująca na jednoznacznie pozytywną ocenę w praktyce społecznej, zderza się czy wręcz koliduje z inną powinnością, a mianowicie: z obowiązkiem zachowania manuskryptu z racji jego wartości literackiej czy naukowej. Owa moralna powinność i obowiązek udostępnienia manuskryptu czytelnikom, innymi słowy ludzkości, była niekiedy traktowana, mimo – czy raczej wbrew – woli zmarłego, jako rozstrzygająca. I tak stało się w wypadku prac profesora Mieczysława Popławskiego – rękopisy nie zostały wrzucone do pieca, przeciwnie, zostały ocalone, posegregowane i zdeponowane w Bibliotece Uniwersyteckiej KUL.

Lekcja Michaiła Bułhakowa

Swoistym podsumowaniem powyższych rozważań mogą być znane, pochodzące z powieści Mistrz i Małgorzata, słowa „rękopisy nie płoną”. Ich autor Michaił Bułhakow włożył je w usta tajemniczego Mistrza – Wolanda, wyrażając w ten sposób ideę ponadczasowości trwania wielkiego dzieła literackiego. Można ją także interpretować jako wyraz przeświadczenia, że rękopisy tak po prostu nie giną, że nawet po latach dają o sobie znać, budzą ciekawość. Słowa te okazały się prorocze w odniesieniu do losów samego Bułhakowa, represjonowanego w okresie stalinowskim. Jego sztuki usunięto z repertuaru teatrów, nie wydawano jego książek. Ostatecznie przecież, ćwierć wieku po śmierci pisarza, jego największa powieść ukazała się drukiem... Przywołana myśl rosyjskiego pisarza skłania do refleksji, czy nie należałoby, mimo upływu czasu, powrócić do kwestii bogatego zbioru rękopisów profesora Popławskiego. Jego autografy, spoczywające od kilkudziesięciu lat w zaciszu bibliotecznych magazynów, nadal przecież istnieją, nadal budzą zainteresowanie, nadal czekają na swojego czytelnika. Na szczęście ogień ich nie strawił ...