Leândro Messias dos Santos wraca do Górnika Łęczna

ks. Rafał Pastwa

publikacja 07.07.2019 11:12

Piłkarz opowiada o dzieciństwie i młodości spędzonych w Brazylii, przeżyciach w europejskich klubach oraz miłości do piłki nożnej i Chrystusa.

Leândro Messias dos Santos wraca do Górnika Łęczna Leândro Messias dos Santos. ks. Rafał Pastwa /Foto Gość

ks. Rafał Pastwa: Powszechnie obrońca Górnika Łęczna znany jest jako Leândro. Okazuje się jednak, że Twoje imię i nazwisko jest nieco złożone i dla przeciętnego kibica nawet skomplikowane.

Leândro Messias dos Santos: Z moim imieniem i nazwiskiem łączy się historia mojej rodziny z Brazylii. Messias to nazwisko ze strony mojej mamy. Dos Santos z kolei to nazwisko rodowe mojego taty. Imię wybrał mi tata.

Z jakim miejscem wiąże się Twoje dzieciństwo?

Moja rodzina mieszka i żyje w Brazylii. Urodziłem się w Rio de Janeiro. Tam zacząłem grać w piłkę nożną. Miałem siedem lat, gdy zacząłem grać w szkole piłkarskiej. Przez kilka lat gra odbywała się wyłącznie na hali. Po kilku latach edukacji sportowej mogliśmy dopiero grać na boisku.

To zaskakujące.

Być może ten układ szkolenia powoduje, że Brazylijczycy dysponują tak dobrą techniką na boisku. W Brazylii inaczej wygląda gra w piłkę nożną. Chłopcy zaczynają trenować bardzo wcześnie. A trening na hali jest kluczowy, bo jest tam niewielka przestrzeń, więc trzeba szybko myśleć, co sensownego zrobić z piłką.

Kiedy poczułeś, że chcesz zostać piłkarzem?

Gdy miałem trzynaście lat. Pamiętam, że pewnego dnia podszedłem do mamy i powiedziałem, że na pewno chcę zostać piłkarzem. Że to jest mój pomysł na życie. Dodałem, że będąc piłkarzem, będę wspierał rodzinę na wszystkie sposoby. Początkowo ta decyzja nie spodobała się mojemu tacie. Dla niego najważniejsza były szkoła i nauka. Tyle tylko, że ja chodziłem do szkoły, nie miałem problemów z nauką. Oczywiście przyszedł taki etap w życiu, że na nic nie miałem czasu poza treningami i rozgrywaniem meczów.

Jak wygląda Twoja rodzina?

Mam trzy siostry i dwóch braci. Obecnie zmienił się nieco profil rodzin brazylijskich, nie są już tak liczne jak dawniej.

Poprzez media społecznościowe masz z rodziną nieustanny kontakt, mogą obserwować Twoje występy i osiągnięcia.

Tak, to zdecydowane ułatwienie. Staram się też odwiedzać bliskich raz w roku. Częstsze odwiedziny są niemożliwe ze względu na rytm pracy i treningów. Natomiast dużym wsparciem jest dla mnie moja narzeczona Marta. Była razem ze mną w Brazylii, poznała również moją rodzinę.

Gdy podjąłeś decyzję o tym, że będziesz piłkarzem, to nadal twoja kariera zależała od innych osób. Taki czy ów trener musiał stwierdzić, że się nadajesz na piłkarza…

Powiem teraz coś, do czego jestem przekonany i nie tylko w odniesieniu do piłki nożnej. W życiu jest tak, że jeśli robimy coś i gdy wkładamy w to wszystkie swoje siły i serce, to osiągniemy rezultat. Bez pracy i wysiłku niczego nie da się osiągnąć. Oczywiście, trener widział we mnie potencjał, ale ja bardzo dużo pracowałem. Stosowałem się do zaleceń, zadań na boisku i podczas treningów.

Zacząłeś występy w lidze brazylijskiej, ale Twoim celem była gra w Europie.

Bardzo chciałem grać w Europie, marzyłem o tym tak, jak każdy piłkarz z Ameryki Południowej. Czytałem dużo książek o tym kontynencie, o jego kulturze, oglądałem programy telewizyjne. Ale gdy przyjechałem i zacząłem tu żyć - ten świat okazał się inny. Było mi bardzo ciężko. Barierą był również język. Nie mówiłem wtedy dobrze po angielsku.

Gdy słyszymy: „piłkarz z Brazylii”, to przed oczami stają nam Neymar lub Kaká. Tymczasem mało kto zdaje sobie sprawę, że bycie piłkarzem to nie tylko gwiazdorstwo, bo to ogromny wysiłek i nieustanna praca. No i nie jest tak łatwo w tym „europejskim raju”…

Pierwszym krajem w Europie, w którym przyszło mi grać w piłkę, była Bułgaria. Był to sezon 2007/2008 i klub Czernomorec 919 Burgas. Działacze obserwowali moją grę w Brazylii i postanowili mnie kupić. Byłem tam jednak tylko pół roku, mimo że podpisałem kontrakt na trzy lata. Było mi tam ciężko się zaadaptować, nie podobało mi się tam.

Co było potem?

Wróciłem do Brazylii. Po trzech miesiącach trafiłem do niemieckiego TSV 1860 Monachium. W tym klubie w ogóle nie grałem. Była to dla mnie również ciężka sytuacja. Inna kultura, inny system szkolenia, choć w klubie była dobra atmosfera. Potem grałem w lidze ukraińskiej.

Spędziłeś pięć lat swojej kariery w silnych klubach piłkarskich na Ukrainie. Grałeś m.in. w Twrija Symferopol.

Grałem tam przez rok. To był klub na Krymie, który został rozwiązany w 2014 r. w wyniku anektowania tego terytorium przez Rosję. To był klub występujący w rozgrywkach pierwszej ligi ukraińskiej. Potem grałem dwa lata w klubie Wołyń Łuck. Następnie w FC Hoverla Uzhhorod.

I był to moment zdecydowanie przełomowy w Twojej karierze…

To piękna historia, jaka się zdarzyła w moim życiu. Wtedy zaczynał się kryzys ekonomiczny na Ukrainie. Nie dostałem pensji za pół roku gry, przestałem grać i w 2014 r. zostałem bez drużyny. W rozmowie ze znajomym z Polski okazało się, że jest możliwość odbycia testów w Koronie Kielce. Przyjechałem do Polski. Dwa tygodnie byłem na obozie i testach. Dzięki Bogu dałem sobie radę, podpisałem kontrakt i grałem w tym klubie przez rok. Z tej trudnej sytuacji wyszło wszystko na dobre.

Kiedy zaczyna się mecz z Twoim udziałem, kamery pokazują modlącego się Leândro na kolanach z wyciągniętymi w górę rękoma. Poza ta robi wrażenie nie tylko na kibicach.

Dla mnie to normalne. W moim życiu najważniejszy jest Jezus Chrystus. On jest moją siłą. Uważam, że bez Boga nie ma dobrych relacji między ludźmi. Modlę się przed meczem, modlę się w domu, ale to może się na niewiele zdać, jeśli za modlitwą nie idzie moje dobre postępowanie. Ja muszę życiem pokazać, że żyję zgodnie z Bogiem, inaczej modlitwa na nic się nie przyda.

Na Twoim profilu pojawiają się zdjęcia z meczów i treningi oraz fragmenty Pisma Świętego.

Tak zostałem wychowany, to wyniosłem z domu rodzinnego: by żyć z Bogiem.

A czy uważasz, że wiara daje Ci siłę na boisku?

Oczywiście, że tak. Każdego dnia czytam Biblię, znajduję sobie czas na to w ciągu dnia. Czytam i biorę to do siebie. Wiesz jak jest na boisku (śmiech) - napięcie, zdenerwowanie, ostra rywalizacja, wysiłek fizyczny czy niebezpieczeństwo kontuzji. Dzięki Bogu w mojej karierze nie miałem poważnych urazów. Wierząc w Boga, wiem, że muszę ciężko i uczciwie pracować. A On jest przy mnie.

Trenujesz wraz z kolegami na okrągło - niekiedy dwa razy dziennie, oprócz tego rozgrywasz mecze. Wszystko w Twoim życiu podporządkowane jest piłce nożnej - to, co jesz, jak długo śpisz. Obowiązkiem chrześcijanina jest też odpoczynek. W jaki sposób się regenerujesz?

Nasza praca jest bardzo trudna, ale przyjemna. Jestem bardzo zadowolony, gdy zmęczę się na treningu, gdy wykonam swoją pracę. Dziękuję za to Bogu. Po treningu jem posiłek, odpoczywam w domu. Bardzo lubię czytać książki o tematyce religijnej, historycznej i te o kulturze. Oglądam też programy w telewizji o podobnej tematyce.

W jakim języku czytasz?

Najczęściej oczywiście po portugalsku, ale i po polsku też.

Co powiedziałbyś młodym ludziom, choć nie tylko, którzy uprawiają sport. 
Przede wszystkim uprawiając sport, należy być zdyscyplinowanym. Bez dyscypliny nie da się grać w piłkę nożną, uprawiać innego sportu. Podobnie jest w życiu.