Tylko fortepian... O tomie wierszy "Ipilimumab" Rafała Jakuba Pastwy

Prof. Józef Franciszek Fert*

publikacja 31.07.2019 15:39

Ta poetyka zgrzebnej mowy, ubogiej formy i pokornego szukania dróg do boskiego spotkania słowa z życiem wydała już najwspanialsze owoce, sytuując polską poezję na szczytach europejskich zdobyczy literackich. Tak, ta właśnie współczesna poezja, mówiąca szeptem lub co najwyżej głosem wydobywającym się ze ściśniętego gardła...

Tylko fortepian... O tomie wierszy "Ipilimumab" Rafała Jakuba Pastwy Prof. Józef Franciszek Fert. Dorota Niedziałkowska

Zaczynam raczej nietypowo w złożonych okolicznościach pisarskich - od przywołania wrażeń z lektury wierszy Alfreda Marka Wierzbickiego w ostatniej „Więzi” (lato 2019). Przepraszam obu autorów, a szczególnie tego, o którym zamierzałem pisać, że pierwszeństwo daję cytatowi z innego poety. Ale to konsekwencja niespodziewanego sąsiedztwa dwu wypowiedzi: quasi-wywiadu z ks. Andrzejem Lutrem (autentycznym), z ks. Maciejem N. (kontaminacją różnych „maciejów”) z wierszami Wierzbickiego w tej samej, jakże ważnej i ciekawej „Więzi”. A oto powód jeszcze bardziej konkretny:

Na jesieni tego samego roku babcia płakała,

gdy zastrzelono prezydenta Ameryki.

[…]

Babcia wykrzykiwała: co za podła nienawiść!

– A co to znaczy nienawiść?

– Tego dziecko nie zrozumiesz,

ja też nie rozumiem i dlatego płaczę.

                                   Rok 1962

Przywołałem ten fragment z garści mądrych i smutnych wierszy mojego przyjaciela Alfreda Marka, bo sam nastrój dopominał się o taką jego rolę – niczym basso continuo – w lekturze nowego (trzeciego) tomu poezji Rafała Jakuba Pastwy. Autor zbioru  "Ipilimumab", duchowny katolicki, urodził się w 1980 r. w Opolu Lubelskim. Poeta, absolwent studiów magisterskich i doktor teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, studiował biblistykę u ks. prof. Henryka Witczyka i bioetykę u ks. prof. Józefa Wróbla, w tej ostatniej dyscyplinie uzyskał doktorat na KUL-u;  obecnie dziennikarz i kierownik lubelskiej redakcji „Gościa Niedzielnego”. Ma w dorobku kilka pozycji książkowych, w tym trzy literackie: "Razem z mamą" (2009), "Za drugą bramą" (2010), "Pokój mojej samotności" (2011).

Ale co wspólnego mają wiersze Rafała Jakuba Pastwy z wieloletnim i wielotomowym dorobkiem poetyckim Alfreda Marka? Jak myślę, obu poetów łączy nie tylko ton pewnej melancholii lirycznej, a nawet od czasu do czasu dochodzące do głosu rozgoryczenie, których źródła są – jak sądzę – dość bliskie, a to przede wszystkim pewien rodzaj rozczarowania czy zawodu, jaki niesie najwspółcześniejsza współczesność, a w tym specjalnie uderzające dążenie do ascezy w zakresie publicznej ekspresji tego stanu ducha; co może być pochodną dojrzałego obcowania z „tu i teraz” – swoim i bliźnich. W konsekwencji otrzymujemy wypowiedzi prawie „bezbarwne”, nie pozwalające dojść do głosu konwencjonalnym „poetyzmom”.

Kto będzie potępiony?

Kiedy i za jakie grzechy?

Nie zajmuje się tym Bóg

od tego są przecież ludzie

                               kto to wie, 26

Autor "Ipilimubabu" sięga po exempla wprost z najbliższego otoczenia, te – na wyciągnięcie ręki – jak tu np.:

jestem niewidzialną częścią świata

dla świata ważny na chwilę

                               wyrosłem, 33

Ten dystych-nie-dystych, ta notatka, „zanota” (jakby może powiedział Białoszewski), to jakby przypadkowy ślad doświadczeń, które spadają na człowieka, sfruwają na czoło poety niczym głodne ptaki i każą z nieustępliwym krakaniem zanotować się, zapisać się na tablicach jego życia, nakarmić jego odnalezionym czy zaledwie przeczutym sensem jako doświadczeniem osobistym, ale też doświadczeniem nas wszystkich. Oto „migawka” "Mostaru":

Można odbudować wszystko

Ulice dom nawet most i miasto

Ale życia nie da się przywrócić

Piotr usłyszał te mniej więcej słowa

Ja tak napisałem

                                Mostar, 23

Pozwólcie, że znów na chwilę odejdę od lektury "Ipilimumabu" – co za tytuł! Gdybym nie wiedział, że to silny środek farmakologiczny, stosowany w leczeniu trudnych przypadków nowotworów, a nasz poeta dobrze się na tym zna, bo przecież jest nawet autorem wykładów i pogadanek z zakresu profilaktyki nowotworowej (jest też założycielem fundacji na rzecz osób dotkniętych tą chorobą), to myślałbym może, że to poetycki neologizm, wymyślony, żeby zatrzymać naszą rozpędzoną i rozproszoną uwagę choćby na moment.

Wrócę jeszcze do „letniej” (a jakże „gorącej”) najnowszej „Więzi”. W cytowanym tu już numerze natykam się na bardzo ważną rozmowę z profesorem socjologii Anną Gizą-Poleszczuk, również intrygująco zatytułowaną: "Mistrzowie średniej wielkości". Jej wypowiedzi odnoszą się jak najbardziej do nas, do nas wszystkich, a nawet do naszych ojców i praojców. Pani Giza-Poleszczuk próbuje opisać i przybliżyć nam „naszą miarę”, miarę niejako przyrodzoną, i wyzwolić tym samym od zabójczego kompleksu „urojonej wielkości”, jak o tym co raz się boleśnie przekonujemy. Wielkości wydymanej ponad nasze możliwości jako zbiorowości społecznej, ponad nasze faktyczne możliwości „wytwórcze” i organizacyjne i przede wszystkim ponad nasze słuszne potrzeby! Przywołała tu m.in. przykład japońskiego pianisty, który „żeby lepiej grać Chopina, nauczył się mówić po polsku”. Na pytanie dziennikarza: „Co takiego jest w tym Chopinie, że wart był aż takich wysiłków”, odpowiedział artysta: „Wie pan, wziąć orkiestrę, gdzie jest dużo blachy […] i zrobić z tego złożoną strukturalnie muzykę, to nie jest wielka sztuka. Ale wziąć jeden fortepian i wydobyć z niego coś tak wielopłaszczyznowego, subtelnego i formalnie wysublimowanego – to trzeba być geniuszem”. I pani profesor wyciąga z tego komplementu wobec Chopina, którego przecież sami uwielbiamy, wniosek i naukę dla nas wszystkich, dla współczesnych Polaków: „Tak, to jest coś specyficznego dla Polski, my od niepamiętnych czasów mamy tylko fortepian” (s. 18).

Dlaczego o tym piszę, snując rozważania o wierszach Rafała Jakuba Pastwy? Otóż nasza poezji po II wojnie światowej – głównie za sprawą Tadeusza Różewicza i wrażliwych krytyków oraz wielbicieli jego poetyckiego eksperymentu – zauważyła, że obecnie ma prawo, a właściwie obowiązek moralny, otrząsnąć się ze wszystkich tych gwiazd, brylantów, kropel rosy i skrzydeł motylich, które „zdobią” literaturę co najmniej od baroku, i szukać nowych źródeł, bo w dawnych „umył ręce morderca...” (z wprowadzenia Różewicza do tomu "Twarz trzecia").

Ta poetyka zgrzebnej mowy, ubogiej formy i pokornego szukania dróg do boskiego spotkania słowa z życiem wydała już najwspanialsze owoce, sytuując polską poezję na szczytach europejskich zdobyczy literackich. Tak, ta właśnie współczesna poezja, mówiąca szeptem lub co najwyżej głosem wydobywającym się ze ściśniętego gardła...

To odnajduję w wierszach Rafała Pastwy. I to jest dla mnie sprawdzian jej trafności. Wymownie ujął jej wartość Ernest Bryll w nocie zamieszczonej na okładce "Ipilimumabu": „Wiersze przeczytałem i warto je było przeczytać, więc chyba warto je było napisać”.

Nie są to wiersze banalne, choć nierzadko sięgają po „banał” jak po jabłko dojrzewające za płotem. To wiersze pomyślane, odczute, wywąchane w świecie rzeczy i spraw ważnych, choć tak „zwyczajnie” wyrażanych:

stoję i staram się ufać aż napinam mięśnie

staram się pojąć tak bardzo

i to całe uniżenie

i moje niezrozumienie

                            rozumienie, 36

Doprawdy, jest w tym coś z rebusu, szarady, haiku... W polu rzeczy oczywistych jak „napinanie mięśni” rośnie coś zupełnie nieoczywistego, bo odniesionego do „pojmowania”, „zaufania”, „wrażliwości”... Jak do tego dotrzeć? Rada najprostsza: nie napinać mięśni, poddać się temu szeptowi znikąd i pozwolić mu przemówić sensem – równie nieoczywistym, równie nieobjętym jak sam wiersz:

po ciężkiej pracy

wracaliśmy z ojcem i bratem

w domu czekała na nas mama

była kolacja

kanapki z pomidorem rzodkiewką i koperkiem

                                 lato jesień, 34

A więc pamięć. Zachłanna, wędrująca po całej przeszłości własnej egzystencji zanurzonej w społeczne „my”, podsuwająca myśli albo obrazy, a nawet zapachy:

w sobotę byłem w domu

otworzyłem szafę

nietknięta

ubrania buty torebki

dotykałem

wąchałem stałem wołałem

                                 archiwum, 31

Znawcy ludzkiej psychiki twierdzą, że nasze człowieczeństwo formuje się stopniowo, poczynając od doświadczania jakości zmysłowych, wśród których fundamentalne znaczenie mają zapach, i smak. Te ponoć zaczynają działać już w okresie prenatalnym. Czyżby poezja współczesna, utraciwszy dostęp do „starych źródeł”, postanowiła sięgnąć do  najpierwotniejszych „podpór” swojej drogi przez dzieje, przez życie osoby, przez wrażliwość poetycką?

czyj jest poeta po śmierci?

znałeś Miłosza?

poeta to poeta

nie jest czyjś

nawet nie jest swój

jest Niczyj

                      poeta po śmierci, 25

Coś w tym jest, jako że na starość zaczynają w nas gasnąć i węch, i wzrok, i czucie w ogóle... Ale zostaje coraz bardziej wieczna pamięć, która powidokami doświadczeń zmysłowych i intelektualnych karmi umysł, by grać swój koncert na jednym instrumencie. Na fortepianie. Bywa, że jest to fortepian Chopina –

Pisząc wiersze, zawsze czułem się inny, może nawet

gorszy od tych, co nie piszą. Niekiedy mam wrażenie,

że nazbyt się obnażam, wystawiam niedoskonałe ciało

na widok publiczny. Tylko po co to wszystko? Czy

dzisiaj jest jeszcze miejsce dla poezji? Dla tej pisanej

w poniedziałek i we wtorek? Nie wiem

                                               *   *   * [„Pisząc wiersze...”, 8]

Rafał Jakub Pastwa: "Ipilimumab". Oprac. typograficzne i graficzne Rafał Rola. Lublin 2019, s. 48. Centrum Spotkania Kultur w Lublinie.


*Prof. Józef Franciszek Fert – wybitny polonista, historyk literatury, poeta, badacz twórczości Cypriana Norwida.