Do św. Anny po ratunek

Agnieszka Gieroba

|

Gość Lubelski 32/2019

publikacja 08.08.2019 00:00

Przez 10 lat modliłam się przed jej obrazem o dobrego męża. Miałam niemal 30 lat i w tamtych czasach uchodziłam za starą pannę. Moja modlitwa została wysłuchana. Dziś przychodzę dziękować za mojego małżonka, w którym jestem wciąż zakochana, choć mam 80 lat.

▲	Babcia Jezusa szczególną opieką otacza rodziny. ▲ Babcia Jezusa szczególną opieką otacza rodziny.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Pani Maria nie tylko wymodliła u św. Anny męża, ale i nawrócenie dla swojego zięcia i wiele łask dla wnuków.

− Pochodzę z Lubartowa, tu byłam chrzczona, byłam u Pierwszej Komunii. Moja mama zawsze uczyła nas, że wiara w życiu pomaga przetrwać największe burze, a św. Anna jest orędowniczką w wielu sprawach związanych z życiem rodzinnym. Najpierw puszczałam to trochę mimo uszu, choć miałam zawsze wielki szacunek do wiary i św. Anny. Nie potrzebowałam jednak pomocy. Kiedy skończyłam 20 lat, wciąż słyszałam pytania, kiedy wyjdę za mąż. Nie chciałam wychodzić za chłopaków z okolicy, którzy często zaglądali do kieliszka. Zaczęłam więc prosić św. Annę o dobrego męża. Ilekroć przechodziłam koło kościoła, wstępowałam na chwilę i wzdychałam w tej intencji. Trwało to 10 lat i moi bliscy już stracili nadzieję, że wyjdę za mąż. Wówczas poznałam Kazika, który przyjeżdżał do Lubartowa do swego wuja i pomagał mu w prowadzeniu małego warsztatu. Widziałam, że co niedziela chodzi do kościoła i nie stoi z innymi panami pod budką z piwem. Zakochaliśmy się i pobraliśmy właśnie w kościele św. Anny. Do dziś dziękuję za mojego męża – mówi pani Anna.

Dostępne jest 22% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.