Zaproszenia do polubienia, czyli kampania w cieniu słowiańskich palm

Mnie nie uwiedzie takie czy inne zdjątko, uśmieszek, uścisk rączki, okrągłe słówka, odważna pyskóweczka na TT czy rozdawanie długopisów, pączków i eko skarpetek, nawet jeśli zima nadchodzi (zamiast skarpetek lepsze byłyby maski antysmogowe).

Zaczęło się. Każdego dnia zapraszany jestem przez różne osoby do polubienia oficjalnej strony polityków i kandydatów na polityków w mediach społecznościowych. Od lewa do prawa. A nawet od bardzo lewa do bardzo prawa. Oczywiście z tego typu zaproszeń nie korzystam. Bo niby czemu miałbym?

Pewnie w innych częściach kraju wygląda to podobnie jak u nas, nad Bystrzycą, nad Bugiem i nad Wisłą – gdzie dzień po dniu objawiają się kandydaci, reprezentanci list – bo wybory coraz bliżej. Konferencje prasowe, eventy, przemowy, garnitury, garsonki, słowa, słowa, słowa. Wreszcie plakaty. Duże i małe, wysoko i nisko, i w mieście, i na wsi. Ładne i mniej ładne. Gdy spadnie na nas szara jesień – będzie mniej ładnie. Tym bardziej, że w wielu miejscowościach z roku na rok ubywa drzew. (Obiecałem sobie, że poświęcę czas na zagadnienie dotyczące arcyciekawej praktyki ostatnich lat, którą dostrzegam we wsiach i w miastach, a mianowicie chodzi o „chlastanie” wierzchołków drzew: najczęściej świerków i brzóz. Wygląda to jak słowiańska odmiana palmy. Ale przyjdzie i na to odpowiedni czas).

Z alternatywą nie jest u nas za dobrze. Są za to nadal różne możliwości. Należę do osób, które mają dobrą pamięć. Także do twarzy i wydarzeń. Zwłaszcza do słów. Mnie nie uwiedzie takie czy inne zdjątko, uśmieszek, uścisk rączki, okrągłe słówka, odważna pyskóweczka na TT czy rozdawanie długopisów, pączków i eko skarpetek nawet jeśli zima nadchodzi (zamiast skarpetek lepsze byłyby maski antysmogowe).

Zdecyduję w oparciu o drobne sprawy. O detale. Na pewno nie w oparciu o wiarę w nagłą przemianę kandydata. Przyjmuję kierunek weryfikacji: od spraw lokalnych do kwestii globalnych.