Janek Mela: Chciałem podróżować, a podróż do toalety wydawała się czymś nieosiągalnym

Justyna Jarosińska

publikacja 10.10.2019 14:23

Polski podróżnik, działacz społeczny i najmłodszy w historii zdobywca dwóch biegunów, opowiadał w Lublinie o życiowych trudnościach i o tym, jak na niego wpłynęły.

Janek Mela na KUL. Janek Mela na KUL.
Justyna Jarosińska /Foto Gość

Spotkanie z Jankiem Melą odbyło się na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Zorganizowało je Duszpasterstwo Akademickie KUL wraz z Fundacją "Dzieło Nowego Tysiąclecia". 

Podróżnik opowiadał zarówno młodszym, jak i starszym słuchaczom o swoim doświadczeniu drogi z Panem Bogiem i o tym, że każda trudność może stać się błogosławieństwem. 

– Był czas w moim życiu, kiedy bardzo rzadko modliłem się modlitwą "Ojcze nasz" – mówił Janek Mela. – Wiecie dlaczego. Po prostu bałem się, że gdy Bóg usłyszy słowa "Bądź wola Twoja", naprawdę zechce to wszystko za mnie ogarniać. Bo łatwo jest wypowiadać te słowa, gdy mamy fajny, dobry dzień, gdy dobrze nam się wiedzie, jednak gdy okazuje się, że Pan Bóg ma na nasze życie niekoniecznie hollywoodzki scenariusz, to przestaje to już być takie proste. 

Podróżnik przekonywał, że gdy jednak sami próbujemy kontrolować na każdej płaszczyźnie swoje życie, to nic z tego nie wychodzi. – Chcemy, by cierpienia w życiu było jak najmniej, ale tak się nie da. Obojętnie jak byśmy się starali, krzyż nas zawsze dopadnie. 

Janek przypomniał historię swojego życia, w którym jako małe dziecko najpierw doświadczył pożaru domu, później śmierci brata, a jeszcze później sam uległ wypadkowi.

– Różne trudności, które mnie spotykały paradoksalnie mnie wzmacniały – podkreślał. – Dawały mi przestrzeń do zadawania sobie podstawowych pytań. Przez wiele lat średnio obchodziło mnie, czy Pan Bóg ,czy Go nie ma. Nie zastanawiałem się, po co ja żyję. Gdy po porażeniu prądem straciłem nogę, właśnie wtedy, gdy  rozpędzałem się życiowo, poczułem, jakbym walnął głową w wielki znak stop. Oznaczał on koniec jakiejkolwiek aktywności życiowej, koniec pasji, marzeń. Zacząłem weryfikować swoje życie, plany na przyszłość, cele. Chciałem zwiedzać świat, a nagle okazało się, że nie mam nogi. Podróż do toalety wydawała się wtedy czymś nieosiągalnym. Wydawało mi się, że by do tego świata pasować, trzeba być takim, jak inni. Gdy się okazało, że nigdy nie będę taki jak inni, to był to dla mnie koniec świata.

J. Mela podkreślał, że dopiero później zrozumiał, że każdą trudność, cierpienie, można przekuć w coś sensownego. – Kiedyś myślałem, że Pan Bóg za dobre wynagradza, a za złe karze, ale jak zaczęły na naszą rodzinę spadać po kolei nieszczęścia, to jednak zacząłem myśleć, że chyba na takie cierpienie nie zasłużyliśmy. Z czasem zacząłem zauważać, że każde doświadczenie ma dwie strony.  Pomyślałem nawet, że może czasami jest tak, że Pan Bóg musi dopuścić do tego żeby ci się "chata zjarała", byś odkrył, że masz wokół siebie ludzi, na których możesz liczyć. Czasami cierpienie jest potrzebne, żeby otworzyć nam oczy i pomóc dostrzec to, co jest dobre wokół nas. 

Podróżnik opowiadał też o trudnych relacjach ze swoim ojcem i o tym jak Pan Bóg je uzdrowił. – Wiem, że to jest prawdziwy cud – podkreślał.