W Lublinie i w Polsce zgubił swoje serce. Ks. prof. Józef M. De Smet

ks. prof. Antoni Dębiński

publikacja 21.12.2019 11:43

Życzliwość belgijskiego uczonego była niezwykle owocna i nieoceniona. W latach osiemdziesiątych, kiedy w Polsce brakowało wszystkiego, sklepy świeciły pustkami i obowiązywały kartki na żywność, prof. De Smet organizował zbiórki żywności i materiałów codziennego użytku, które trafiały do Lublina i innych miejscowości.

W Lublinie i w Polsce zgubił swoje serce. Ks. prof. Józef M. De Smet Ks. prof. Antoni Dębiński: Koło Społecznie-Postępowe okazało się efemerydą; istniało zaledwie sześć lat. W 1957 r. definitywnie zakończyło swoją działalność. Jakub Szymczuk /Foto Gość

8 grudnia bieżącego roku w historycznym Gmachu Głównym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, który w tym dniu z dumą i radością obchodził 101. rocznicę swej pierwszej inauguracji, odbyła się ceremonia odsłonięcia tablicy pamiątkowej. Została ona dedykowana – jak informuje wyryty na niej komemoracyjny tekst – „Wielkiemu przyjacielowi Polski i KUL / Księdzu prof. dr. Józefowi M. De Smet”. Uroczystość ta pozostaje w ścisłym związku z innym wydarzeniem, mianowicie ze zorganizowanym 37 lat temu, także 8 grudnia, posiedzeniem Senatu Akademickiego KUL, podczas którego przywoływanego na tablicy uczonego z Belgii uhonorowano doktoratem honoris causa KUL. Kim był ów „wielki przyjaciel”, któremu przed laty nasz Uniwersytet nadał najwyższą akademicką godność, a kilkanaście dni temu odsłonił poświęconą mu tablicę pamiątkową?

Podobieństwa między Flamandczykami i Polakami?

Odpowiedź znajdziemy we wspomnieniach wielu profesorów i w uchwale Senatu Akademickiego KUL z 1982 r., który przyznając jednomyślnie doktorat honorowy, wskazał trzy ważne racje swojej decyzji. Pierwszą z nich – jak czytamy – był wyraz „uznania dla zasług […] w zakresie historii europejskiego średniowiecza”. Istotnie, De Smet był wytrawnym mediewistą, wybitnym historykiem belgijskim. Poprzez studia i pracę związał się z Katolickim Uniwersytetem z Leuven, najstarszym w dawnych Niderlandach, który dla założyciela naszej Uczelni, ks. Idziego Radziszewskiego, był nie tylko miejscem studiów filozoficznych (przygotował pracę doktorską w słynnym Institut Supérieur de Philosophie), ale także wzorcem, ważnym punktem odniesienia przy organizacji naszej Alma Mater. Nim jednak De Smet trafił na uniwersytet w Leuven jako pracownik, przeszedł kilka etapów gruntownej i wszechstronnej edukacji. Działo się to w zachodniej Flandrii, gdzie przyszedł na świat. Urodził się w 1916 r. w położonym nad rzeką Leie historycznym mieście Kortrijk, miejscu znanym ze zwycięstwa powstańców flamandzkich nad rycerstwem francuskim w 1302 r. Owa wiktoria stała się symbolem walki Flamandów o niezależność, w czym można było się dopatrywać pewnego podobieństwa pomiędzy narodem flamandzkim i polskim. Stąd też może ta sympatia De Smeta do Polski i Polaków uparcie dążących do wolności.

Niezwykle ciekawy naukowiec

Odebrał staranne i wielokierunkowe wykształcenie. Najpierw studiował filologię klasyczną na uniwersytecie w Leuven. Potem odbył studia filozoficzne i teologiczne w Wyższym Seminarium Duchownym w urzekającej pięknem średniowiecznej architektury i krętych kanałów Brugii. W tym mieście, zwanym flamandzką Wenecją, przyjął świecenia kapłańskie, po czym podjął pracę duszpasterską. Nie zaprzestał dalszych studiów. Pełniąc funkcje duszpasterskie jeszcze raz podjął je w Leuven, tym razem z historii.  Kolejno uzyskał stopnie naukowe, w tym – na podstawie znakomitej, wysoko ocenionej pracy źródłowej „Paces Dei w prowincji kościelnej Reims”, napisanej pod kierunkiem prof. Egieda Idesbalda Dtrubbe – doktorat (1956). Po II wojnie światowej został zatrudniony jako asystent na macierzystym uniwersytecie w Leuven, początkowo na wydziale prawa kanonicznego, a następnie filozofii i literatury, aby z czasem uzyskać tytuł profesora. W badaniach naukowych koncentrował się na historii prawa kościelnego, metodologii i naukach pomocniczych historii, szczególnie dyplomatyce, strukturze organizacyjnej monarchii Karolingów, reformie gregoriańskiej, sporach o inwestyturę w XI-XII w., idei „pokoju Bożego”, a także miejscu kobiet w społeczeństwie średniowiecznym. Był wytrawnym mistrzem i mentorem; przez jego zajęcia, wykłady i seminaria przewinęły się setki studentów, nie tylko historii, ale także pokrewnych dyscyplin: teologii, prawa, socjologii, geografii, muzykologii czy filozofii.

Przyczynił się do polsko-belgijskiej współpracy naukowej

Innym powodem przyznania doktoratu honorowego J. De Smetowi były jego działania – jak czytamy w przywoływanej już uchwale Senatu – na rzecz „rozwoju polsko-belgijskiej współpracy naukowej”. Bez wątpienia miał w tym zakresie wybitne i spektakularne osiągnięcia.  Otóż przez wiele lat pełnił funkcję kierownika, powołanego z jego inicjatywy, Zakładu Historii Średniowiecznej, w którym zajmował się organizacją międzynarodowych konferencji i seminariów poświęconych dziejom średniowiecznego chrześcijaństwa, ich uczestnikami byli również pracownicy KUL. Należy pamiętać, że odbywało się to w czasach zimnej wojny i żelaznej kurtyny, w siermiężnej rzeczywistości tzw. bloku wschodniego, kiedy kontakty międzynarodowe naszego Uniwersytetu były limitowane i kontrolowane przez państwowe władze administracyjne oraz służby bezpieczeństwa i wywiadu. De Smet był także członkiem kolegium redakcyjnego znanego i prestiżowego dziś „Revue d’histoire ecclésiastique”. Zabiegając o nadanie temu czasopismu międzynarodowego charakteru, zaprosił do współpracy wielu uczonych z różnych krajów, w tym także prof. Jerzego Kłoczowskiego i grupę innych historyków z KUL, co sprawiło, że w kolejnych numerach czasopisma systematycznie ukazywały się artykuły i noty recenzyjne najważniejszych polskich publikacji poświęconych historii Kościoła. Miało to kapitalne znaczenie dla naszej Alma Mater. Trudno nie zgodzić się z opinią prof. Kłoczowskiego, który stwierdził, że dzięki tej współpracy „mogliśmy prezentować rezultaty naszych badań w międzynarodowej przestrzeni”. Stałe kontakty De Smeta z pracownikami KUL zaowocowały powstaniem w naszej Uczelni Ośrodka Kultury Niderlandzkiej (1977), czyli podwalin pod współczesny kierunek studiów – filologię niderlandzką i dwie katedry – Języka Niderlandzkiego oraz Literatury Niderlandzkiej.

Niecodzienna rodzina De Smet

Senat Akademicki wskazał także inny ważny motyw przyznania doktoratu honorowego, wynikał on, jak stanowi uchwała, z „wdzięczności za organizowaną [...] od 25 lat pomoc dla Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego”. Ta kwestia wybrzmiała bardzo wyraźnie w czasie uroczystości wręczenia doktoratu honorowego. Z jego inicjatywy, jak to ujął w laudacji prof. Eugeniusz Wiśniowski, doszło do nawiązania bliskiej współpracy pomiędzy uniwersytetem w Leuven a KUL. Ogromna sympatia De Smeta do Polski i Polaków skłoniły go do stworzenia programu stypendialnego wspierającego badania prowadzone w Leuven przez naukowców z KUL. Dzięki bilateralnej umowie o wymianie pracowników w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX stulecia do Leuven mogła wyjechać grupa kilkudziesięciu pracowników naukowych KUL. Zatrzymywali się w Kolegium Justusa Lipsiusa, którego ksiądz profesor, życzliwy i otwarty, przez lata był prezydentem. Jak zauważył prof. E. Wiśniowski, kolegium to „stało się »Domem Polskim« o renomie, która ściąga nie tylko Kulowców, ale także pracowników naukowych z innych polskich uczelni”. Jak wspominają byli stypendyści, dziś już w większości emerytowani pracownicy naszej Uczelni, prowadząc Kolegium, stworzył w nim rodzinną atmosferę. „Mieszkając w Kolegium Justus Lipsius, ma się chwilami wrażenie, że należy się do rodziny De Smet. Bo któż z jego polskich mieszkańców nie poznał jej członków, nie był jej gościem w Kortrijku?” – retorycznie pytał w laudacji prof. Wiśniowski.

Życzliwość belgijskiego uczonego była niezwykle owocna i nieoceniona. W latach osiemdziesiątych, kiedy w Polsce brakowało wszystkiego, sklepy świeciły pustkami i obowiązywały kartki na żywność, prof. De Smet organizował zbiórki żywności i materiałów codziennego użytku, które trafiały do Lublina i innych miejscowości. Aby skuteczniej pomagać naszemu Uniwersytetowi, założył w Belgii Koło Towarzystwa Przyjaciół KUL i stanął na jego czele.

Siła uniwersytetów katolickich

Przyznanie doktoratu honorowego De Smetowi stało się ważnym wydarzeniem. Fakt ten – pisał 30 września 1982 r. ówczesny rektor o. prof. Albert Mieczysław Krąpiec OP do prymasa Polski kard. Józefa Glempa – „odbił się głośnym echem w Belgii, zarówno wśród społeczności flamandzkiej, jak i walońskiej”. Uroczystość odbyła się 8 grudnia 1982 r.; zajęcia zostały odwołane w godz. 10-14 dla „umożliwienia studentom i pracownikom wzięcia udziału we Mszy św. i uroczystości w auli”. Aby mogło do niej dojść, prorektor prof. Stefan Sawicki wystąpił do Ministerstwa Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki z „Wnioskiem o przyjęcie cudzoziemca”. Dodatkowo, jak czytamy, prorektor wysłał dokument do wiadomości Urzędu do Spraw Wyznań (jako centralny organ administracji wyznaniowej był częścią aparatu kontroli i represji państwa wymierzonych przede wszystkim przeciwko Kościołowi).  W kilka dni później ministerstwo „wyraziło zgodę” na zaproszenie gości z Belgii. Był to niezwykle trudny okres dla Polski i naszej Uczelni. Od roku trwał stan wojenny. W tym samym dniu, kiedy na KUL odbywały się uroczystości, „We Wrocławiu ujawniono 11-osobową nieformalną grupę, która w ramach zakonspirowanych struktur NSZZ „Solidarność” zajmowała się sporządzaniem i drukiem nielegalnych wydawnictw i ulotek, zakwestionowano 150 matryc koloidalnych, 7 ryz papieru” – jak czytamy w kalendarium IPN.

W tym kontekście uroczystość nabrała szczególnego wymiaru. Otwierając ją, rektor o. A.M. Krąpiec powiedział, że „rzuca ona znamienne światło i wyjaśnia korzenie istnienia i działania takich instytucji kulturalnych, jakimi są uniwersytety katolickie. Ich rola wiąże się z wielką ideą jedności i odrodzenia chrześcijańskiego Europy. […] Społeczeństwa uniwersyteckiego nie dzielą ani granice polityczne, ani ekonomiczne, ani kulturalne. Ludzie uniwersytetów stanowią bowiem swoistą i jedyną rzeczpospolitą uczonych”. Wydarzenie zgromadziło wielu znamienitych gości, w tym także wielu zza „żelaznej kurtyny”. W specjalnym telegramie gratulacyjnym prof. Aleksander Gieysztor, późniejszy doktor honoris causa KUL, usprawiedliwiał swoją nieobecność: „Nie mogę przybyć – wyjazd zagraniczny”.

Przywoływany już prof. Wiśniowski, wygłaszając laudację, „najpierw po flamandzku, a następnie po polsku” – jak dowiadujemy się z zachowanego w Archiwum Uniwersyteckim KUL „Porządku uroczystości” – zakończył ją słowami, które mogą być puentą niniejszego wywodu: „[Ks. prof. J. De Smet] w Lublinie i w Polsce, gdzie, jak powiedział jeden z Jego uczniów, zgubił swoje serce, ma wielu oddanych przyjaciół”. Ufam, że tablica na pierwszym piętrze Gmachu Głównego KUL będzie nam o tym przypominać i inspirować do działania następne pokolenia.