Córeczko, do zobaczenia. Pogrzeb Alicji Mazurek

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 31.12.2019 15:10

Setki ludzi z białymi różami w ręku towarzyszyły Alicji Mazurek w ostatniej ziemskiej drodze. Bo Ala i jej rodzina przez ostatnie niemal dwa lata stały się bliskie wielu osobom, którzy wcześniej ich nie znali.

Msza św. była dziękczynieniem za życie Alicji. Msza św. była dziękczynieniem za życie Alicji.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Jak opowiedzieć o pięknej, mądrej dziewczynie zakochanej w Panu Bogu, która mając zaledwie 19 lat, zjednoczyła na modlitwie tysiące ludzi na całym świecie? Jak to możliwe, że obce dotąd sobie osoby angażowały się w dziesiątki działań na rzecz Alicji? W jaki sposób milcząca od chwili wypadku w lutym 2018 r. dziewczyna tak wiele zdołała przekazać nie tylko swoim najbliższym, ale i ogromnej rzeszy młodszych i starszych?

- Odpowiedź może być tylko jedna - Ala wypełniła Boży plan, który stał się jej udziałem. I choć dziś, w dzień jej pogrzebu, serce pęka z bólu, to nasza modlitwa jest dziękczynieniem za życie Alicji - mówił ks. Emil Mazur w homilii podczas Mszy św. pogrzebowej w parafii św. Agnieszki w Lublinie.

W pogrzebie uczestniczyli zarówno przyjaciele Alicji i jej rodziny, jak i osoby, które nigdy wcześniej jej nie spotkały, ale towarzyszyły jej rodzinie w walce o życie Ali i wspierały ją nieustanną modlitwą.

Bliscy Alicji mogli cały czas liczyć na wsparcie wielu osób.   Bliscy Alicji mogli cały czas liczyć na wsparcie wielu osób.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Ksiądz Mazur, przyjaciel rodziny Alicji, przypomniał, że to właśnie ona zaufała Jezusowi i niezależnie od okoliczności świadczyła o Nim. Jej ulubioną modlitwą był Psalm 71, który zaczyna się od słów: "Panie, do Ciebie się uciekam, niech nigdy nie doznam wstydu. W Twojej sprawiedliwości wyrwij mnie i ocal, nakłoń ku mnie ucha i wybaw mnie!".

- Ala była darem powierzonym swoim rodzicom - Agnieszce i Wojtkowi. Bóg postanowił podzielić się z nimi swoją miłością poprzez małe dziecko, które przyszło na świat w ich rodzinie 6 kwietnia 2000 roku. Mała dziewczynka, której dali na imię Alicja, była pełna radości. Biegała z dwoma warkoczykami na głowie, czasem psociła i - jak każdy człowiek - miała swoje lepsze i gorsze dni. Nikt wówczas nie przypuszczał, że Bóg ma dla niej i jej rodziców szczególny plan, który wypełnił się na naszych oczach - mówił ks. Emil.

Dorastając, odkryła siłę wspólnoty. Najpierw było to Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, potem wspólnota Guadalupe, która zbliżyła ją do Maryi. Nie bała się przyznawać do Jezusa w gronie swoich rówieśników, co nie zawsze było łatwe. Pragnęła jednak żyć coraz bardziej z Bogiem. Jej tata Wojtek wspomina, że kiedyś wracał z Alą samochodem z Krakowa i wówczas opowiadał jej o pewnych problemach. Na to Alicja powiedziała: "Wiesz, tato, byłam dziś na Mszy św., przystąpiłam do spowiedzi i Komunii św., jestem czysta i gotowa spotkać się z Panem Bogiem".

Kwiaty od rodziców Ali wyrażają nadzieję na spotkanie w niebie.   Kwiaty od rodziców Ali wyrażają nadzieję na spotkanie w niebie.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

19 lutego 2018 r. czas w rodzinie Mazurków na chwilę się zatrzymał. Alicja, jadąc samochodem ze swoim kolegą ze wspólnoty Olafem, miała wypadek samochodowy. On zginął na miejscu, Ala - wbrew wszelkiej logice - przeżyła. Lekarze jednak nie dawali jej szans. Przygotowywali rodziców na jej śmierć. Dziewczyna jednak przechodziła kolejne operacje i żyła. Miała nie widzieć, a widziała, miała nie oddychać samodzielnie, a oddychała. Cały czas otaczana była modlitwą. Najpierw przyjaciół ze wspólnoty, potem do tego wołania do Boga dołączali inni. Tysiące ludzi na całym świecie włączyło się w modlitwę za Alicję i jej rodziców. Zaczęły powstawać różne inicjatywy, podczas których zbierano pieniądze na rehabilitację Ali.

Choć dziewczyna pozostawała w śpiączce, jednoczyła wokół nieprzebrane rzesze, które odkrywały w sobie chęci do działania i modlitwy. Dom państwa Mazurków stał się przystanią dziesiątek nie tylko młodych ludzi, którzy przychodzili, by pobyć z Alicją, pomóc, wesprzeć ją.

- Choć Ala była jedynaczką, nie była sama. Miała w nas siostry i braci. Przychodziliśmy do domu jej rodziców bez pukania, robiliśmy sobie herbatę czy kawę i rozmawialiśmy z Alicją, choć ona nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa. Jej milczenie było tak wymowne, że wielu z nas tu właśnie znajdowało odpowiedzi na różne pytania. Ala była i jest cały czas dla nas wielkim darem, częścią naszego życia - mówiła Marylka, przyjaciółka Alicji.

By pomóc swojemu dziecku, ale także innym osobom w podobnej sytuacji, rodzice Ali wybudowali w Turce pod Lublinem ośrodek neurorehabilitacji, który otwarto zaledwie 15 grudnia.

- Ala była motywacją do takich działań, doczekała ukończenia tego dzieła. To kolejny wymowny znak, że Bóg ma swój plan, który dla nas po ludzku bywa niezrozumiały, ale z Jego perspektywy widać lepiej. W końcu przyszedł dzień 29 grudnia - niedziela Świętej Rodziny. To wtedy Bóg powiedział: "Ala, czas odpocząć, chcę cię mieć w niebie, gdzie czekają na ciebie Twoi przodkowie. Rodzice sobie poradzą, bo Ja będę z nimi, a ty chodź do nieba". I Ala poszła, od dawna gotowa na tę chwilę - mówił ks. Emil.

Przy białej trumnie w kościele św. Agnieszki rodzice postawili wielkie serce z białych róż przepasanych szarfą z napisem: "Kochana córeczko - do zobaczenia". Z tą nadzieją wszyscy żegnali Alicję, która patrzy teraz na nas z niebiańskiej perspektywy.