Na ratunek. Sprawiedliwi wśród narodów świata

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 16.03.2020 09:40

Byli zwykłymi mieszkańcami Kurowa, a kiedy zaczęła się wojna przyszli z pomocą swoim żydowskim znajomym ukrywając ich u siebie w domu. To państwu Gajdom Dina Rotsztein zawdzięcza życie

Pamiątkowe zdjęcie Diny z mężem przesłane rodzinie Gajdów z Francji. Pamiątkowe zdjęcie Diny z mężem przesłane rodzinie Gajdów z Francji.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

O wojnie mówiło się od dawna, ale wszyscy mieli nadzieję, że jednak do niej nie dojdzie. Kiedy 1 września na Kurów spadły bomby ludzie nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Rynek tej maleńkiej podlubelskiej miejscowości zamienił się w gruzowisko. Wśród zniszczonych domów, był także ten zamieszkiwany przez Dinę Rotsztein i jej rodzinę.

Kiedy wybuchła wojna Dina miała 12 lat. Jej dotąd znany świat, nagle zniknął. Pozbawiona mieszkania rodzina radziła sobie jakoś do 1941 roku, kiedy to Niemcy utworzyli w Kurowie getto. Wiadomo było, że każdy, kto nie podporządkuje się niemieckim zarządzeniom zginie. Rodzina Diny jednak wiedziała także, że getto to również wyrok śmierci, dlatego postanowiła się ukrywać. Liczne rodzeństwo znalazło schronienie w różnych miejscach. Przed wojną Dina chodziła do jednej klasy z Zosią Gajdą. Dziewczyny bardzo się lubiły i ich rodziny się znały, dlatego, gdy przyszło decydować o miejscu schronienia, Dina miała odwagę zapukać do rodziny Gajdów. Nie pomyliła się licząc na to, że przyjdą jej z pomocą.

- Moi dziadkowie otworzyli dla Diny dom i serce. Wiedzieli, że za pomoc Żydom grozi im kara śmierci, ale nie wyobrażali sobie, że mogą odmówić pomocy. Dla nich to nie było bohaterstwo, ale zwykła ludzka przyzwoitość, która kazała wspomóc ludzi w potrzebie – mówi Joanna Kustra wnuczka Feliksy i Stanisława Gajdów.

Ludziom rozpowiadali, że mieszka z nimi przybrana córka. Ci, którzy Diny nie znali wcześniej, wierzyli, że to prawda, inni solidarnie milczeli. Cała rodzina łącznie z najmłodszymi dziećmi wiedziała, że nie wolno o Dinie mówić. Sama dziewczyna, która spisała po wojnie swoje świadectwo, zanotowała, że trzy i pół letni Władek pełnił dyżur przy oknie, czy ktoś obcy do nich nie idzie. Jeśli ktoś przychodził, Dina wchodziła pod łóżko 1,5 rocznej Sabinki, która uważała to za najlepszą zabawę.

- Dla bezpieczeństwa Diny, a także rodziny Gajdów potrzebna była również kryjówka poza domem. Dziadek wykopał dla niej w ziemi specjalne schronienie, w którym w chwilach zagrożenia dziewczyna przebywała – opowiada pani Joanna.

Nie wszyscy członkowie jej rodziny mieli tyle szczęścia. Ukrywająca się w okolicy matka dziewczyny z młodszym bratem zostali zastrzeleni. Starsza siostra, która dla Diny była oparciem i wzorem, zginęła będąc w siódmym miesiącu ciąży zagazowana w Treblince. Kiedy wojna dobiegła końca okazało się, że przeżyła tylko Dina.

W 1946 roku wyjechała do Francji, gdzie przeżyła jedyna ciotka. Tam mając 19 lat wyszła za mąż. Nigdy jednak o Gajdach nie zapomniała. Niedługo po ślubie przysłała do Kurowa zdjęcie na którym pozuje z mężem. Na odwrocie napisała „Na wieczną pamiątkę dla moich najdroższych, których nigdy nie zapomnę. Dla kochanej familii Gajda”. Także z Kurowa do Francji poszedł list z fotografią Feliksy, która zastępowała Dinie matkę, szczególnie, gdy ta została zamordowana. Na odwrocie tej fotografii Feliksa napisała „Przybranej Córuni – Mamusia”.

- Choćby te fotografie są dowodem na to, jakie więzy połączyły młodą Żydówkę z polską rodziną. Po wojnie Dina opowiedziała historię swego ocalenia, opisując ze szczegółami okrucieństwa jakie widziała, śmierć swojej rodziny i innych Żydów i bohaterstwo zwyczajnej polskiej rodziny, która nie wahała się ani przez chwilę udzielając jej schronienia i pomagając innym Żydom, którzy wiedzieli, że u Gajdów zawsze znajdzie się coś do jedzenia, ubrania, czy inna niezbędna pomoc – opowiada pani Joanna.

Za swoją postawę w ratowaniu ludzkiego życia Feliksa i Stanisław Gajda zostali odznaczeni medalem „Sprawiedliwy wśród narodów świata”