Zamiast na ulicach Starego Miasta, pomódlmy się w domu

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 27.03.2020 10:25

Droga Krzyżowa ulicami lubelskiej Starówki w intencji osób uzależnionych miała się odbyć 27 marca. W związku z obecną sytuacją nie wyjdziemy na ulice, ale módlmy się w domu. Przeczytajmy też, co członkowie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka mówią o tym, jakie znaczenie ma abstynencja.

Modlitwę za uzależnionych od wielu lat prowadzą członkowie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Modlitwę za uzależnionych od wielu lat prowadzą członkowie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka.
KWC

Już od ponad 20 lat po lubelskiej Starówce w jeden z piątków Wielkiego Postu idzie Droga Krzyżowa w intencji uzależnionych, ich rodzin i bliskich. Ci, którzy zdecydowali się podpisać Krucjatę Wyzwolenia Człowieka, polegającą m.in. na abstynencji od alkoholu, chcą wspierać tych, którzy uwikłali się w różne uzależnienia, ale chcą też być po prostu wolni.

– Nie chodzi tylko o to, by nie pić. Chodzi też o to, by nie stawiać alkoholu, nie kupować go i nim nie częstować. Krucjata pomaga stać się człowiekiem wolnym od różnych nałogów i jest ofiarą złożoną Bogu w intencji tych, którzy mają problem z jakimś zniewoleniem – mówi Małgorzata Klejszmit z lubelskiej Diakonii Wyzwolenia.

Początek temu dziełu dał ks. Franciszek Blachnicki, założyciel Ruchu Światło–Życie. Najpierw w latach 50. ubiegłego wieku zaproponował Krucjatę Wstrzemięźliwości widząc, jak wiele osób każdego dnia sięga po alkohol, którym czasami płaci się nawet za wykonaną pracę. Potem przyszedł apel papieża Jana Pawła II, który u progu pontyfikatu wzywał: „Proszę abyście przeciwstawiali się wszystkiemu, co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa, co czasem może aż zagrażać jego egzystencji i dobru wspólnemu, co może umniejszać jego wkład do wspólnego skarbca ludzkości, narodów chrześcijańskich, Chrystusowego Kościoła”. Krucjata została uroczyście ogłoszona w obecności Ojca Świętego, jemu oddana i przez niego pobłogosławiona podczas pierwszej pielgrzymki do Polski 8 czerwca 1979 r. w Nowym Targu. Ks. Blachnicki o ludziach, którzy zdecydowali się ją podpisać, mówił że to kolumna ratunkowa dla uzależnionych.

Okazuje się, że drogi do krucjaty są bardzo różne. Jedni podpisują deklarację w konkretnej intencji kogoś uzależnionego, inni ofiarują swoją abstynencję Bogu bez wskazania na coś, czy kogoś szczególnego. Wszyscy są zgodni, co do tego, że krucjata przede wszystkim im przyniosła pokój, a komu pomogła jeszcze, wie Pan Bóg. Co roku do krucjaty przystępuje w naszej diecezji ponad 100 osób. To głównie ludzie młodzi, którzy – wbrew powszedniej opinii – chcą w ten sposób dać świadectwo wiary i wesprzeć potrzebujących.

– Najwięcej osób podpisuje deklaracje podczas rekolekcji wakacyjnych Ruchu Światło–Życie, gdzie wyjaśniane są zasady krucjaty, jej cel i sens. Zwykle poparte jest to świadectwem kogoś, kto jest członkiem KWC. To ludzi przekonuje, że warto podjąć się abstynencji nie tylko dla własnego dobra, ale też dlatego, że moja trzeźwość może być komuś innemu bardzo potrzebna – mówi ks. Sławomir Jargiełło odpowiedzialny za Diakonię Wyzwolenia Ruchu Światło–Życie, organizatora dorocznej Drogi Krzyżowej po ulicach Starego Miasta.

Kasia od 19 lat jest mężatką, od 3 wraz z mężem formuje się w Ruchu Światło–Życie. – Wcześniej wiedziałam, że jest coś takiego jak KWC, ale nie do końca wgłębiałam się w jej znaczenie. Myślałam sobie, że skoro nie mam problemu z alkoholem, to tak naprawdę mnie nie dotyczy – mówi Kasia. Dopiero podczas pierwszych 15-dniowych rekolekcji oazowych, na jednej z konferencji poświęconej KWC, zrozumiała, czym jest krucjata i że można ją ofiarować za drugiego człowieka.

– Wtedy poczułam ogromne pragnienie w sercu, aby uczynić dar z siebie za mojego najmłodszego brata, który jest uzależniony od alkoholu, dopalaczy i różnych używek. Na dodatek obraca się w podobnym towarzystwie i jest daleko od Pana Boga. W tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że sam nie jest w stanie sobie pomóc i że Pan Bóg zaprasza właśnie mnie. Podpisałam KWC jako kandydat, czyli na rok. Po tym czasie zdecydowałam się zostać członkiem KWC, czyli podpisać deklarację na całe życie. Wiem, że nie od razu nastąpią znaczne zmiany w życiu mojego brata, ale wierzę, że Pan Bóg w swoim odpowiednim czasie dokona jego przemiany – podkreśla Katarzyna.

Tomasz z Krucjatą Wyzwolenia Człowieka spotkał się w 1991 roku, uczestnicząc w rekolekcjach oazowych dla młodzieży. – Wówczas przedstawiono mi tę akcję jako sposób na zmianę świata, jako bunt wobec wszechobecnego przymusu picia alkoholu – mówi Tomasz Barczyk.

Jako młody człowiek zauważył, że na wszystkich imprezach ludzi dorosłych był alkohol, a wśród jego rówieśników alkohol wydawał się tajemniczym, a jednocześnie obowiązkowym elementem spotkań poza kontrolą dorosłych. – Zdecydowałem się podjąć tę inicjatywę. Zachęcony ideałami krucjaty, przez kolejne dwa lata podpisywałem deklarację kandydata KWC. Był to dla mnie czas budowania w sobie odwagi w różnych przestrzeniach życia. Wraz z jednoczesną formacją w oazowym Ruchu Światło–Życie, KWC stała się dla mnie sposobem na życie – trzeźwe życie – podkreśla.

W jego rodzinnym domu alkohol był spożywany okazyjnie. Nie miał z nim styczności na co dzień. – Jednak w dalszej rodzinie były i są takie osoby. To za jedną z nich podjąłem się KWC, choć okazało się, że to mnie samemu najbardziej służy moja abstynencja – podkreśla. W kolejnych latach przekraczał kolejne etapy obecności w krucjacie. Nabrał odwagi, by na różnych imprezach, osiemnastkach mówić o swojej abstynencji i wyjaśniać, dlaczego wybrał takie życie. – Największym owocem mojego włączenia się w krucjatę jest wyzbycie się przeze mnie lęku przed sobą samym i przed drugim człowiekiem. Okazało się jednak, że to nie koniec dobra, jakie zdarzyło się w związku z KWC. Żyjąc trzeźwo, chciałem tak też żyć z moją żoną. I tak się stało. Moja koleżanka, przyjaciółka, narzeczona i w końcu żona również od lat młodzieńczych związała się z KWC i kolejny już rok nasze życie małżeńskie i rodzinne jest trzeźwe. Począwszy od naszego wesela bezalkoholowego, po dzisiejsze spotkania rodzinne i przyjacielskie, w naszym domu nie ma alkoholu. Rodzina i przyjaciele wiedzą o tym i goszczą u nas za każdym razem, kiedy ich zapraszamy. Okazało się, że to ważne, aby żona zawsze czuła się bezpiecznie, a dzieci widziały swoich rodziców zawsze trzeźwych. Dom bez alkoholu stwarza dobre warunki rozwoju dla dzieci i stanowi też profilaktykę – uważa Tomasz. Abstynencja rodziców nie jest gwarancją trzeźwości dzieci, jednak daje o wiele większe szanse na trzeźwe życie, niż rodzina, w której alkohol jest obecny.

Trzeźwa rodzina to dar. W rodzinnym domu Dominiki nie było alkoholu, rodzice byli przez jakiś czas w Ruchu Światło–Życie i w KWC. – Nie było u nas tzw. barku, ani kieliszków za szkłem. Nie chciałam też, aby w rodzinie, którą założę, był obecny alkohol. I tak się stało – mówi Dominika Barczyk. Zaczęli wspólne życie z Tomaszem od wesela bezalkoholowego – kilku zaproszonych gości nie przyjechało, ale pozostali bawili się dobrze – okazało się, że można!

– W życiu rodzinnym ważne dla mnie jest, że nasze dzieci nie widzą nas nietrzeźwymi, że chociaż zaczynają wchodzić w okres dojrzewania i nie zawsze zgadzają się z rodzicami, to mają pewność, że rodzice odpowiadają za to, co robią i mówią. Nasz 4-letni syn zapytał niedawno, jak wygląda ktoś pijany, bo ma szczęście, że na co dzień nie widzi w swoim otoczeniu ludzi pod wpływem alkoholu – podkreśla Dominika. Wraz z mężem uczą dzieci szacunku do każdego człowieka. O osobach uzależnionych jasno mówią, że są to ludzie chorzy, którzy potrzebują pomocy, i z których nie można się śmiać, że alkoholizm to nieszczęście dla uzależnionego i jego rodziny.

– Obecnie spodziewamy się czwartego dziecka i cieszę się, że mój mąż nie pije także dlatego, że mogę zawsze na niego liczyć, że zawsze jest trzeźwy i gdy zacznie się poród nie będę musiała martwić się o to, czy może wsiąść za kierownicę i zawieźć nas do szpitala – podkreśla Dominika.