Zostawić ślad. Drogi życia Wiesława Chrzanowskiego

ks. prof. Antoni Dębiński

|

GOSC.PL

publikacja 02.04.2020 11:17

Nieco pochylony, zawsze z życzliwym uśmiechem na twarzy, pogodny i ujmujący zachowaniem, chętnie odpowiadał na pytania i wdawał się w dyskusje ze studentami. Ciesząc się ogromnym autorytetem nie stwarzał dystansu, mówił spokojnie, nie podnosił głosu.

Zostawić ślad. Drogi życia Wiesława Chrzanowskiego Ks. prof. Antoni Dębiński: Koło Społecznie-Postępowe okazało się efemerydą; istniało zaledwie sześć lat. W 1957 r. definitywnie zakończyło swoją działalność. Jakub Szymczuk /Foto Gość

Pracę na KUL-u rozpoczął na początku lat 80. Podówczas w Polsce, przeżywającej ogromne trudności gospodarcze i społeczne (ich symbolami stały się kartki żywnościowe i kolejki do sklepów), narastały napięcia i konflikty, co ostatecznie doprowadziło do historycznych przemian.

Obowiązywał stan wojenny. Uniwersytet, funkcjonując w realiach ówczesnej przaśnej rzeczywistości, żył uciążliwą codziennością rozjaśnianą chwałą wielkiego wydarzenia, jakim był wybór w październiku 1978 r. jego profesora, kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Niektórzy wracali myślą do krzepiącej, wyjątkowej i dającej szerszy oddech uroczystości, jaką było  nadanie w 1981 r. doktoratu honoris causa Czesławowi Miłoszowi, laureatowi literackiej  Nagrody Nobla. Coraz silniej zaczynał wiać „wiatr” historii. 

Podsekretarz stanu pisze do "Obywatela Rektora"

Uniwersytet, broniąc autonomii i szukając możliwości realizacji swojej misji, od końca lat 70. starał się o przywrócenie kierunków studiów zawieszonych przez władze komunistyczne, w tym zlikwidowanej w pod koniec lat 40. Sekcji Prawa. Nie było to łatwe. Starania napotkały na trudności ideowe, a przede wszystkim formalne. Decyzja władz w tym zakresie zapadła na szczeblu centralnym. Nie mniej ważne były przeszkody personalne; pozyskanie nowych pracowników naukowych, ideologicznie niezależnych od rządzącej partii, było niezwykle skomplikowane. Ostatecznie władze państwowe zgodziły się na reaktywowanie Sekcji Prawa w ramach funkcjonującego od początku uniwersytetu Wydziału Prawa Kanonicznego. W 1983 r. przeprowadzono nabór na pierwszy rok studiów prawniczych. W takich oto okolicznościach zajęcia podjął Wiesław Chrzanowski: „Zwracam się z uprzejmą prośbą o powołanie mnie na stanowisko docenta na Wydziela Prawa Kanonicznego”, napisał do rektora KUL. Ministerstwo nie zablokowało kandydatury. Podsekretarz stanu pismem skierowanym do „Obywatela Rektora” KUL stwierdził, że zatwierdza uchwałę senatu „o powołaniu ob. dr hab. Wiesława Chrzanowskiego na stanowisko docenta”.

Nosił  staromodny czarny beret…

I tak przyszły marszałek sejmu, minister sprawiedliwości, twórca i pierwszy prezes  „Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego”, kawaler Orderu Orła Białego i papieskiego Orderu Św. Grzegorza Wielkiego, patron ruchu chrześcijańsko-narodowego w III Rzeczpospolitej, jesienią 1982 r. pojawił się w historycznym budynku przy Al. Racławickich 14, dzisiaj zwanym Gmachem Głównym. Mijaliśmy się z nim na korytarzach, spotykaliśmy go  w sali wykładowej czy w stołówce. Zapamiętaliśmy go jako ciepłego, życzliwego człowieka. Nieco pochylony, zawsze z życzliwym uśmiechem na twarzy, pogodny i ujmujący zachowaniem, chętnie odpowiadał na pytania i wdawał się w dyskusje ze studentami. Ciesząc się ogromnym autorytetem nie stwarzał dystansu, mówił spokojnie, nie podnosił głosu. Nosił staromodny czarny beret, okulary w grubej oprawie  i wytarty płaszcz, ale w każdym calu był arystokratą ducha. Imponował encyklopedyczną pamięcią, rozległą wiedzą nie tylko z zakresu prawa cywilnego i spółdzielczego (tym się zajmował zawodowo), ale także z historii i myśli politycznej. Przykuwał uwagę wywodami na tematy podówczas zakazane czy stanowiące swoiste „tabu” (cenzura działała sprawnie), powstania warszawskiego, zbrodni katyńskiej czy historii i zasług  ruchu narodowego w Polsce. Z werwą mówił, odwołując się do platońskich idei, o polityce jako służbie publicznej i prawie jako narzędziu do realizacji idei sprawiedliwości; jedno i drugie wiązał z etyką i moralnością oraz upodmiotowieniem narodu, co w realiach lat 80. brzmiało nader utopijnie.

Podzielił los "pokolenia Kolumbów"

Jego życie było bogate, intensywne, pełne dramatycznych zwrotów i wydarzeń. Urodził się w 1923 roku  w Warszawie w rodzinie ziemiańsko-inteligenckiej pieczętującej się herbem Poraj. Jego ojciec, Wiesław, był inżynierem wykształconym w Niemczech,  wybitnym specjalistą od budowy turbin i maszyn parowych. Jako uznany profesor  pracował na Politechnice, najpierw Lwowskiej, a następnie Warszawskiej. Pełnił ważne funkcje, rektora Politechniki Warszawskiej oraz, dwukrotnie, ministra przemysłu i handlu w gabinecie Władysława Grabskiego i w Rządzie Obrony Narodowej Wincentego Witosa w pamiętnym 1920 r. 

Pierwszy, dobry i spokojny etap życia Wiesława Chrzanowskiego skończył się 1 września 1939 r. Jak wspominał, wybuch wojny zastał go w Boczkach koło Łowicza. Tam, w majątku i dworku, którego rodzice byli właścicielami, jak co roku spędzał wakacje, tam też po raz pierwszy zobaczył samoloty zrzucające bomby. Szybko wkroczył w dorosłość i podzielił los „pokolenia Kolumbów”. Wychowany w wolnej Polsce w duchu katolickim i patriotycznym, w czasie okupacji studiował i działał w konspiracji. Jako żołnierz AK, pseudonim „Poraj” walczył w powstaniu warszawskim w zgrupowaniu "Harnaś", kompania "Genowefa" na Starym Mieście i w Śródmieściu jako dowódca drużyny. 25 sierpnia 1944 r. ranny w nogę, hospitalizowany, na początku września opuścił Warszawę. Nie zaniedbywał nauki, udał się do Krakowa, gdzie ukończył studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego z rocznikiem, który jako pierwszy po wojnie otrzymał dyplom w 1945 roku. W czasie wojny utracił najbliższych; zmarł jego ojciec, starszy brat Zdzisław został rozstrzelany przez Niemców na Pawiaku.

Najwybitniejszy przedstawiciel myśli katolicko-narodowej w powojennej Polsce

Po zakończeniu wojny musiał odnaleźć się w nowej rzeczywistości, której zapowiedzią było odebranie rodzinie, na mocy dekretu o reformie rolnej, majątku i dworku w Boczkach. Jednak młody adept prawa nie dał się wprząc w rydwan ideologii nowej władzy, nie zrezygnował ani ze swoich przekonań, ani z działań na rzecz niepodległej Polski. Zapłacił za to wysoką cenę. Tuż po wojnie wraz z innymi działaczami wznowił działalność Młodzieży Wszechpolskiej; był autorem deklaracji ideowej tej organizacji. Przyczynił się do wznowienia podziemnego „Wszechpolaka”, był także redaktorem „Młodej Polski”. W czasach stalinowskich był dwukrotnie aresztowany, w maju 1946 r. po raz pierwszy. Po kilku tygodniach został zwolniony z więzienia; nie zaprzestał pracy w środowisku chrześcijańsko-narodowym, przede wszystkim w „Tygodniku Warszawskim”, wychodzącym po wojnie piśmie Kurii Metropolitalnej Warszawskiej. Nie rezygnował z ambicji naukowych, podjął pracę jako asystent na Uniwersytecie Warszawskim i w Szkole Głównej Handlowej. Ponownie został  aresztowany w 1948 r. pod zarzutem „próby obalenia ustroju” i skazany na osiem lat więzienia. Cały czas, aż do końca PRL-u, był na „celowniku” Urzędu Bezpieczeństwa.

Miał wyraźną predylekcję do prawa, ale jego kariera  adwokacka była konsekwentnie blokowana. Władze komunistyczne aż do 1981 r., wbrew wnioskom rady adwokackiej, odmawiały wpisania go na listę osób uprawnionych do wykonywania tego zawodu. Z konieczności zatem został radcą prawnym w Centralnym Związku Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego. Pociągała go nauka. Ponieważ po wyjściu z więzienia powrót do asystentury na uniwersytecie był niemożliwy, stał się pracownikiem naukowym Spółdzielczego Instytutu Badawczego. Zdobył kolejne stopnie naukowe, doktora i doktora habilitowanego, profesora. Był animatorem wielu przedsięwzięć służących odbudowie ruchu narodowego i odzyskaniu przez Polskę niepodległości, również jako jeden z doradców  Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Bezsprzecznie, był najwybitniejszym przedstawicielem myśli katolicko-narodowej w powojennej Polsce.

Na KUL-u formalnie pracował do 2001 roku. W latach 80. jego obecność była bardzo widoczna. Kierował Katedrą Prawa Cywilnego, przez jedną kadencję był prodziekanem funkcjonującego pod nową nazwą Wydziału Prawa Kanonicznego i Świeckiego; przez wiele lat sprawował funkcję kuratora Koła Naukowego Prawników, skupiając wokół siebie studentów zainteresowanych myślą narodową i konserwatywną. Odwołując się do własnego doświadczenia z czasów wojny, z okresu powojennego i stalinowskiego więzienia, stworzył program wychowawczy skierowany do młodych ludzi podejmujących próby wyjścia z kręgu niemożności, charakterystycznego stanu zniewolonego umysłu wielu  Polaków żyjących w latach PRL. Dla wielu stał się mentorem i intelektualnym przewodnikiem. 

W latach 90. coraz bardziej zajmowała go wielka polityka, został posłem, marszałkiem Sejmu I kadencji, następnie ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym. Nie tracił kontaktu ze środowiskiem akademickim, niezmiennie KUL i Wydział Prawa nazywając „moim uniwersytetem” i „moim wydziałem”. 

Był wielką osobowością i prawym oraz ideowym człowiekiem. Miałem okazję słuchać jego wykładów, konferencji, miałem przywilej prowadzić z nim rozmowy. Był znakomitym gawędziarzem. W mojej pamięci żywo pozostaje wizyta, jaką złożyłem mu w jego małym mieszkaniu na Powiślu (przez wiele lat, także pełniąc wysokie funkcje państwowe, mieszkał w bloku z wielkiej płyty na Solcu w Warszawie) w kwietniu 2008 roku. Siedząc z filiżanką kawy w ręku w pokoju wśród resztek stylowych mebli, obrazów, książek i rozmaitych drobiazgów pochodzących z dworku w Boczkach i profesorskiego mieszkania rodziców na ul. Koszykowej przy Politechnice wsłuchiwałem się w jego słowa, długą opowieści o rodzinnym domu, bracie Zdzisławie, współpracy z Radą Prymasowską... Nie widać było po nim zgorzknienia czy zniechęcenia. Przeciwnie, żywo i z optymizmem analizował bieżące wydarzenia polityczne. Nie narzekał i nie uskarżał się. Na pożegnanie wręczył mi swoją książkę pt. „Ślady na piasku”, opatrując ją ciepłą, nie tylko konwencjonalną, dedykacją. Publikacja obejmuje jego artykuły i wywiady, w których bronił idei narodowych i konserwatywnych  reinterpretowanych w powojennej Polsce. Tytuł  publikacji  został zaczerpnięty z wiersza Leopolda Staffa („Kochać i tracić”). Może on być podsumowaniem tej gawędy o Wiesławie  Chrzanowskim, który na naszym Uniwersytecie pozostawił wyraźny, niezatarty ślad swojej obecności.