Prof. Politechniki Lubelskiej: Nie uświadamialiśmy sobie, jak istotny jest postęp technologiczny w naszym życiu

rp

publikacja 18.04.2020 10:25

Prof. A. Paździor: Działania naprawcze i aktywizujące powinny być ukierunkowane przede wszystkim na sektor mikro i małych podmiotów.

Prof. Politechniki Lubelskiej: Nie uświadamialiśmy sobie, jak istotny jest postęp technologiczny w naszym życiu Prof. A. Paździor: Niech te wydarzenia staną się także wskazówką, że nic w życiu nie trwa wiecznie, nawet dobra koniunktura gospodarcza, o czym zapomnieliśmy w zakupowym szaleństwie. ks. Rafał Pastwa /Foto Gość

Ks. Rafał Pastwa: Już teraz wiadomo, że pandemia koronawirusa wpłynie na gospodarkę w wymiarze globalnym i lokalnym.

Prof. Artur Paździor*: Pandemia, z którą mamy obecnie do czynienia, już dotychczas wpłynęła na system społeczno-ekonomiczny w szerokim i głębokim wymiarze. Nikt jednak nie wie, czy format ten nie ulegnie powiększeniu na skutek rozprzestrzenienia geograficznego oraz stopnia ekspansji i modyfikacji wirusa w sensie medycznym. Jak to bywa zazwyczaj w gospodarce rynkowej, pierwsze skutki pandemii w sensie ekonomicznym widoczne były na rynkach finansowych, a w szczególności na rynku kapitałowym. Dlatego można z pewnym przekąsem stwierdzić, że finansiści w takich kwestiach są lepiej poinformowani od epidemiologów na temat możliwości rozprzestrzeniania się wirusa w sensie globalnym.

Wymiernym skutkiem pandemii koronawirusa były kilkudziesięcioprocentowe spadki poziomu niemal wszystkich indeksów na prawie całym świecie. Inwestorzy poddali się panice wynikającej z tzw. czarnych scenariuszy, a nawet te scenariusze jeszcze bardziej namnożyły obawy odnośnie wpływu pandemii na sferę realną gospodarki. Dynamika i zasięg spadków przypominały znane paniki z historii funkcjonowania giełd, jak np. panikę wywołaną kryzysem subprime z 2008 r., krach giełdowy z 1987 r. Niektórzy poszukiwali nawet analogii do słynnego czarnego czwartku z 1929 r., który zapoczątkował Wielki Kryzys lat 30. XX w. niemal na całym świecie. Równolegle ze spadkiem wyceny akcji na giełdach, można było zaobserwować bardzo duże wahania cen innych instrumentów i surowców. Wielkiej przecenie uległa ropa naftowa, miedź, straciły na wartości także waluty państw o średnim i słabym stopniu rozwoju, w tym także złoty polski w relacji do tzw. walut globalnych (dolar amerykański, euro), czy uchodzących za bezpieczne (np. frank szwajcarski). Zaskakującym symptomem obecnego kryzysu była także głęboka przecena metali szlachetnych (złota, srebra i platyny), czyli „instrumentów” z reguły ujemnie skorelowanych z akcjami. Przecena ta, przynajmniej na rynku złota, miała jednak charakter krótkotrwały. Te zjawiska pozwalają na stwierdzenie, że inwestorzy na taki kryzys nie byli przygotowani, czego skutkiem była ucieczka od wszelkich mniej i bardziej ryzykownych instrumentów w kierunku papierów wolnych od ryzyka. Dowodem na to są rosnące ceny obligacji skarbowych, przy równoczesnym spadku ich rentowności.

A co z realną sferą gospodarki?

Zgodnie z podstawowymi teoriami dotyczącymi funkcjonowania rynku kapitałowego, zakładającymi, iż giełda jest barometrem gospodarki, wszelkie zawirowania na parkiecie powinny przełożyć się w niedługim czasie na sferę realną gospodarki. Tak też stało się w przypadku aktualnego kryzysu giełdowego. Dowodem na to są wskaźniki wyprzedzające koniunktury gospodarczej, zwiększone ilości wniosków o zasiłek dla bezrobotnych oraz redukowane prognozy wzrostu PKB niemal dla wszystkich światowych gospodarek. 

W przeciwieństwie do minionego kryzysu subprime, który dotknął przede wszystkim sferę finansową (tj. instytucje bankowo-ubezpieczeniowe) wydaje się, że wyjątkiem od tej reguły nie będzie również Polska. Na potwierdzenie tych przypuszczeń wypada w tym miejscu przytoczyć stwierdzenie, będące w ekonomii znanym truizmem, a nie potrzebujące żadnych dowodów naukowych w dobie globalizacji i informatyzacji, czyli „gospodarka to system naczyń połączonych”. Można zatem oczekiwać, że obostrzenia związane z walką z pandemią, z jednej strony złagodzą jej skutki w sensie zdrowotnym, z drugiej zaś strony przyczynią się do realnych problemów wielu sektorów polskiej gospodarki. Nie sposób jednak wyrokować, jakie skutki dla polskiego systemu ekonomicznego przyniósłby brak jakiejkolwiek interwencji w kwestii izolacji społecznej. Nie jest to łatwe do przewidzenia, i żadne, nawet najbardziej wyrafinowane symulacje nie są w stanie tego przewidzieć, nawet z przeciętnym stopniem dokładności.            

Czy Lublin i Lubelszczyzna odbiegają w tym zakresie od innych miejsc na świecie?

Wyjątkiem od pandemicznej reguły nie wydaje się także być Lubelszczyzna, gdzie póki co odsetek zachorowań na chorobę COVID-19 wywołaną koronawirusem jest znaczący. Bez względu na ten współczynnik, nakazy izolacyjne wystosowane przez polski rząd, obowiązują we wszystkich częściach Polski. Jak wcześniej wspomniałem, nie poddaję ocenie tego typu działań, z uwagi na brak znajomości zagadnień politycznych i epidemicznych oraz trudności w przewidzeniu rozwoju alternatywnych scenariuszy. Bez wątpienia sytuacja epidemiczna zbiera żniwo w postaci poważnych problemów wielu lokalnych przedsiębiorców. Sektory gospodarki, które zostały dotknięte w wyniku pandemii to niewątpliwie: turystyka, restauracje i hotelarstwo, logistyka, rozrywka, uroda. Z danych PKO BP wynika, że z powodu epidemii aż o ok. 80 proc. zmniejszyły się wydatki na edukację, rozrywkę, restauracje, hotele i salony urody. W przypadku analiz Banku Millenium jest to aż ponad 90 proc. Bardzo niepokojące dane otrzymujemy także z innych źródeł. Z badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego wynika, że w marcu 57 proc. polskich przedsiębiorstw odnotowało spadek przychodów w porównaniu z sytuacją z lutego. W największym stopniu ucierpiał sektor usługowy, handlu i produkcji. Relatywnie najlepiej radzą sobie firmy duże i średnie (spadek o ok. 50 proc.), zdecydowanie gorzej mikro i małe (zmniejszenie popytu o ok. 70 proc.). To potwierdza moją tezę, forsowaną nieskutecznie od wielu lat, iż wszelkie działania naprawcze i aktywizujące powinny być ukierunkowane nie na sektor małych i średnich przedsiębiorstw, ale na sektor mikro i małych podmiotów.

Przedsiębiorcy mają oczekiwania wobec rządu, a co może lub co powinien w tym zakresie samorząd? Chociażby problemy z dostępem do internetu na terenach wiejskich pokazały, że istnieją ogromne nierówności społeczne, edukacyjne i ekonomiczne w obrębie jednego województwa.

Nasz system ekonomiczny jest w dużej mierze scentralizowany, co przynosi wiele skutków  pozytywnych. Najbardziej istotną jednak wadą tego sytemu jest to, że uniemożliwia on skuteczną pogoń regionów słabszych ekonomicznie za obszarami znacznie bogatszymi. Dotyczy to chociażby elastycznej polityki fiskalnej. O ile w przypadku podatku od osób fizycznych jest to w miarę klarowne i zdecentralizowane – ok. 39 proc. PIT wraca do gminy, 10 proc. do powiatu. W przypadku podatku od przedsiębiorców (CIT) jest to raptem niespełna 7 proc. dla gminy oraz ok. 1 proc. dla powiatu. Taki podział oznacza niemożność skutecznego przyciągania większych inwestorów z ukierunkowaniem na zachęty podatkowe, w przypadku kiedy infrastruktura i inne elementy nie są wystarczająco atrakcyjne jako zachęty dla inwestorów krajowych i zagranicznych. Brak możliwości prowadzenia elastycznej zdecentralizowanej polityki podatkowej nie oznacza zaniechania realizacji innych działań o charakterze społecznym i edukacyjnym. Tutaj pole do popisu dla samorządów jest bardzo duże, a jedyne ograniczenia wynikają z chęci i kompetencji urzędników samorządowych. W warunkach pandemii rola tych ciał jest bardzo duża. Jeżeli bezpośrednio ich działalność nie jest w stanie przynieść wymiernych skutków dla społeczności lokalnej, to mogą przecież skutecznie lobbować swoje pomysły w organach centralnych, po to, by obywatele mogli przebrnąć przez ten trudny czas z w miarę bezboleśnie. 

Może zamiast organizować festyny i imprezy masowe na poziomie gminnym i powiatowym każdego roku – warto przeznaczyć środki na rozwój technologiczny?

Proza życia sprawia, że w normalnych uwarunkowaniach nie jesteśmy w stanie sobie uświadomić, jak istotny jest postęp technologiczny w naszym codziennym życiu. Pewne nowinki przyjmujemy po prostu jako codzienność, inne rzeczy traktujemy natomiast jako coś, co nas nie dotyczy i nigdy nie będziemy mieli z tym czymś do czynienia. Mamy XXI w., a dzieciaki chodzą do szkoły z kilkukilogramowym plecakiem, korespondencje są w wielu przypadkach listowne, zaś wiele spotkań odbywa się w sposób tradycyjny. To wszystko jest nie tylko nienowoczesne i niezdrowe, ale przede wszystkim nieekonomiczne i nieekologiczne. Przykład obecnej pandemii dobitnie pokazuje, że w tych obszarach, wynikających nie tylko z braku wystarczających środków finansowych (dojazd na spotkanie związany jest z wykorzystaniem auta, zakupem paliwa, wyżywienia itp.), ale przede wszystkim z naszej mentalności, mamy wiele do zrobienia.   

Panie Profesorze, a co obecny kryzys pokazał o przeciętnym konsumencie? Okazuje się bowiem, że wiele osób żyło ponad stan, beztrosko, wydając niekiedy całość dochodów na przyjemności i konsumpcję albo zaciągając wysokie kredyty na luksusowe samochody. Teraz nie ma możliwości spłacać wysokich rat albo utrzymać luksusowego domu. O takich przypadkach głośno w Lublinie i nie tylko.

Przytoczone wcześniej badania Polskiego Instytutu Ekonomicznego dowodzą jeszcze jednej bardzo niepokojącej kwestii: mianowicie zaledwie jedna czwarta przedsiębiorców deklaruje, że dysponuje środkami finansowymi pozwalającymi przetrwać dłużej niż kwartał. Natomiast blisko jedna piąta z nich nie ma żadnych zapasów finansowych. To pokazuje, że wielu z nas, bez względu na to, czy prowadzimy biznesy, czy jesteśmy na tzw. etacie, żyje ponad stan.

W naszym najbliższym otoczeniu mamy przecież przykłady wielu osób mieszkających w pięknych willach, jeżdżących pięknymi autami, dysponujących najnowocześniejszymi telefonami, noszących zegarki prestiżowych marek, itd. Okazuje się, że nie zawsze aktywa te są ich własnością. W tym miejscu warto przytoczyć pewną anegdotę: mój bliski znajomy, będąc niedawno w jednym z salonów aut tzw. marki premium, usłyszał od uprzejmego sprzedawcy o szeregu rabatów, które otrzyma, jeżeli zdecyduje się na zakup samochodu. Wszystkie dotyczyły jednak sytuacji zakupu auta poprzez kredyt lub tzw. wzięcia w leasing. Kiedy zapytał się, jaki rabat otrzyma w przypadku zakupu za gotówkę, mocno zdziwiony sprzedawca powiedział, iż od kilku lat nie spotkał nikogo, kto kupiłby w od niego samochód bez zaciągania zobowiązań. To najdobitniej pokazuje, z jaką nonszalancją jako społeczeństwo podchodzimy do wydatków, w szczególności takich, których intencją nie jest wyłącznie zaspokojenie potrzeby przemieszczania się, ale pokazanie wszystkim dookoła naszej pozycji społecznej. Wydaje się, że obecny kryzys wywołany pandemią koronawirusa, przynajmniej na chwilę skłoni nas do refleksji nad istotnością ponoszenia takich wydatków i uzmysłowi nam, że nic w życiu nie trwa wiecznie. Jeżeli ktoś kiedykolwiek zagłębił się w literaturę biograficzną lub historyczną dotyczącą np. tzw. wielkiej depresji w USA, sytuacji polskiej prowincji w okresie międzywojennym, czy też innych ciężkich czasów i wyciągnął odpowiednio wcześniej wnioski z historii, obecny kryzys ekonomiczny będzie mógł traktować jako okazję na korzystne inwestycje oraz szansę na dzielenie się swoimi zyskami z potrzebującymi.                

Co z rynkiem mieszkań? Czy ceny mieszkań w Lublinie spadną? Póki co nie widać zmian.

Przez ostanie lata na rynku nieruchomości panowała euforia zakupowa. Od tendencji tej nie odbiegała znacząco lubelski rynek pierwotny i wtórny. Wystarczy wspomnieć, że w samym 2019 r. średnie ceny transakcyjne mieszkań wzrosły o ok. 10 proc., zaś przeciętna wartość, na którą opiewał wniosek kredytowy, zwiększyła się z ok. 260 tys. zł do blisko 290 tys. zł – wszystko w przeciągu 12 miesięcy! W tym samym czasie w Lublinie także widoczna była hossa, w szczególności na rynku wtórnym, gdzie średnia cena 1 metra kw. mieszkania wzrosła o 14 proc. do ponad 5,7 tys. zł. Nie ulega żadnej wątpliwości, że obecna pandemia powinna przełożyć się na korektę na pierwotnym i wtórnym rynku nieruchomości w Polsce i województwie lubelskim. Nie wiadomo jednak, jak będzie ona głęboka i długotrwała.        

Gdy rozmawialiśmy ostatnio na łamach „Gościa Lubelskiego”, mieliśmy do czynienia z dominującą rolą pracowników rynku pracy. Na ile sytuacja pandemii zmieni tę sytuację? Nagle pracę straciło w sektorze usług i handlu wielu studentów lubelskich uczelni.

Do niedawna w wielu segmentach gospodarki można było obserwować rynek pracownika. Dotyczyło to w szczególności sektora usług i handlu. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, że w przypadku przedłużającej się pandemii wielu mikro i małych przedsiębiorców zbankrutuje, czy też żeby przetrwać zmuszonych będzie zwolnić część pracowników. Realizacja tego negatywnego, ale nie niemożliwego scenariusza, oznaczałaby przebiegunowanie struktury rynku pracy. 

Dotknijmy też problematyki odpowiedzialnego biznesu – którą również się Pan Profesor zajmuje w swoich badaniach. Mówi się wiele w ostatnich tygodniach o podwyższaniu cen na niektóre produkty przez firmy farmaceutyczne. Rękawiczki czy maseczki, które kosztowały grosze, teraz kosztują wielokrotnie więcej?

Z punktu widzenia odbiorców takie zachowania można ocenić jako karygodne. Z drugiej jednak strony mamy przecież tzw. wolny rynek, a w związku z tym, państwo nie powinno ingerować w gospodarkę. Nie można przecież wprowadzać regulacji, jak chociażby wdrażać systemu cen maksymalnych. Państwo powinno jednak monitorować firmy farmaceutyczne stosujące te niegodziwe praktyki, bo przecież firmy farmaceutyczne w Polsce dostarczają swoje dobra głównie dla szpitali publicznych, a po epidemii zastosować odpowiednie działania zmierzające do rozliczenia się z nieuczciwymi producentami i dystrybutorami. My, jako społeczność także powinniśmy podejmować wszelkie dopuszczone prawem działania, których efektem byłaby zmiana nastawienia tych koncernów ze strategii krótkookresowej maksymalizacji zysków w kierunku długookresowej kreacji wartości. Wyszłoby to na dobre wszystkim zainteresowanym stronom.       

Czego powinniśmy się uczyć w kontekście polaryzacji i niepewności w związku z obecną sytuacją?

Tzw. normalne, niewielkie kryzysy w gospodarce nie są niczym nadzwyczajnym. Stanowią jeden z elementów tzw. cyklu koniunkturalnego. Występują one cyklicznie co ok. 4-8 lat. Raz na ok. 50 lat zdarzają się jednak poważne kryzysy, które przewartościowują system ludzkich wartości i przetasowują znane wcześniej teorie ekonomii. Skutkiem Wielkiego Kryzysu lat 30. było wdrożenie tzw. szkoły keynesowskiej (interwencjonistycznej), która powstała na krytyce szkoły klasycznej (wolnorynkowej). Nowym doświadczeniem dla ekonomistów płynącym z kryzysu energetycznego lat 70. było zanegowanie krzywej Phillipsa wyrażającej ujemny związek korelacyjny pomiędzy inflacją i bezrobociem. Według Phillipsa, niska stopa bezrobocia jest możliwa przy wysokiej inflacji, co stało w sprzeczności z  obserwowanym wówczas zjawiskiem stagflacji, czyli stagnacji gospodarczej połączonej z wysoką inflacją. Na bazie krytyki starych teorii ekonomii, została spopularyzowana tzw. ekonomia monetarystyczna, funkcjonująca do kryzysu finansowego subprime z 2008 r. Obecnie za jedynie słuszną uważa się koncepcję silnej i natychmiastowej ingerencji banków centralnych w momencie pojawienia się symptomów kryzysowych, polegającą na redukcji stóp procentowych oraz wykupie toksycznych aktywów od banków komercyjnych. Jakie będą skutki w teorii ekonomii obecnego kryzysu, a jakie będą jego reperkusje dla przeciętnego Kowalskiego? - tego chyba nikt obecnie nie jest w stanie przewidzieć. Za dużo jest po prostu zmiennych w tym dynamicznym modelu.

A co z naszymi zachowaniami i przyzwyczajeniami? Co powinny nam uświadomić obecne ograniczenia?

Można mieć jedynie nadzieję, że sytuacja ta przyczyni się do większego solidaryzmu społecznego, większej empatii dla osób starszych, chorych i potrzebujących oraz uzmysłowi nam, jak ważne i przyjemne są dla nas nawet te najprostsze, najbardziej prozaiczne czynności, jak np. spacer, wyjście do kina, do szkoły, na uczelnię, czy do kościoła. Być może zaczniemy także doceniać bliskość fizycznych relacji z rodziną i przyjaciółmi, o których zapomnieliśmy w dobie smartfonów i portali społecznościowych. Docenimy także zwykłe gesty, jak uściśnięcie dłoni, czy szczery uśmiech. Niech te wydarzenia staną się także wskazówką, że nic w życiu nie trwa wiecznie, nawet dobra koniunktura gospodarcza, o czym zapomnieliśmy w zakupowym szaleństwie. W pogoni za pieniędzmi i sukcesem nie udawało się wielu z nas przychylnie spojrzeć na osoby starsze i chore, które taką kwarantannę przechodziły każdego dnia.       


* Prof. Artur Paździor jest kierownikiem Katedry Finansów i Rachunkowości, prodziekanem ds. nauki Wydziału Zarządzania Politechniki Lubelskiej. Jest również prezesem Zarządu Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego Oddział w Lublinie.