Zatrzymane w kadrze. Rzecz o dawnych fotografiach i nie tylko

ks. prof. Antoni Dębiński

publikacja 20.04.2020 19:41

Fotografia ta przywołuje i pozwala lepiej poznać fragment przeszłości naszego Uniwersytetu. Jego historię tworzyli ludzie. Swój udział w tym procesie mieli także pracownicy administracji i obsługi. Do tej grupy należą dwaj pedle w uniformach uwiecznieni przez obiektyw aparatu.

Zatrzymane w kadrze. Rzecz o  dawnych fotografiach i nie tylko Ks. prof. Antoni Dębiński: Koło Społecznie-Postępowe okazało się efemerydą; istniało zaledwie sześć lat. W 1957 r. definitywnie zakończyło swoją działalność. Jakub Szymczuk /Foto Gość

Jakiś czas temu miałem możliwość przejrzeć niezwykły album fotograficzny z okresu międzywojennego. Utkwiło mi w pamięci zdjęcie utrzymane w poważnej czarno-białej tonacji. Ma ono swoją historię, którą chciałbym, przynajmniej częściowo, odtworzyć. Przedstawia dwóch mężczyzn w średnim wieku wygodnie rozpartych na fotelach wiklinowych. Do zdjęcia wyraźnie pozują. Są bez nakrycia głów, podstrzyżeni, schludnie ubrani w czarne służbowe uniformy. Z minami pewnymi siebie patrzą w obiektyw aparatu z lekko zawadiackim, rezolutnym uśmiechem. Noszone przez nich jednorzędowe marynarki mają posrebrzane (lub aluminiowe) guziki ewidentnie kontrastujące z kolorem ubrania. Na kołnierzach typu „stójka” widać wyraźnie wyhaftowane (lub wszyte) białą nicią dwa jednakowe monogramy, symetrycznie umieszczone na kołnierzach po obu stronach zapięcia marynarki pod szyją. Każdy z monogramów obejmuje trzy powiązane kompozycyjnie litery, stanowiące inicjały nazwy instytucji reprezentowanej przez sfotografowane osoby. Monogramy są widoczne, bez trudu możemy odczytać tworzące go następujące litery: KUL. Bezsprzecznie, to skrót nazwy naszej Alma Mater (nota bene, skrót ten jest używany do dziś jako logo Uniwersytetu).

Studiował prawo i poznawał miasto

Bez trudu możemy ustalić, kto, kiedy i gdzie wykonał fotografię. Otóż jej autorem jest Aleksander Szymon Gantner. Warto krótko przypomnieć jego życiorys, wszak był absolwentem naszego Uniwersytetu. Pochodził z Radomia (jego ojciec był nauczycielem szkoły powszechnej), gdzie ukończył Państwowe Gimnazjum im. Jana Kochanowskiego, uzyskując świadectwo maturalne. Do Lublina trafił w połowie lat trzydziestych ubiegłego stulecia, a to dlatego, że podjął studia prawnicze na Wydziale Prawa i Nauk Społeczno-Ekonomicznych KUL. Program studiów, podówczas czteroletni, zrealizował terminowo, nie „zawalił” żadnego egzaminu, co poświadcza zachowany w Archiwum Uniwersyteckim KUL indeks. Wydawany z chwilą wpisania na listę studentów pierwszego roku studiów, przed wojną dokument ten, zawierający wykaz przedmiotów i podpisy profesorów, był nazywany „Spisem wykładów i ćwiczeń”. Co interesujące, wszystkie słowa na pierwszej stronicy tej oprawionej w tekturową okładkę małej książeczki (papierowe indeksy, kiedyś nieodzowne, obecnie wypierane przez elektroniczne karty studiów, niestety, powoli przechodzą do lamusa) były w języku łacińskim. Możemy tam przeczytać tekst dostojnej formuły potwierdzającej wpis na listę studentów rozpoczynającej się od słów: „Nos Rector et Decanus Collegii Professorum Facultatis Iur.[is] et Sc.[ientiarum] Oec.[onomicarum] Catholicae Universitatis Lublinensis” (My, Rektor i Dziekan Rady Wydziału Prawa i Nauk Społeczno-Ekonomicznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego”).

Wyposażony w taki dokument, pod koniec czerwca 1939 roku, zatem niespełna trzy miesiące przed wybuchem II wojny światowej, Aleksander Szymon uzyskał magisterium z prawa po uprzednim złożeniu egzaminów końcowych i pracy dyplomowej napisanej pod kierownictwem profesora Antoniego Derynga. Profesor, znawca prawa międzynarodowego i konstytucyjnego, swoim podpisem potwierdził, że jego podopieczny przygotował „na seminarium z prawa politycznego pracę pt. „Różnice ustroju szwajcarskiego (Konstytucja z 1887 roku) i ustroju polskiego (Konstytucja Kwietniowa)”. Po zakończeniu edukacji nie wykonywał zawodu prawnika. W okresie okupacji był nauczycielem tajnego nauczania, a po wojnie zaś pracował, aż do emerytury, w Magistracie Miasta Lublin, gdzie przez wiele lat kierował Urzędem Stanu Cywilnego.

Uwiecznił Lublin, którego już nie ma

Młody adept prawa na KUL-u nie tylko uzyskał dyplom, ale także poznał swoją przyszłą żonę, pochodzącą z Lublina Stanisławę Zagórską. Ona także studiowała prawo. Obydwoje byli na tym samym roku. Jak wskazują dokumenty, na pierwszym roku studiów razem uczęszczali na seminarium z prawa rzymskiego prowadzone przez ks. prof. Henryka Insadowskiego. Oboje też wybrali seminarium magisterskie z prawa politycznego (dzisiaj nazywane konstytucyjnym), prowadzone przez wspomnianego już profesora Derynga.

Swoje studia A. Gantner skutecznie i owocnie godził z innymi aktywnościami. Zapisał się do stowarzyszenia akademickiego „Concordia”, która było najstarszą i najaktywniejszą korporacją w przedwojennym Lublinie. Jednak jego prawdziwą pasją było fotografowanie; ewidentnie miał smykałkę do tej dziedziny sztuki. Kolekcja jego unikatowych zdjęć, przechowywana w Archiwum Uniwersyteckim KUL przedstawia przedwojenny portret Koziego Grodu, którego już nie ma. Patrząc na jego piękne, monochromatyczne zdjęcia, możemy wiele dowiedzieć się, jak wyglądało przedwojenne życie Miasta nad Bystrzycą i jego mieszkańców, jak prezentowały się budynki, ulice i zaułki z witrynami i szyldami sklepów. Możemy zobaczyć ludzi w ich codziennym życiu, ale także podczas wyjątkowych, niecodziennych wydarzeń. Urzeka widok staromiejskich uliczek wybrukowanymi „kocimi łbami”, elegancja Krakowskiego Przedmieścia, jednej z głównych ulic Lublina. Jego fotografie pozwalają nam napawać się lubelskimi, unikalnymi klimatami. Tych doznań dostarcza nam widok skarpy pod katedrą, obrośniętej bujnymi trawami, ujęcie uliczki nieopodal kościoła i klasztoru pobernardyńskiego czy fotografia małego żydowskiego chłopca, bawiącego się na chodniku Starego Miasta. Melancholijnie wygląda bryła lubelskiej katedry od strony Starego Miasta sfotografowana o zmroku w świetle ulicznej lampy.

Artysta, fotoreporter i wdzięczny absolwent

Student prawa był też twórczym i obrotnym fotoreporterem. Utrwalił na zdjęciach wiele wydarzeń. Uwagę przyciąga seria zdjęć dokumentujących obchody państwowego Święta Odzyskania Niepodległości, obchodzone corocznie 11 listopada. Widzimy na nich defiladę wojska polskiego, która miała miejsce na placu przed magistratem. Zdjęcia ukazują różne grupy osób, dumnie maszerujących w odświętnych mundurach żołnierzy, zmechanizowaną brygadę przejeżdżającą w „pełnym rynsztunku” na motocyklach „Sokół” z koszami (najbardziej znany polski motocykl przed wojną, stanowił etatowe wyposażenie wojska) oraz ich szefostwo przejeżdżające w eleganckim „Chevrolecie” (samochody tej marki przed wojną były nabywane dla administracji państwowej, policji i wojska). Fotoreporter uchwycił też grupę policjantów, którzy świętując rocznicę odzyskania niepodległości, uroczyście przejechali w zwartym szyku na rowerach.

Duża cześć fotografii wykonanych przez Aleksandra Gantnera przed II wojną światową przedstawia Uniwersytet. Potrafił on popatrzeć na swoją Alma Mater dociekliwie i z serdecznością zarazem. Dostrzegamy to w szczegółach zdjęć przedstawiających studentki i studentów w charakterystycznych czapkach z daszkiem. Urzeka zdjęcie grupy roześmianych, pełnych życia żaków na „pace” samochodu dostawczego zatrzymanych w kadrze najprawdopodobniej w czasie „Bumelu”, Tygodnia Akademika. Fotografował też swoich profesorów, nie tylko na korytarzach, w krużgankach czy salach wykładowych w budynku przy alejach Racławickich. Historyczne znaczenie ma zdjęcie ubranych w uniwersyteckie togi i birety nobliwych profesorów KUL, dostojnie kroczących podczas uroczystości jubileuszu 20-lecia powstania Uniwersytetu. Ogromną wartość dokumentacyjną ma fotografia przedstawiającą przemarsz ulicami miasta członków korporacji akademickiej „Concordia” - grupy młodych żaków maszerujących z „wypiętą piersią” i sztandarem, z deklami (rodzaj czapki z daszkiem i otokiem noszonej w środowiskach korporacji akademickich) na głowach i rapierami przy boku, przepasanych korporanckimi szarfami. Do grupy fotografii poświęconych Uniwersytetowi należy ta, wspomniana na początku wywodu. Wróćmy do niej.

Dżentelmeni na zdjęciu byli pedlami

Fotografia został zrobiona w czasie studiów ich autora, zatem w drugiej połowie lat trzydziestych ubiegłego stulecia. Niestety, nie znamy z nazwiska utrwalonych na zdjęciu postaci. Wiemy tylko, że w latach trzydziestych ubiegłego stulecia byli zatrudnieni na Uniwersytecie. Ubiór pozwala zidentyfikować ich profesję - przedstawieni na zdjęciu dżentelmeni w mundurach byli woźnymi. W uniwersytetach i innych zakładach naukowych byli oni nazywani pedlami lub bedlami (od łac. – bedellus; niem. Pedell). Stanowisko to ma długą historię, powstało wraz z pierwszymi uniwersytetami. W średniowiecznym Uniwersytecie Bolońskim, jak przyjmuje się, chronologicznie najstarszym w Europie, pedel odpowiadał za ogłaszanie rozkazów rektora, doglądanie pomocy i rekwizytów naukowych, sprzątanie sal wykładowych oraz dostarczenie w zimie słomy, którą rozkładano pod nogami studentów. Zakres ich obowiązków i uprawnień zmieniał się wraz z upływem czasu i przeobrażeniami organizacji szkół wyższych. W niektórych uniwersytetach pełnili funkcję mistrza ceremonii czy urzędnika kancelarii rektorskiej. Nadto pilnowali porządku na uniwersytecie, dbali o terminowe odbywanie zajęć i odbywanie przerw pomiędzy nimi. Pedlowie mieli udział w uroczystościach uniwersyteckich, to oni dzierżąc berło rektorskie oraz laski pedlowskie, manifestowali splendor i dostojeństwo władzy rektora podczas uroczystości akademickich. Wprowadzali senat na uroczystości akademickie, zamykali i otwierali drzwi przed rektorem podczas oficjalnych wystąpień.

Funkcja ta, niekiedy w formie szczątkowej, została utrzymana do dziś dzięki tradycji akademickiej i jest połączona z ceremoniałem uroczystości uniwersyteckich. Jeśli nawet nie ma takiego urzędu w strukturach administracji w sensie formalnym, jego pewną reminiscencją jest terminologia i niektóre zachowania należące do ceremoniału akademickiego. Otóż do dnia dzisiejszego jednym z elementów insygniów rektorskich, obok berła, łańcucha i pierścienia, są (dwie) laski pedlowskie. Są one niesione przez pedli (niekiedy przez studentów lub inne osoby) przybranych w togi, birety i rękawiczki na początku orszaku tworzonego przez Senat Akademicki podczas uroczystości uniwersyteckich. Podobnie nadal pedlem nazywana jest osoba, która niosąc berło idzie w uroczystym orszaku bezpośrednio przed rektorem.

Uniwersytet tworzą ludzie

Czym zajmowali się pedle przedstawieni na naszej fotografii? Odpowiedź znajdziemy w Archiwum Uniwersyteckim KUL, a dokładniej w przedwojennym „Regulaminie pracy pracowników fizycznych”. W dokumencie tym możemy przeczytać, że „Obowiązkiem pedli jest utrzymywanie porządku i czystości w powierzonych im lokalach”. Regulamin uszczegóławiał sposób działania w niektórych sytuacjach, m.in. stanowiąc, że „Przy robieniu porządku w lokalach, gdzie znajdują się przedmioty czułe na kurz etc. np. maszyny do pisania, należy zwrócić uwagę, aby przedmioty po skończonym urzędowaniu ponakrywać”. Uregulowana była także kwestia ich wyglądu w czasie pełnienia swoich obowiązków, jak czytamy, „winni być zawsze czysto ubrani, ogoleni i uczesani przy czym winni być w mundurach służbowych” .

Na zakończenie zerknijmy jeszcze raz na fotografię. Bezsprzecznie, przywołuje ona i pozwala lepiej poznać fragment przeszłości naszego Uniwersytetu. Jego historię tworzyli ludzie. Swój udział w tym procesie mieli także pracownicy administracji i obsługi. Do tej grupy należą dwaj pedle w uniformach uwiecznieni przez obiektyw aparatu. Być może jednym z nich był Władysław Dębski, który pracował na KUL-u od momentu jego założenia w 1918 roku do wybuchu II wojny światowej, do momentu, kiedy Niemcy zajęli budynek Uniwersytetu. Dnia 22 grudnia 1939 roku został aresztowany i osadzony na Zamku. Po kilku miesiącach został zwolniony z powodu złego stanu zdrowia. Był wierny swojemu Uniwersytetowi. Kiedy w 1944 roku został on otwarty, powrócił na swoje stanowisko. Pracę zakończył w 1952 roku, na rok przed śmiercią. To on i dziesiątki innych pracowników fizycznych zapewniali przez całe minione stulecie bezpieczeństwo, porządek i prawidłowe funkcjonowanie pomieszczeń i urządzeń uniwersyteckich. Dbali o majątek uczelni. Im wszystkim, znanym z imienia i tym, których nazwisk nie sposób ustalić, chciałbym dedykować tę gawędę.