Z pomocą przyszła Matka Boża Kębelska

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 23.04.2020 09:55

Kiedy tak wielu z nas lęka się o zdrowie w czasach koronawirusa, Matka Boża Kębelska wciąż przychodzi z pomocą, udzielając wielu łask, także chorym, którzy wołają o ratunek.

Krystyna Wolińska prosiła o pomoc Matkę Bożą Kębelską w Wąwolnicy. Krystyna Wolińska prosiła o pomoc Matkę Bożą Kębelską w Wąwolnicy.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

W kierunku Wąwolnicy od wieków ludzie zmierzają, by prosić o pomoc Matkę Bożą Kębelską. Wielu z nich zostaje wysłuchanych, a księga łask rośnie z roku na rok. Także w obecnych czasach lęku o zdrowie i przyszłość, wiele osób przyjeżdża na indywidualną modlitwę przed cudowną figurą Matki Bożej w Wąwolnicy.

- Tu zawsze ludzie znajdują pocieszenie - podkreśla ks. Jan Pęzioł, wieloletni kustosz sanktuarium, którego pielgrzymi proszą o modlitwę w różnych sprawach.

Wśród osób, które doświadczyły szczególnych łask, jest Krystyna Wolińska, której świadectwo przypominamy.

Kiedy pani Krystyna usłyszała, że na jej trzustce jest guz, ogarnęło ją przerażenie. Taka diagnoza była niemal wyrokiem, jednak nie do lekarzy, a do Matki Bożej należało ostatnie słowo.

W jej rodzinnym domu Pana Boga traktowało się poważnie. Od najmłodszych lat dzieci nauczone były, żeby w chwilach dla nich trudnych zwracać się w modlitwie do Matki Bożej.

- Utkwiło mi w pamięci, jak będąc dzieckiem bałam się czegoś, czy spotykała mnie jakaś trudna sytuacja mówiłam modlitwę „Pod Twoją obronę”. Zostało mi to do dziś - mówi pani Krystyna.

Dlatego gdy usłyszała, że ma guza na trzustce, pierwsze co zrobiła, to zaczęła się modlić. - Nie czułam się źle, ale chciałam raz na jakiś czas zrobić rutynowe badania. W morfologii wyszły podwyższone próby wątrobowe. Pani doktor mnie uspokajała, że za jakiś czas powtórzymy badania, ale ja byłam niespokojna i chciałam USG. Dostałam skierowanie, a kiedy rozpoczęło się badanie, zapytałam od razu, jak tam moja wątroba. Usłyszałam, że z nią wszystko dobrze, ale z trzustką gorzej, bo widać na niej 26-milimetrowy guz - opowiada swoją historię kobieta.

Zaraz wyobraźnia podsunęła jej wszystko, co kiedyś słyszała na ten temat, a słyszała, że to wyrok śmierci. - Byłam przerażona. Miałam jednak w życiu różne trudne sytuacje, z których Pan Bóg mnie wyprowadził, więc w całym tym lęku chwyciłam się nadziei, że i tym razem dostanę szansę. Zaczęły się zarówno załatwianie różnych badań, wizyt lekarskich, jak i szturm modlitewny. Moi bliscy modlili się ze mną, ale też wielu znajomych. Poprosiłam o Mszę w mojej intencji i postanowiłam szukać ratunku w Wąwolnicy u Matki Bożej - mówi.

Udało się jej umówić z ks. Janem Pęziołem w sanktuarium Matki Bożej Kębelskiej. - Wielokrotnie jeździłam do Wąwolnicy do Matki Bożej, znałam też ks. Jana z czasów, kiedy pracował jeszcze w mojej rodzinnej parafii w Turobinie. Pojechałam na umówione spotkanie i poszliśmy razem modlić się w kaplicy przed cudowną figurą o moje zdrowie. Ks. Jan prosił Maryję, by wysłuchała naszego błagania, a na koniec powiedział mi, że jeśli stanie się cud, mam przyjechać i podziękować - mówi pani Krystyna. Postanowiła wtedy, że jeśli kolejne badania wyjdą dobrze, będzie świadczyć o doznanej łasce.

- Wstąpiła we mnie otucha, przeplatana lękiem. Z jednej strony miałam ufność, z drugiej zdarzały mi się chwile paniki. Chwytałam wtedy różaniec i modliłam się - opowiada.

Po tygodniu od modlitwy w Wąwolnicy pani Krystyna miała mieć badanie tomograficzne oceniające guza. Tego dnia rano w jej intencji odbyła się jeszcze Msza św. Kiedy badanie się skończyło, udała się do lekarza, który długo oglądał wyniki, po czym spojrzał na nią i powiedział: „Jest pani całkiem zdrowa. Na trzustce nie ma żadnego guza”. - W pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Po chwili ogarnęła mnie taka radość i wdzięczność, że chciało mi się krzyczeć ze szczęścia. Wiedziałam, komu zawdzięczam to uzdrowienie - podkreśla pani Krystyna.

Tak jak obiecała, zebrała całą swoją dokumentację medyczną i pojechała znowu do Wąwolnicy, by podziękować Matce Bożej i złożyć świadectwo. Wówczas ks. Jan poprosił ją, by 1 września, podczas uroczystości odpustowych, w sanktuarium opowiedziała przed zgromadzonymi o doznanej łasce. Tak zrobiła.

- Moje świadectwo podczas Mszy odpustowej było krótkie, ale dla mnie to nie była pierwsza łaska uzyskana od Boga. W moim życiu wydarzyło się jeszcze kilka takich sytuacji, w których szczególnie doświadczyłam Bożej opieki. Jedną z nich jest moja córka, która urodziła się po śmierci dwójki wcześniejszych dzieci. Najpierw kilka godzin po porodzie zmarł mój synek, a potem straciłam drugie dziecko. Bardzo chciałam zostać matką i gorąco się o to modliłam. Jednak przez kolejne trzy lata nie mogłam zajść w ciążę. Przeprowadziliśmy się właśnie do Lublina i uczestniczyłam w procesji Bożego Ciała na Czubach. Szłam wpatrzona w monstrancję i prosiłam Boga o zmiłowanie. Trzy tygodnie później okazało się, że jestem w ciąży. Urodziłam córkę, która dziś jest studentką. Jej życie to także wymodlony dar - przyznaje pani Krystyna.