Prywatne zdjęcia mieszkańców Wilkowa z czasu powodzi

ag

publikacja 21.05.2020 14:10

Kiedy 21 maja pękł wał w Zastowie, gmina Wilków została zalana w 70 procentach. Na zalane tereny mogło się dostać tylko wojsko, straż pożarna i mieszkańcy. To oni robili zdjęcia dokumentujące powódź.

Po terenie gminy można było poruszać się tylko kajakiem. Po terenie gminy można było poruszać się tylko kajakiem.
Marta Bołtuć

Państwo Bołtuciowie do swego domu mogli dostać się tylko kajakiem. Po pierwszej nocy, kiedy zabrała ich amfibia, wrócili do swojego domu.

- Mąż pływał kajakiem po podwórku i podlewał rośliny, które umieściliśmy na dachu. Każdy z sąsiadów, który posiadał kajak albo łódkę, chciał zostać na swoim. Zresztą straż pożarna codziennie patrolowała teren i dostarczała nam żywność - wspomina pani Marta.

Swoimi wspomnieniami podzieliła się z nami także pani Iwona.

- Nie jestem panikarą. Przeżyłam już niejedno podtopienie, jak wszyscy okoliczni mieszkańcy, więc nie zamierzałam się ewakuować nawet wtedy, gdy po wsi jeździły autokary, które chciały zabierać ludzi w bezpieczne miejsce. Kiedy jednak mój szwagier, który jest strażakiem, przyjechał powiedzieć, żeby przygotować się na powódź, potraktowałam to serio. Byłam w domu sama z dwoma synami. Jeden miał pięć lat, drugi 12. Wszystko, co się dało, wynieśliśmy na strych. Na dole zostały tylko ciężkie meble. Szkoda mi było jeszcze pralki i lodówki, więc poprosiłam sąsiada, by mi pomógł je postawić choć na stół. Śmiał się ze mnie, że jestem panikara - opowiada pani Iwona. Na wszelki wypadek spała z synami na strychu. Rano, gdy się obudziła i otworzyła okno, zobaczyła wszędzie wodę.

- To nie była jeszcze wysoka woda. Może tak po kostki. Wsiadłam szybko na rower i pojechałam do sklepu kupić wodę, chleb i jakieś jogurty, byśmy mieli co jeść, bo wiadomo było, że pękł wał i woda cały czas płynie, podnosząc poziom. Mieszkamy daleko od sąsiadów, telefony przestały działać, a ja należałam do tych, którzy nie mieli komórki, więc musiałam liczyć na siebie. Dziś mam dwie komórki, z którymi się nie rozstaję - mówi. Woda rzeczywiście cały czas się podnosiła.

- To nie był łagodny strumyczek czy spokojnie rozlewające się jezioro. Im wody było więcej, tym była głośniejsza. W końcu był taki szum, jak obok wodospadu. Woda zaczęła zalewać parter i wdzierać się na piętro. Były takie miejsca w gminie, gdzie jej poziom sięgał 3-4 metrów. Kto nie miał piętra, ratował się, wchodząc na dach. Stamtąd ludzi zabierały łodzie lub helikopter - wspominają mieszkańcy.

Prywatne zdjęcia sprzed 10 lat udostępnili nam państwo Bałtuciowie.

O powodzi w  Wilkowie można przeczytać także TUTAJ.