Życie pełne zaangażowania utrwalone na kamiennych tablicach

ks. prof. Antoni Dębiński

publikacja 06.06.2020 11:35

Gdy się spaceruje korytarzami pierwszego piętra historycznego budynku uniwersytetu (dawniej nazywany był "koszarami świętokrzyskimi", dzisiaj zaś oficjalnie gmachem głównym), trudno nie zauważyć brązowych, kamiennych tablic rozmieszczonych nad drzwiami kilku audytoriów.

Życie pełne zaangażowania utrwalone na kamiennych tablicach Ks. prof. Antoni Dębiński: Koło Społecznie-Postępowe okazało się efemerydą; istniało zaledwie sześć lat. W 1957 r. definitywnie zakończyło swoją działalność. Jakub Szymczuk /Foto Gość

Wszystkie są utrzymane w jednym stylu, mają kształt leżącego prostokąta, są obramowane stiukowymi (szlachetny tynk, gipsowa masa do wyprawy tynkarskiej) białymi opaskami. Na tablicach zostały wyryte nazwy sal; na jednej z nich została umieszczona inskrypcja: „Sala im. H. Sienkiewicza Fundacji Rodziny Rostworowskich”. Zatrzymajmy się przy niej na chwilę. Napis przypomina fakt, że Antoni Rostworowski, właściciel majątku w Milejowie i Kęble k. Wąwolnicy, znany i światły  społecznik i zarazem skarbnik Komitetu Budowy Uniwersytetu Lubelskiego,  wraz z rodziną,  na początku lat dwudziestych ubiegłego wieku sfinansował odbudowę sali akademickiej (otrzymała imię znanego powieściopisarza) w zdewastowanym podczas I wojny światowej  budynku koszar, a przyznanemu Uniwersytetowi przez Józefa Piłsudskiego.

Wybitni przedstawiciele rodu

Kilkanaście  kroków dalej, na kolejnej tablicy możemy przeczytać inny napis: „Sala im. Zofiji z hr. Rostworowskich Stanisławowej Wessel”. Pamiątkowa dedykacja przywołuje nazwiska donatorów (odbudowa sali), z którymi jest związana także historia Akademika Męskiego KUL (najstarszego w Lublinie) ulokowanego przy ulicy Niecałej 8 w rozleglej kamienicy zbudowanej na planie kwadratu, z dziedzińcem pośrodku. Otóż nieruchomość stanowiła własność małżeństwa Zofii z domu Rostworowskiej i Stanisława Wesselów, zaangażowanych w dzielność społeczną i patriotyczną właścicieli majątku w Żyrzynie k. Puław.  Niedługo po powołaniu do życia Uniwersytetu, w roku 1919,  Stanisław  przekazał budynek Kołu Pomocy Młodzieży Akademickiej Uniwersytetu.

Wspomniane tablice i historia akademika męskiego stanowią świadectwa (jedno z wielu) przypominające szlachetne i szczodre działania przedstawicieli rodziny  Rostworowskich na rzecz naszej Alma Mater. Godzi się przy tym  wspomnieć, że ta  wywodząca  się z Wielkopolski, korzeniami sięgająca  czternastego stulecia, pieczętująca  się herbem „Nałęcz” familia, rozrodzona i skoligacona z innymi znanymi rodami,    funkcjonowała w  rożnych regionach Polski, także na Lubelszczyźnie.  Wydała wiele znanych i zasłużonych  postaci. Wśród Rostworowskich znajdują się bowiem wybitni politycy, dyplomaci, wojskowi i społecznicy. Noszący to nazwisko wnieśli duży wkład w rozwój polskiej kultury – byli  wśród nich uczeni, pisarze, kompozytorzy czy malarze. Wśród Rostworowskich nie brakowało wybitnych duchownych i  sióstr zakonnych, oddanych  służbie Kościołowi.

To był niezwykły jezuita

Do tej grupy należał o. Tomasz (1904-1974), jezuita, muzyk, pedagog, harcmistrz, uczestnik obrony Lwowa, żołnierz AK i powstaniec warszawski, więzień polityczny, duszpasterz akademicki, kierownik polskiej sekcji Radia Watykańskiego w Rzymie. Bogaty życiorys tego odważnego  i wszechstronnego człowieka (można by nim obdzielić wiele osób i każda z nich miała by niezwykłą, wyjątkowa biografię), zawiera także kilka, wcale nie epizodycznych, pobytów  w Lublinie.

Pierwszy raz w mieście na Bystrzycą Tomasz Rostworowski pojawił się jako młody gimnazjalista. Otóż, po opuszczeniu - wraz z matką i braćmi - Kijowa i powrocie do wolnej już Polski, w Lublinie kontynuował naukę w Gimnazjum im. Stefana Batorego  (zwanego także „Szkołą Lubelską”), gdzie zdał egzamin dojrzałości. „Moich dwóch starszych synów, Tomka i Stefana, zapisałam do „Szkoły Lubelskiej”, gimnazjum założonego staraniem Antoniego Rostworowskiego i innych ziemian”, zanotowała jego matka, Teresa z Fudakowskich Rostworowska w swoich wspomnieniach („Za szlakiem mojego życia”).  Już jako uczeń przejawiał zdecydowany charakteru i liczne przymioty ducha; miał wiele zainteresowań, w tym pasję i przywiązanie do wartości skautingu (zostało mu to na cale życie). „Zaraz  wstąpił do harcerstwa i z młodzieńczym zapałem poświęcał swój wolny czas młodszym chłopcom”, wspomniał lata szkolne jego brat Stefan („Pomagał w sercach odnajdywać Boga. Sto i więcej wspomnień świadków życia ojca Tomasza Rostworowskiego TJ”) . ”Poza tym  miał dwa zainteresowania: astronomię i muzykę” – czytamy dalej. Istotnie, Tomasz był  bystrym i  pilnym uczniem;  utalentowany muzycznie, w Lublinie ukończył Szkołę Muzyczną  im. Stanisława Moniuszki.

Po uzyskaniu matury rozpoczął studia z historii  na Wydziale Nauk Humanistycznych nowo utworzonej wszechnicy katolickiej. „Tomek na razie zapisał się na uniwersytet głównie dlatego, by się zetknąć z młodzieżą akademicką i zapoznać się z jej mentalnością zanim podejmie  ostateczną decyzję co do osobistych zamiarów”, zanotowała przywoływana już   Teresa z Fudakowskich Rostworowska („Za szlakiem mojego życia”). Z racji na koligacje rodzinne i powiązania towarzyskie środowisko akademickie nowej wszechnicy nie było mu obce, osobiście poznał wielu profesorów. „Tomek lubił rozmawiać z ojcem Jackiem Woronieckim, dominikaninem, naszym krewnym, późniejszym rektorem KUL-u”,  wspominał jego brat Stefan. Na Uniwersytecie studiował krótko, bo zaledwie rok; niemniej pozostawił wyraźny  ślad  swojego pobytu - jako student pierwszego roku historii stał się współzałożycielem korporacji akademickiej „Concordia”. Potwierdza to archiwalny  tekst statutu z  lutego 1923 roku. W jego ostatnim paragrafie są podpisy dwunastu „członków - założycieli”; jednym z nich był autograf Tomasza Rostworowskiego.

Z KUL skierował kroki do zgromadzenia

 Pojawienie się nowej, pierwszej  korporacji na akademickiej mapie Lublina stanowiło novum,  zostało zauważone.  „Założyła ją grupa studentów […]. Byli to przeważnie chłopcy z zamożniejszych domów, niezłe zaopatrzeni, dobrze ubrani”, zanotował w swoich wspomnieniach lubelski prawnik i literat, Konrad Bielski („Most nad czasem”). Dlaczego wśród nich znalazł się Tomasz Rostworowski? Nietrudno odgadnąć. Otóż nie tylko dlatego, że wyrastał  w środowisku  patriotycznym i niepodległościowym. Wstępując do korporacji akademickiej  nawiązywał  do tradycji rodzinnych. Jego ojciec Karol Paweł, kompozytor i autor licznych pieśni, podczas studiów na  Politechnice Ryskiej należał do korporacji „Arkonia”.  Z kolei jego stryj  Michał,  profesor  prawa międzynarodowego i państwowego, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego i sędzia Stałego Trybunału Sprawiedliwości Międzynarodowej, był  Filistrem  honorowym działającej w Krakowie korporacji „Corolla”. 

Na Uniwersytecie Lubelskim Tomasz nie zagrzał długo miejsca; po dwóch semestrach, jak czytamy w zachowanym indeksie ”Złożył egzaminy z r. pierwszego dnia 25 czerwca 1923 r. z wynikiem dobrym”, po czym  przerwał studia  i wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. W zakonie rozpoczął kolejne etapy formacji i dalszej edukacji.  Po odbyciu nowicjatu  w Starej Wsi, studiów filozoficznych w Nowym Sączu, Krakowie  i Wilnie (tam też będąc  nauczycielem gimnazjum Jezuitów ukończył konserwatorium) znowu przyjechał do Lublina, tym razem na cztery lata, aby odbyć studia teologiczne. Podjął je jednak nie na  KUL-u, ale w Kolegium Teologicznym (zwanego „Bobolanum”). Był to wydział  teologiczny OO. Jezuitów na prawach państwowej szkoły wyższej, przeniesiony w 1926 r. z Krakowa, którego siedziba znajdowała się nieopodal KUL-u, po północnej stronie Alei Racławickich (obecnie 1 Wojskowy Szpital Kliniczny). W Lublinie przyjął świecenia kapłańskie w 1935 r. i po zakończeniu studiów teologicznych zwieńczonym stopnień licencjata, wyjechał do Wilna.

Duszpasterz akademicki i powstaniec

Kolejny raz w Lublinie pojawił się w 1957 roku, tym razem w innej roli, aby objąć funkcję duszpasterza akademickiego. Miał już za sobą  trudny okres życia w okupowanej  Warszawie, czas heroicznej i legendarnej wręcz posługi jako kapelan batalionu „Wigry”, podczas powstania warszawskiego walczącego na Starym Mieście i Śródmieściu oraz kapelan Komendy Głównej AK. Jego życiorys obejmował tyleż błyskotliwy co trudny okres pracy jako duszpasterza akademickiego w Łodzi, gdzie cieszył się wielka popularnością i autorytetem, przyciągając rzesze studentów; gdzie utrwalał nowy styl pracy i zasady funkcjonowania duszpasterstwa akademickiego w nowej, powojennej rzeczywistości; gdzie organizował pracę koła Towarzystwa Przyjaciół KUL. W Łodzi też, w styczniu 1950 r., został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa i po półtorarocznym śledztwie, skazany na 12 lat więzienia. Oskarżono go, podobnie jak i innych działaczy Sodalicji Mariańskiej (w tym  Adama Stanowskiego, przyszłego pracownika KUL i senatora) o działalność antypaństwową. Przebywał kolejno w więzieniach w Warszawie na Mokotowie i we Wronkach; także tam prowadził działalność apostolską. Z więzienia został zwolniony po sześciu latach więzienia; ciężkie przeżycia i szykany nie przerwały jego aktywności.

Decyzja władz o przeniesieniu do Lublina

Władze zakonne skierowały go do Lublina, gdzie jako duszpasterz  podjął „z marszu” działalność jako rekolekcjonista, organizator konferencji, dyskusji i uczestnik obozów. Swoim obowiązkom oddal się z ogromnym zaangażowaniem. „Dałem w tym roku dwie serie rekolekcji zamkniętych dla dwóch grup studentek KUL”, napisał do brata 22 listopada 1960 („O Bogu i ludziach.  List, biogramy, artykuły, notatki rekolekcyjne 1940-1973”). „Jako duszpasterz akademicki chodziłem cały dzień  w styczniu do mieszkań studentów, profesorów i pracowników KUL-u i innych uczelni Lublina i błogosławiłem mieszkania”, relacjonował w liście matki 6 lutego 1961 r. (tamże). Jego obecność, czy raczej zauważalna aktywność  w Lublinie nie była władzy ludowej na rękę. Nieustannie był w obszarze zainteresowania Służby Bezpieczeństwa, permanentnie śledzono jego aktywność duszpasterską, kontakty, nagrywano jego wypowiedzi; jego osoba była rozpracowywana w ramach specjalnej akcji pod kryptonimem „Teofil”.  Władze rożnymi sposobami dążyły do odwołania go z funkcji. „Dyrektor Lech [zastępca dyrektora Urzędu ds. Wyznań – A.D.]  zażądał usunięcia ks. Tomasza Rostworowskiego” zapisał w swoich notatkach pod datą 5 kwietnia 1960  r. kard. Stefan Wyszyński. („Pro memoria”, t. VII).  Usiłowania te były ponawiane, co poświadcza koleina uwaga Prymasa z 12 listopada tego samego roku: „Duszpasterstwo akademickie prowadzi nadal o. Tomasz Rostworowski, pomimo tego, że dyr. Lech domaga się usunięcia ks. Tomasza” (tamże).  Ostatecznie swój pobyt w Lublinie zakończył po czterech latach pracy. We wrześniu 1961 roku ks. Marian Rechowicz, rektor KUL napisał do niego: „przyjmuję do wiadomości rezygnację […] równocześnie wyrażam Ojcu serdeczne podziękowanie za Jego wieloletnią i ofiarną pracę […] .

Ojciec Tomasz Rostworowski darzył KUL wielka estymą, doceniał jego znaczenie dla Kościoła i kultury narodowej. Wspominając swój udział w działaniach łódzkiego Koła  Towarzystwa Przyjaciół KUL zanotował,  że „panowała atmosfera wzajemnego zrozumienia i troski o wielką, wspólną sprawę - o Katolicki Uniwersytet Lubelski” („Szerzyć królestwo. Wspomnienia i dzienniki 1939-72”). Tę wypowiedź, a chciałbym ją uczynić podsumowaniem wywodu, można odczytać w powiązaniu z napisami na kamiennych tablicach  przywoływanych na początku tekstu – zespolone ze sobą  odzwierciedlają związki rodziny  Rostworowskich z  naszą  Alma Mater.