Jesteśmy przekonani, że był to Boży człowiek

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 24.08.2020 10:00

Wanda Dück miała 24 lata i kończyła studia w katedrze Monumentalnego Malarstwa Ściennego w Akademii Sztuk Pięknych w Leningradzie. O Panu Bogu nie wolno było tam nawet wspomnieć, a ona chciała zaprojektować nowoczesny kościół w Lublinie.

O. Andrzej Derdziuk pokazuje portret br. Kaliksta. O. Andrzej Derdziuk pokazuje portret br. Kaliksta.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Na Poczekajkę do ojców kapucynów przyprowadził ją architekt Marian Makarski.

- Najpierw poszliśmy do stolarni brata Kaliksta. Pachniało tam świeżo pociętym sosnowym i dębowym drewnem i tenże zapach osiadł na ubraniach roboczych i habicie brata Kaliksta. Pamiętam, że miał lekko upudrowaną twarz od cięcia i heblowania desek i pełne dobroci i uprzejmości niebiesko-szare oczy, z lekko zaczerwienionymi białkami od zmęczenia. Zapamiętałam pierwszy uścisk szorstkiej, ciepłej dłoni. To tak, jakbym włożyła rękę do imadła stolarskiego. Brat od razu przeprosił, bo zobaczył, jak się lekko zwinęłam z bólu, ale jego życzliwy uśmiech uśmierzył mój ból. Otrzepał trociny ze swojego ubrania (ogrodniczki z grubego niebieskiego dżinsu) i zaprosił nas na kawę do swojego pokoju w tymże baraku - wspomina Wanda Dück.

Pani Wanda Dück przy pracy.   Pani Wanda Dück przy pracy.
Archiwum rodzinne

Kiedy powiedziała, co ją sprowadza, brat ucieszył się, że jest zainteresowana architekturą kościoła i że chciałaby popracować nad jego wnętrzem. Ojciec przełożony pozwolił na takie prace i otrzymała plany kościoła. Zanim wyjechała z powrotem na studia do Leningradu, opowiedziała bratu, że czekają ją trudności związane z tym obiektem, ponieważ to kościół. W Związku Radzieckim oficjalnie Boga nie było i na uczelni nie można było się zajmować żadnym sakralnym tematem.

- Brat pobłogosławił mnie na drogę i pojechałam. Na granicy, przy kontroli bagażu, celnicy zapytali mnie, co to są za plany, a ja odpowiedziałam od razu (skłamałam), że to nowo powstała filharmonia w Lublinie i tak już zostało - opowiada artystka.

Mimo trudności, jakie mogły ją spotkać, bardzo chciała pracować nad tym kościołem. Była pełna energii i nadziei. Temat św. Franciszka i Klary ją zafascynował. - Dzięki bratu Kalikstowi zaczęłam poznawać tych świętych. Do tego byłam pod wrażeniem ducha brata Kaliksta, Poczekajki i jego stolarni. Miałam wrażenie, że pozyskałam prawdziwego przyjaciela w jego osobie. Przestałam się bać, że wylecę z uczelni, jak się dowiedzą co robię, zaczęłam też odkrywać Pana Boga w swoim życiu, który przez studia w Związku Radzieckim poszedł całkiem w zapomnienie – mówi pani Wanda. Kiedy dotarła do Leningradu i pokazał projekt profesorowi, bardzo spodobała mu się architektura i udało się ją przeforsować jako filharmonię.

- Zaprojektowałam długi wąski witraż w nawie głównej. Kompozycję stanowiły postacie aniołów grających na harfach wśród przyrody. Do obrony pracy magisterskiej usunęłam aniołom aureole. W czasie obrony nie czułam lęku, byłam gotowa do walki. Przede mną siedziało dwunastu profesorów akademików z dwóch Akademii Sztuk Pięknych Leningradu. Najbardziej znani wtedy artyści sowieckiej Rosji. Po obronie pracy dyplomowej podszedł do mnie mój profesor i powiedział, że obroniłam się na piątkę, ale jeden z profesorów powiedział krótko: - To jest kościół! Na następny dzień mój profesor zapytał: „Powiedz mi Wanda, czy to naprawdę jest kościół?”. Odpowiedziałam, że tak!. „Miałaś wielkie szczęście, bo nie dostałabyś dyplomu i wyrzuciliby Cię z uczelni …i mnie też”. Widocznie Panu Bogu zależało na tym kościele i moim projekcie. Potem po latach zaprosiłam mojego profesora do Polski do Lublina, odwiedziliśmy brata Kaliksta i mógł zobaczyć efekt pracy na żywo - opowiada historię związaną z obroną pracy Wanda Dück.

W Związku Radzieckim pozostała jeszcze prawie 3 lata. Jej profesor powiedział, że powinna zbierać doświadczenie, malując malarstwo ścienne, a na Syberii w Nowosybirsku w tym czasie był wysyp pracy. Wracała jednak do rodzinnego Lublina. Każdy pobyt w Polsce miał w programie wizytę u brata Kaliksta. - Zapraszani przeze mnie Rosjanie, artyści, również poznawali brata. Robił na nich bardzo silne wrażenie. Poznawali duchowość, która była im kompletnie obca - przyznaje artystka.

W 1984 roku wróciła z Syberii do Lublina. Mieszkała u rodziców i prawie codziennie była na Poczekajce, obserwując budowę, robiąc rysunki. Dzięki uprzejmości ojca przełożonego, mogła pracować w baraku i mieć tam swoją pracownię obok pokoju brata Kaliksta.

- Brat bardzo mnie wspierał. Zaopatrzył mnie we wszelką możliwą literaturę o św. Franciszku i św. Klarze. Nie pozwolił mi, żebym chodziła głodna. Przynosił z kuchni zupę w słoiku, pierogi, przynosił kawę i w wolnym czasie rozmawialiśmy o duchowości franciszkańskiej, o „Pieśni Słonecznej“, sztuce sakralnej. Ja opowiadałam o ikonach i malarstwie ściennym, a brat opowiadał o rzeźbie w drewnie, ten temat szczególnie był mu bliski - mówi pani Wanda.

To ona także zrobiła projekt mozaiki św. Franciszka na fasadę kościoła na Poczekajce.

- Radziłam się brata Kaliksta odnośnie mozaiki. Rozważaliśmy, co podobałoby się św. Franciszkowi. Ja byłam za ubogą wersją ziemistą z naturalnego kamienia. Takie mozaiki powstawały w początkach chrześcijaństwa z materiałów, które były na budowie. Resztki po posadzce, ścinki granitów, marmurów, ktoś z zaprzyjaźnionych kamieniarzy przywiózł resztki bazaltu. Z Rosji przywiozłam żeliwne kowadło i młotki do kucia kamienia. Brat Kalikst je oprawił i pod kowadłem zrobił ciężki kloc, żeby się nie przewracało. Kamień kułam przez wiosnę i lato 1985 roku. Wcześniej brat Kalikst zrobił mi podłogę z płyt 1 m x 1 m w okrągłej kaplicy bocznej. W ten sposób mogłam namalować karton ze św. Franciszkiem w skali 1:1. Na tym kartonie i płytach mogłam układać moduł kamienny. Potem zbudował specjalne rusztowanie, byśmy mogli przenieść mozaikę na fronton kościoła - wspomina artystka.

Całe lato układała tę mozaikę. W końcowej fazie przeziębiła się. Ostatnie metry kładła z wysoką gorączką. Widział to brat Kalikst i przynosił na rusztowanie ciepły sweter, gorącą herbatę z cytryną, leki i gorącą zupę w słoiku. Na 4 października, czyli odpust ku czci św. Franciszka, musiało być wszystko gotowe.

- Z czasem brat Kalikst zaprzyjaźnił się z moimi rodzicami i rodziną mojego brata z czwórką małych dzieci i żoną chorą na stwardnienie rozsiane. Wspierał życzliwością i dobrym słowem, bawił się z dziećmi, kieszenie jego habitu były wyładowane cukierkami - opowiada pani Wanda.

W 1990 roku prosiła brata Kaliksta o radę. Nie miała zleceń na malarstwo ścienne i w ogóle żadnej pracy. Zapytała, co ma robić. - Musiałam podjąć decyzję odnośnie mojej przyszłości. Miałam 33 lata, moje życie osobiste się nie układało, zawodowe również. Nie mogłam dalej mieszkać u rodziców. Pojawiła się możliwość wyjazdu do Francji, do zaprzyjaźnionej, młodej rodziny, mieszkającej w Paryżu. Z ikoną Matki Boskiej Częstochowskiej mojej prababci, błogosławieństwem brata Kaliksta, wyjechałam do Francji. Miałam być 2 tygodnie, zostałam cały rok. To był ciężki i pracowity rok. Ikony malowałam na deskach znalezionych na ulicach Paryża. Jak miałam pieniądze, dzwoniłam do rodziców i brata Kaliksta, dać znak życia i usłyszeć życzliwy głos. Potem pojechałam do Niemiec. Początek był równie ciężki. Tam poznałam, co to jest głód. Nie mogłam zadzwonić do Polski. Tak było w roku 1991 i 1992. Dopiero w 1993 roku przyjechałam do Lublina - opowiada o trudnych chwilach pani Wanda. W 1994 roku udało się jej zrobić wystawę indywidualną w muzeum ikony we Frankfurcie nad Menem. Za tę wystawę dostała nagrodę Prezydenta Niemiec Romana Herzoga w wysokości 5000 DM. Zaczęła sprzedawać ikony i od tego czasu może utrzymać się ze sztuki sakralnej.

- Z tymi sukcesami przyjechałam do brata Kaliksta, pochwalić się oczywiście i podziękować za modlitewne wsparcie i za dobre słowa. Powtarzał mi zawsze żebym ufała Matce Bożej i dała się jej prowadzić. Jestem przekonana, że był to niezwykły człowiek, który nie tylko mnie doprowadził do wiary - daje świadectwo Wanda Dück.

Przekonani o codziennej świętości swego współbrata kapucyni, zwrócili się z prośbą do abp. Stanisława Budzika o zapoznanie się z życiorysem brata Kaliksta i rozważenie rozpoczęcia procesu beatyfikacji zakonnika.