Teraz Chiara widzi Jezusa

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 27.09.2020 08:00

"Mamo, kiedy będziesz mnie ubierać na łożu śmierci, musisz powtarzać: Teraz Chiara Luce widzi Jezusa” - mówiła do swojej mamy Chiara Luce Badano, dziś błogosławiona. Umarła, mając 19 lat. Rodzice - Maria Teresa i Ruggero Badano - wspominali swoją córkę w Lublinie.

Chiara Luce Badano wyniesiona na ołtarze w 2010 roku. Chiara Luce Badano wyniesiona na ołtarze w 2010 roku.
Interent

Mija 10 lat od beatyfikacji Chiary. Rodzice błogosławionej odwiedzili Lublin w 2013 roku. 

– Tuż przed śmiercią Chiara powiedziała do mnie: "Mamo, pilnuj taty, by nie płakał w kościele, bo popsuje całą uroczystość". Kiedy wnoszono jej trumnę do kościoła, sama musiałam się bardzo starać, by nie płakać. Zobaczyłam, że mężowi niebezpiecznie drży broda, od razu przypomniały mi się słowa Chiary i ścisnęłam Ruggero za rękę. Zrozumiał. Zaczęliśmy śpiewać pieśni, które Chiara wybrała na swój pogrzeb. Najpierw śpiewaliśmy cicho, pilnując się, by nasze głosy za bardzo nie drżały, za chwilę jednak nasz śpiew nabrał mocy. I choć serce płakało z tęsknoty i żalu za naszą córeczką, wiedzieliśmy, że teraz ogląda Jezusa i jest bardzo szczęśliwa. Ta pewność pozwala nam dalej żyć i z radością dawać świadectwo na całym świecie o Chiarze Luce, naszej córce, która jest błogosławioną – mówiła wówczas na KUL Maria Teresa.

Wszystko wskazywało na to, że Maria Teresa i Ruggero nie będą mieć dzieci. Od 10 lat byli małżeństwem i nie mogli począć dziecka. Żona pogodziła się z tym faktem, uznając, że widocznie taki plan ma dla niej Jezus, którego bardzo kochała od najmłodszych lat. Ruggero też ufał Bogu, któremu codzienne dziękował za swoją żonę. Jednocześnie codziennie z Nim dyskutował na temat dziecka, którego pragnął.

Maria Teresa i Ruggero Badano, rodzice Chiary opowiadali o niej w Lublinie.   Maria Teresa i Ruggero Badano, rodzice Chiary opowiadali o niej w Lublinie.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

– Nie dawałem Bogu spokoju. Modliłem się gorąco i wytrwale. Kolejny raz swoją sprawę zawierzyłem Maryi w jednym z sanktuariów. Zwyczajnie zazdrościłem moim kolegom, z którymi spotykałem się w barze, a którzy opowiadali o swoich dzieciach – mówi Ruggero. Mając 37 lat, Maria Teresa zorientowała się, że jest w ciąży.

- Było to dla mnie wielkie zaskoczenie, poszłam do lekarza, ale on kazał mi poczekać jeszcze 20 dni, by mieć pewność, że dziecko się poczęło i się rozwija. Dopiero po tych 20 dniach powiedziałam mężowi, by wcześniej nie robić mu złudnych nadziei. Ruggero oszalał ze szczęścia. We wszystkim mnie wyręczał, nosił mnie nawet po schodach, bym się nie przemęczała. W końcu na świat przyszła nasza córeczka Chiara - opowiadała Maria Teresa.

Była zwyczajna. Uwielbiała się śmiać, śpiewać, uprawiać sport. Jak każde dziecko przepadała za słodyczami, nawet ze swoją przyjaciółką Chiccą urządzała "podwieczorki z nutellą", jak je nazywały. Nie była też od urodzenia obdarzona jakimś szczególnym darem pobożności.

- Pamiętam taką sytuację, kiedy robiłam coś w kuchni, a Chiara bawiła się w swoim pokoju. Pomyślałam, że może zrobimy sobie przerwę i pomodlimy się razem. Zaproponowałam jej to, ale usłyszałam zdecydowany sprzeciw. Powiedziałam, że w takim razie ja pomodlę się za nią i tak zrobiłam, choć ona nie była tym zainteresowana - wspomina Maria Teresa. Sytuacja się zmieniła, kiedy, nie mając jeszcze 9 lat, zetknęła się z Ruchem Focolari. Przyjaciółki opowiadały jej o ideale, który można przyjąć i zacząć realizować, a który zupełnie zmienia życie. W 1980 roku pojechała na kongres dla najmłodszych Ruchu, tam całym swoim dziecięcym entuzjazmem zawierzyła się Jezusowi. Rodzice, choć bardzo wierzący, byli zaskoczeni odmianą córki. Chiara przekonała ich, by dołączyli do Ruchu i wybrali się całą rodziną do Rzymu na Familyfest.

- Początkowo nie chciałem jechać do Rzymu, ale później zgodziłem się, by pokazać córce stolicę. Przez trzy dni zwiedzaliśmy miasto. Z powodu mojej opieszałości spóźniliśmy się na Familyfest. Ludzie musieli zrobić nam miejsce w wypełnionej już po brzegi sali. Usłyszałem ze sceny słowa mówiące o miłości, ale jednak innej niż ta, którą darzyłem Marię Teresę czy Chiarę. Zaczynałem rozumieć, że mogę zwrócić się do Jezusa po imieniu i mogę powiedzieć Mu wszystko. Skapitulowałem, kiedy córka powiedziała, że jest głodna i od razu wyciągnęły się ręce z kanapkami, owocami, słodyczami. Ludzie, którzy nas otaczali, byli gotowi podzielić się z nami wszystkim, co mieli - wspominał Ruggero.

Chiara z entuzjazmem związała się z geninami, czyli wspólnotą dziewcząt należących do Focolari. Z nimi wyjechała na swoje pierwsze Mariapoli, wspólnotowe rekolekcje.

- Bałam się ją puścić. Miała dopiero 10 lat. Powiedziałam jej, że musi mądrze się zachowywać, bo teraz będzie sama, a ona odpowiedziała mi: "Mamo, nie jestem sama, jest tu Jezus" - opowiadała Maria Teresa. Wtedy też napisała swój pierwszy list do założycielki Ruchu Focolari Chiary Lubich. Korespondencja dziewczynki z Chiarą staje się regularna. Pisze jej o swoich przeżyciach, o odkryciu Jezusa opuszczonego. W jednym z listów napisała: "Odkryłam, że Jezus opuszczony jest kluczem do jedności z Bogiem. Pragnę uczynić Go swoim jedynym oblubieńcem i przygotować się na Jego przyjście".

Chiara rośnie. Jest dziewczyną, która odkrywa świat, lubi muzykę rozrywkową i nie opuści okazji, by potańczyć. Lubi śpiewać. Nie potrafi usiedzieć na miejscu. W przyszłości chce zostać stewardessą. Uprawia sport. W 1985 roku rodzina przenosi się do Savony, by Chiara mogła na miejscu pójść najpierw do gimnazjum, a potem do liceum. Choć przykłada się z całych sił, nauka nie idzie jej dobrze. Nie znajduje zrozumienia u nauczycielki matematyki. Nauczyciele, u których pobiera korepetycje, są zdziwieni, bo jej wiedza wydaje się być naprawdę duża. Chiara nie przechodzi jednak do następnej klasy. Do swojej przyjaciółki pisze: "Było to dla mnie wielkim cierpieniem. Nie potrafiłam go oddać natychmiast Jezusowi. Potrzebowałam dużo czasu, by wrócić do siebie i jeszcze dziś chce mi się płakać. To jest Jezus opuszczony".

W wieku 17 lat Chiara zaczyna narzekać na ból ramienia.

– Początkowo to zignorowaliśmy, myśleliśmy, że może podczas gry w tenisa nadwyrężyła sobie rękę. Bóle były jednak coraz dotkliwsze. Któregoś ranka Chiara zawołała nas, byśmy pomogli wstać jej z łóżka, bo tak źle się czuła, że sama nie dałaby rady. Powiedziałam, żeby nie wstawała, ale ona się uparła, bo tego dnia miała jakiś sprawdzian z łaciny i koniecznie chciała iść do szkoły. Zawieźliśmy ją. Kiedy weszła do klasy, nauczyciel zapytał ją, czy dobrze się czuje, bo jest podwójnie biała, raz z imienia (Chiara znaczy jasna), dwa z wyglądu. Po lekcjach zawieźliśmy ją do szpitala - mówili rodzice. Wyniki badań okazały się bezlitosne. Sarkoidoza, czyli rak kości z przerzutami.

Chiarze nie powiedziano od razu, co jej dolega, ale wiedziała, że choroba jest poważna.

- Po pierwszej operacji mieliśmy odczekać 20 dni i pojechać do szpitala na pierwszą dawkę chemii. Akurat w tym czasie dotknęło mnie zapalenie żył i nie mogłam chodzić. Nie mogłam pojechać z moją córeczką do szpitala. Wiedziałam, że jeśli Chiara do tej pory nie domyśliła się, co jej jest, to teraz będzie miała pewność. Sam napis "szpital onkologiczny" wystarczy, by się domyśliła. Zostałam w domu, pojechał z nią tata. Modliłam się za nią bardzo. Widziałam przez okno, jak wraca, idąc wolno z opuszczoną głową. Gdy weszła do domu, powiedziała: "Mamo, nic nie mów, muszę być sama". Weszła do pokoju i przez 20 minut leżała na łóżku. Na jej twarzy było widać ogromną walkę. Po tym czasie powiedziała: "Mamo, teraz możesz mówić". Nie miałam już nic do powiedzenia. Widziałam, że oddała wszystko Jezusowi - mówiła Maria Teresa.

Choroba postępowała szybko. Chiara jednak starała się żyć normalnie. Utrzymywała kontakt z rówieśnikami, pomagała innym jak mogła, rozmawiając z nimi przez telefon czy pisząc do nich listy. Sama cierpiała, ale pocieszała innych chorych, których spotykała w szpitalu.

- Jej wszyscy przyjaciele i znajomi, którzy przychodzili, by też jakoś ją pocieszyć, mówili nam, wychodząc od Chiary, że to oni zostali pocieszeni, że jej nie można współczuć, bo bije od niej takie szczęście, że wszyscy jej zazdroszczą - opowiadali rodzice. Leczenie nie pomogło. Chiara wiedziała, że umiera. Przygotowywała się na spotkanie z Oblubieńcem. Kazała mamie uszyć piękną białą suknię, w którą chciała być ubrana na pogrzeb. Swoją przyjaciółkę Chiccę prosiła, by przymierzyła tę suknię, bo ona sama sparaliżowana już nie mogła się w niej zobaczyć. Razem też wybierają piosenki na pogrzeb. To ma być wielkie święto. - "Mamo, gdy będziesz ubierała mnie do trumny, nie płacz, ja już będę widzieć Jezusa" - mówiła mi często. Prosiła, bym pilnowała Ruggero, by nie płakał w kościele, bo popsuje uroczystość, która ma być wielkim świętem, bo ona będzie już z Jezusem - opowiadała Maria Teresa. W tych ostatnich miesiącach życia otrzymała od Chiary Lubich nowe imię, co jest zwyczajem w Ruchu Focolari. Od tej pory miała nazywać się Chiara Luce (światło). Zmarła, mając 19 lat. Papież Benedykt XVI ogłosił ją błogosławioną w 2010 roku.