Bp Ryszard Karpiński: Chrześcijanie mieli znaczny udział w rozwoju krajów muzułmańskich

ag

publikacja 15.03.2021 12:30

W niewielkim kalendarzu w czarnej okładce czas zatrzymał się w 1968 roku. Notatki uczynione w podróży przez bp. Ryszarda Karpińskiego odżyły, gdy do Iraku wybrał się papież Franciszek.

Bp Ryszard Karpińśki wspominał swą podróż do Iraku. Bp Ryszard Karpińśki wspominał swą podróż do Iraku.
Agnieszka Gieroba/Foto Gość

Papieska podróż na Bliski Wschód nie była szeroko komentowana w polskich mediach, ale dla mieszkających tam chrześcijan miała ogromne znaczenie. Nie jest łatwo tam żyć ani dziś, ani dawniej łatwo nie było. O wrażeniach, jakie zostały w pamięci opowiada bp Karpiński, który zaraz po złożeniu swego doktoratu w Rzymie, wybrał się wraz z kolegą w podróż do miejsc odwiedzonych ostatnio przez papieża.

- W podróży byłem od połowy listopada do połowy lutego. Chciałem wykorzystać fakt, że mam paszport, o co łatwo w czasach PRL nie było i zobaczyć miejsca związane z początkiem chrześcijaństwa i działalnością apostołów. Była wówczas możliwość kupienia biletu lotniczego open, jaki oferowała Lufthansa, oznaczało to, że mogę podróżować tymi liniami po wszystkich krajach, w których ten przewoźnik realizował swoje loty. W ten sposób wybraliśmy się w podróż, na trasie której był m.in. Cypr, Egipt, Irak, Turcja i Grecja - wspomina bp Karpiński.

Była to podróż szlakiem działalności apostołów. Większość z tych miejsc była już wówczas zamieszkana przez wyznawców islamu, a chrześcijanie stanowili niewielkie wspólnoty, choć w przypadku właśnie Iraku miały one znaczny wpływ w dziedzinie edukacji.

- Wiedzieliśmy, że w Bagdadzie działa college prowadzony przez amerykańskich jezuitów, gdzie można się zatrzymać. Kiedy wylądowaliśmy, wzięliśmy na lotnisku taksówkę i poprosiliśmy o zawiezienie nas właśnie tam, ale taksówkarz zawiózł nas do małej katolickiej parafii, gdzie ksiądz przyjął nas serdecznie, ale nie miał warunków byśmy mogli się zatrzymać i raz jeszcze polecił nam jezuitów. Gdy tam trafiliśmy, rzeczywiście mogliśmy u nich zostać - wspomina bp Ryszard.

To był czas, kiedy władze Iraku postanowiły znacjonalizować Uniwersytet Katolicki Al. - Hikma prowadzony przez jezuitów. Wykształcił się on ze szkoły dla chłopców, którą na prośbę papieża Piusa XI założyli w 1932 roku. Poziom edukacji i podejście do uczniów sprawiały, że była to bardzo popularna wśród Irakijczyków szkoła, gdzie zapisywano zarówno chrześcijan, jak i muzułmanów. Nauczyciele jezuiccy poświęcali się edukacji i wychowaniu młodzieży jednocześnie nie prowadząc żadnej agitacji, która miałaby nawracać z islamu na chrześcijaństwo. Wiele wybitnych osobistości Iraku, polityków i biznesmenów było absolwentami tej szkoły. Do dziś odbywają się zjazdy organizowane w Bostonie lub Chicago, na które przyjeżdżają absolwenci dawnej jezuickiej szkoły w Bagdadzie.

- Nasza obecność w Iraku przypadła właśnie na czas upaństwowienia uniwersytetu, kiedy zmuszono do wyjazdu jezuickich profesorów. Nastroje były słabe i nie wiadomo było, czy pozostali jezuici, którzy uczyli młodszych chłopców, będą mogli prowadzić swą działalność. W tym czasie przypadł też amerykański Dzień Dziękczynienia i zasiadaliśmy do uroczystej kolacji. Przełożony, który prowadził modlitwę zastanawiał się, za co w takich okolicznościach dziękować. Powiedział wtedy, że trzeba być wdzięcznym za całe dobro, jakie przez lata zostało uczynione przez chrześcijan dla narodu irackiego i za to, że obyło się bez przelewu krwi. W dzisiejszych czasach, kiedy sytuacja chrześcijan jest tak bardzo trudna w tamtych rejonach świata, warto przypominać, że przez wieki także chrześcijanie przyczyniali się do rozwoju i pomyślności krajów muzułmańskich rzetelnie pracując, edukując i wychowując kolejne pokolenia - podkreśla bp Karpiński.