Skąd wziąć ludzi w kościele? Rada ks. Blachnickiego

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 20.03.2021 08:00

"Bez istnienia grup elitarnych, nastawionych dynamicznie, apostolsko wobec środowiska, proces laicyzacji również u nas jest nie do powstrzymania" - uważał ks. Franciszek Blachnicki, założyciel Ruchu Światło-Życie.

Ks. Franciszek Blachnicki (w środku) w kaplicy w jednym z domów Ruchu Światło-Życie w Lublinie. Ks. Franciszek Blachnicki (w środku) w kaplicy w jednym z domów Ruchu Światło-Życie w Lublinie.
Archiwum Ruchu Światło-Życie

Miałem swoje ideały, swoje marzenia, plany życiowe. Mój ideał streszczał się w tym, żeby wypracować sobie charakter. Miałem taki notesik, gdzie na pierwszej stronie było napisane słowo decrevi - postanowiłem, a potem motto: »Charakter to nieugiętość woli w służbie zasad uznanych za prawdziwe«" - takie słowa o swojej młodości zanotował ks. Blachnicki, sługa Boży, założyciel Ruchu Światło-Życie, popularnie zwanego oazą. Zanim jednak powstał program formacyjny, który od czasów zaproponowania go ludziom różnych stanów, pochodzenia i wieku do dziś pociągnął za sobą ponad dwa miliony osób, F. Blachnicki sam przeszedł drogę nawrócenia.

Niełatwe były czasy, w których przyszło mu żyć. Młodość kształtowaną przez harcerstwo przerwał wybuch II wojny światowej. Zaangażowanie w walkę z okupantem miało konsekwencje w postaci aresztowania, osadzenia w więzieniu i skazania na śmierć. To właśnie w celi śmierci, czekając na wykonanie wyroku, doznał łaski nawrócenia. Po latach tak opisał ten moment: "Siedząc na krzesełku w kąciku swej celi i czytając książkę, przy jednym zdaniu przeżyłem coś takiego, jakby w mej duszy ktoś przekręcił kontakt elektryczny, tak, że zalało ją światło. Światło to od razu rozpoznałem i nazwałem po imieniu, gdy powstałem i zacząłem chodzić po celi, powtarzając w duszy: »wierzę, wierzę«. To światło od tej chwili nie przestało ani na moment świecić w mej duszy". Nawrócenie miało miejsce 17 czerwca 1942 roku. Wszystkie decyzje podejmowane od tej chwili były konsekwencją tego wydarzenia.

Cudem uniknąwszy śmierci, F. Blachnicki postanawia zostać księdzem. Wkrótce notuje takie spostrzeżenia: "Nie trzeba było wielu doświadczeń w tzw. zwyczajnym, masowym duszpasterstwie, aby uświadomić sobie, jak sformalizowane i powierzchowne jest to życie chrześcijańskie, jak ono niezdolne jest oprzeć się procesom przemian socjologicznych i idącej za nimi laicyzacji. Bez istnienia grup elitarnych, nastawionych dynamicznie, apostolsko wobec środowiska, proces ten również u nas jest nie do powstrzymania". Notatka zrobiona ponad pół wieku temu jest wciąż aktualna!

Ksiądz Franciszek nie poprzestał na zapisaniu diagnozy, ale zaaplikował lekarstwo, które wciąż jest skuteczne.


Więcej w najnowszym wydaniu "Gościa Lubelskiego".