Poprowadzona za rękę

Agnieszka Gieroba

|

Gość Lubelski 51-52/2021

publikacja 23.12.2021 00:00

Choć domownicy nie wierzyli w Boże Narodzenie, rodzina zasiadała do uroczystej wieczerzy. O Jezusie nikt nie rozmawiał, ale On cierpliwie czekał, by móc się narodzić w sercach ludzi.

– Pan Bóg się mną opiekował nawet wtedy, gdy Go nie znałam – mówi s. Magdalena Flor. – Pan Bóg się mną opiekował nawet wtedy, gdy Go nie znałam – mówi s. Magdalena Flor.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Rodzice s. Magdaleny byli niewierzący. Tato był komunistą z przekonania. Wierzył, że to system, który zapewni ludziom raj na ziemi. Był pełen zapału do pracy, by idee komunistyczne wprowadzać w życie. Pan Bóg w tych ramach się nie mieścił, więc w życiu rodziny Florów Go nie było.

− Moja mama pochodziła z wierzącej rodziny, ale kiedy miała 6 lat, wybuchła wojna i z dzieckiem o wierze nikt nie rozmawiał. Jako młoda dziewczyna poznała tatę, zakochała się, wyszła za mąż. Ślubu kościelnego oczywiście nie było, a rodzina taty odcięła się od rodziców w związku z ich komunistycznymi przekonaniami – opowiada s. Magdalena Flor, kapucynka NSJ.

Kiedy jednak nadchodziły święta, także w tej żyjącej z dala od Pana Boga rodzinie sprzątano porządnie cały dom, ubierano choinkę i przygotowywano uroczystą kolację. – Nawet kolęd słuchaliśmy, choć nic nie rozumieliśmy z ich treści. Święta były czasem rodzinnego świętowania, gdy dostawaliśmy upominki i w sklepach pojawiały się pomarańcze. O Jezusie, który się rodził, nikt nie mówił, a nam, dzieciom, które nigdy o Nim nie słyszały, jakoś wcale to nie przeszkadzało – wspomina siostra.

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.