Każda z sióstr ma własną drogę powołania. Jedne odkrywają ją w dzieciństwie, inne w dorosłym życiu. Łączy je wielka radość i pokój w sercu, jakiego nigdzie indziej nie znalazły.
▲ Lubelska wspólnota zakonna prowadzi rodzinny dom dziecka.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
Didaco Bessi miał dwie wielkie miłości: Najświętszą Maryję Pannę i Eucharystię. Z tego źródła wypływały wszystkie jego działania i nieustanne przynaglenie, by nieść Jezusa w miejsca biedy, zagubienia, samotności czy choroby. Można go było spotkać o każdej porze dnia, a nierzadko także nocy, gdy odwiedzał potrzebujących w swojej parafii w Iolo. To mała miejscowość niedaleko Prato w północnych Włoszech. W drugiej połowie XIX wieku żyło się tam trudno. Niedawna epidemia cholery zdziesiątkowała mieszkańców, pozostawiając wiele sierot. Jednocześnie pobliskie Prato stawało się centrum przemysłu włókienniczego, co zapewniało rozwój okolicy i dawało nadzieję na lepsze życie, ale niosło też liczne zagrożenia moralne. Dlatego ks. Didaco Bessi ciągle miał coś do zrobienia.
– Już jako mały chłopiec chciał zostać kapłanem. Rodzice, widząc jego pragnienie, zgodzili się, by co dzień na piechotę udawał się do Prato, gdzie tamtejszy kapłan udzielał mu lekcji i zachęcał do wzrostu w wierze – opowiada s. Maria, dominikanka.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.