O drogach powołania mówią siostry dominikanki

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 05.03.2022 08:30

Każda z sióstr ma własną drogę powołania. Jedne odkrywają ją w dzieciństwie, inne w dorosłym życiu. Zawsze łączy je wielka radość i pokój w sercu, jakiego nigdzie indziej nie znalazły.

Lubelska wspólnota sióstr dominikanek. Lubelska wspólnota sióstr dominikanek.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Didaco Bessi miał dwie wielkie miłości - Najświętszą Maryję Pannę i Eucharystię. To stąd wypływały wszystkie jego działania i nieustanne przynaglenie, by nieść Jezusa w miejsca biedy, zagubienia, samotności czy choroby. Można go było spotkać o każdej porze dnia, a nierzadko także nocy, jak odwiedzał potrzebujących w swojej parafii w Iolo. To mała miejscowość niedaleko Prato w północnych Włoszech. W drugiej połowie XIX wieku żyło się tu trudno. Niedawna epidemia cholery zdziesiątkowała mieszkańców, pozostawiając wiele sierot. Jednocześnie pobliskie Prato stawało się centrum przemysłu włókienniczego, co zapewniało rozwój całej okolicy i dawało nadzieję na lepsze życie, ale niosło też liczne zagrożenia moralne. Dlatego ks. Didaco Bessi ciągle miał coś do zrobienia.

- Już jako mały chłopiec chciał zostać kapłanem, było to jednak niemożliwe. Rodzice, widząc jego pragnienie, zgodzili się, by co dzień na piechotę udawał się do Prato, gdzie tamtejszy kapłan udzielał mu lekcji i zachęcał do wzrostu w wierze - opowiada s. Maria, dominikanka

Kiedy skończył 18 lat, wstąpił do seminarium w Prato. Tam zapisał się do Stowarzyszenia Najświętszego Sakramentu, którego celem było szerzenie miłości do Eucharystii i modlitwa. W 1878 roku spełniło się jego marzenie i został kapłanem. Ówczesnym zwyczajem było kierowanie młodych duszpasterzy do pracy w swojej rodzimej parafii. Ks. Didaco trafił więc do Iolo jako wikary. Przez 13 lat wspierał proboszcza, który będąc słabego zdrowia, coraz więcej obowiązków przekazywał młodemu wikaremu. Ten zaś nieustannie coś miał do zrobienia. By robić to dobrze, postanowił wstąpić do Trzeciego Zakonu Dominikańskiego. To gałąź dla ludzi różnego stanu zarówno świeckich, jak i duchownych, którzy chcą żyć ideałami św. Dominika. Najważniejsze z nich to modlitwa, pokuta i nauka. Do nich przylgnął także ksiądz Didaco.

Wszystko co miał, oddawał biednym, odwiedzał chorych, nauczał dzieci, dbał o młodzież. Zaczął organizować w parafii nowe stowarzyszenia, był kierownikiem duchowym wielu osób. Kiedy zmarł proboszcz, ks. Bessi go zastąpił. Jego działania na rzecz potrzebujących jeszcze się wzmogły, jednocześnie jego postawa i nauczanie stawały się głośne w okolicy, więc był zapraszany z kazaniami do innych parafii i klasztorów. Służąc sakramentem spowiedzi prowadził duchowo m.in. dziewczęta, które odczytywały w swoim sercu chęć służenia Bogu.

- Widząc te pragnienia, ks. Didaco zaangażował je w różne dzieła pomocy w parafii, a z czasem zaproponował im życie wspólne, tworząc „Instytut Miłosierdzia Sióstr Najświętszej Dziewicy Różańca Świętego”. Zadaniem dziewcząt była opieka nad dziećmi, pójście do chorych i umierających oraz pomoc ubogim i opuszczonym. Tak wyglądały początki naszego zgromadzenia, które oficjalnie powstało 8 września 1895 roku, przyjmując nazwę Siostry Dominikanki Matki Bożej Różańcowej - opowiadają historię zgromadzenia siostry.

Wzorem dla sióstr stała się reguła dominikańska, która zakładała życie wspólne, modlitwę, codzienne rozważanie słowa Bożego, codzienną Eucharystię, głoszenie, rozważanie życia Maryi i modlitwę różańcową.

- Z duchowości wypływa nasze działanie. Chcemy jak Maryja rozważać słowo, dawać świadectwo i głosić Jezusa poprzez codzienne obowiązki. Choć czasy się zmieniły od chwili powstania zgromadzenia, to charyzmat wciąż jest aktualny - podkreślają siostry.

Choć zgromadzenie powstało we Włoszech, szybko okazało się, że potrzeba takiej posługi jest w wielu miejscach. Siostry rozjechały się więc po świecie, zakładając swoje domy w różnych krajach. Pracują m.in. w Indiach, Ekwadorze, na Filipinach, w Indonezji, Rumunii i Polsce. Właśnie Lublin, stał się pierwszym miejscem pracy dominikanek Matki Bożej Różańcowej.

- Najpierw przyjechała jedna siostra z Włoch na zaproszenie zaprzyjaźnionego kapłana ks. Stanisława Mojka. Zaczęła uczyć się języka polskiego, odwiedzać różne parafie i dawać świadectwo. W niedługim czasie zgłosiły się dziewczęta, które odczytały swoje powołanie do życia w tym zgromadzeniu. W 1989 roku oficjalnie został otwarty w Lublinie w parafii św. Stanisława BM pierwszy dom sióstr. Przyjechała tutaj do pomocy kolejna siostra, tym razem z Indii. Był to także czas rozeznawania, co Pan Bóg w Polsce dla sióstr przygotował. Okazało się, że jest potrzeba prowadzenia rodzinnego domu dziecka. Tak 11 lat temu dominikanki podjęły się tego i poprzez miłość okazywaną dzieciom realizują swój charyzmat - opowiadają siostry. Dziś oprócz Lublina, w Polsce są jeszcze dwa domy zgromadzenia - w Warszawie i Częstochowie.

S. Iwona od młodości myślała o tym, że chciałaby być siostrą zakonną.

- Nie miałam jednak w sobie odwagi do podjęcia konkretnego kroku. Z mojej rodzinnej parafii pochodzi s. Lidia, która jest też dominikanką i widywałam ją czasem, jak przyjeżdżała do domu na urlop. Dowiedziałam się, do jakiego zgromadzenia należy i po maturze umówiłam się na rozmowę z siostrami. Kiedy weszłam, zadano mi pytanie: „dlaczego chcesz wstąpić do zakonu?”, a ja zdębiałam. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Kiedy wyszłam, płakałam całą drogę i powiedziałam, że nigdy więcej tu nie wrócę - opowiada s. Iwona. Zdecydowała się zacząć studia. Emocje powoli opadały, ale pytanie, dlaczego chce wstąpić do zakonu, wciąż do niej wracało. Szukając odpowiedzi, zaczęła przyjeżdżać na dni skupienia dla dziewcząt, które siostry prowadziły. Pod koniec studiów postanowiła spróbować jeszcze raz. Odpowiedź na swoje pytanie znalazła na adoracji. Uświadomiła sobie, że chce być zakonnicą, bo pociąga ją Miłość zasiana w jej sercu.