Błogosławiony chaos, czyli miłosierdzie w praktyce

jj

publikacja 19.04.2022 09:12

24 lutego z terenów Ukrainy ku polskiej granicy ruszyli ludzie, którzy chcieli ocalić życie swoje i swoich dzieci. Naprzeciw wyszły im, jak mówią, ogromne serca.

Rodzin, które przyjęły pod swój dach uchodźców na dłużej, jest na Lubelszczyźnie bardzo dużo. Rodzin, które przyjęły pod swój dach uchodźców na dłużej, jest na Lubelszczyźnie bardzo dużo.
Justyna Jarosińska /Foto Gość

W archidiecezji lubelskiej przebywają tysiące uchodźców z Ukrainy. Jedni schronienie znaleźli w budynkach parafialnych, zakonnych czy prowadzonych przez organizacje niosące pomoc, inni trafili do prywatnych domów rodzin z Lubelszczyzny. Ci ostatni czują się wyjątkowo obdarowani. 

U państwa Marzeny i Grzegorza Caboniów z podlubelskiej Dąbrowicy od przeszło miesiąca mieszka Ira z dwójką dzieci: niespełna 6-letnią Karoliną i 4-letnim Maksymem. Ira jest katoliczką. Zarówno ona jak i jej dzieci wychowywali się przy parafii, w której posługiwały siostry franciszkanki misjonarki Maryi. - Jedna z nich, gdy wybuchła wojna, namówiła nas, żebyśmy razem z nią przyjechali do Lublina. To ona znalazła nam też rodzinę, najlepszą z możliwych - podkreśla Ira. 

Państwo Caboniowie w dniu wybuchu wojny byli na urlopie w Bieszczadach. - Gdy usłyszeliśmy wiadomości, od razu wiedzieliśmy, że jeśli będzie taka potrzeba, na pewno przyjmiemy do swojego domu potrzebujących - mówi pani Marzena, która z gór wróciła ze złamaną nogą. - Złożyliśmy taką deklarację zarówno w naszej parafii u proboszcza, jak i w pobliskim domu zakonnym sióstr franciszkanek. 

9 marca trafiła do nich Ira. - Jest trochę jak nasze kolejne dziecko - mówią małżonkowie. - A Karolinę i Maksyma wielu uważa za nasze wnuki - dodają. 

Dzieci państwa Caboniów są już dorosłe. W domu, jak opowiadają gospodarze, od dłuższego czasu panowała wyjątkowa cisza. Teraz jest zdecydowanie inaczej - głośno, śmiesznie, aktywnie. Dzieci chodzą do pobliskiego przedszkola, a Karolina język polski zna już na tyle dobrze, że została małym tłumaczem dla pozostałych ukraińskich dzieci. 

Ira oprócz dachu nad głową dostała od swych gospodarzy także pracę. - Mam swoją firmę, więc mogłem Irę zatrudnić, tym bardziej że jest  inżynierem mechanikiem i bardzo nam się przydaje - podkreśla pan Grzegorz. 

Ukrainka z dziećmi będzie mieszkała w Dąbrowicy, tak długo, jak będzie trzeba i ile będzie chciała. Teraz to też jej dom…