W Ukrainie ludzie otrzymujący pomoc zdają sobie sprawę, że jej olbrzymią część udziela Kościół katolicki. Caritas stała się znakiem rozpoznawanym i szanowanym.
Ksiądz Wojciech Stasiewicz był gościem Duszpasterskich Wykładów Akademickich.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
Charków to wielkie miasto, w którym przed wojną mieszkało 1,7 mln mieszkańców. Diecezja charkowska obejmuje blisko 800 km kw. Katolicka katedra i kuria biskupia znajdują się w centrum miasta. Wciąż stoją, choć ks. Wojtek Stasiewicz nie wie, co będzie jutro czy za kilka dni.
− Wszystko jest możliwe i choć wojna trwa już dwa miesiące, do bombardowania i dźwięku alarmów nad miastem nie można się przyzwyczaić − mówi kapłan. Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, ks. Stasiewicz był w Odessie na spotkaniu dyrektorów diecezjalnych Caritas. To tam odebrał pierwszy telefon z Polski, ze swojej rodzimej diecezji. − Zadzwonił do mnie abp Stanisław Budzik z pytaniem, gdzie jestem, jak się czuję i jak można mi pomóc. Wtedy jeszcze nic konkretnego nie mogłem powiedzieć, ale usłyszałem zapewnienie, że diecezja lubelska będzie udzielać wsparcia. Tak jest nieustannie. Dary, które do nas przyjeżdżają, także z Lublina, pomagają tysiącom ludzi przetrwać − mówi ks. Wojciech.
Dostępne jest 21% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.