Na księdza wyświęcił go Jan Paweł II

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 21.06.2022 10:03

Był jednym z pięćdziesięciu kapłanów wyświęconych przez Jana Pawła II w Lublinie 9 czerwca 1987 roku. Do tego momentu wraca przez całe swoje kapłańskie życie.

Ks. Sławomir Laskowski otrzymał święcenia z rąk Jana Pawła II. Ks. Sławomir Laskowski otrzymał święcenia z rąk Jana Pawła II.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Sławek z północy Polski przyjechał do Lublina na studia. Po skończonym technikum zaczął kierunek mechanizacja w rolnictwie na ówczesnej Akademii Rolniczej. Czasy w Polsce były wtedy niespokojne. Ludzie mieli dość propagandy komunistycznej i życia w biedzie i kłamstwie. Zaczęły się strajki, do których dołączyli także lubelscy studenci. Sławek Laskowski był jednym z nich.

– Byłem normalnym studentem, uważałem się za katolika, ale żebym jakoś tak bliżej był Pana Boga, to z pewnością nie. Podczas strajku odwiedzały nas grupy ewangelizacyjne organizowane przez ks. Franciszka Blachnickiego, który wtedy mieszkał w Lublinie. To od tych młodych ludzi usłyszałem pierwszy raz, że Pan Bóg kocha mnie takiego jakim jestem, ze wszystkimi moimi wadami i grzechami. Dla mnie to była wiadomość, która przemieniła moje życie – opowiada ks. Sławomir Laskowski, dziś proboszcz parafii Matki Bożej Królowej Polski w Lublinie.

To w tamtym czasie zaczął zastanawiać się nad tym, jaki plan ma dla niego Pan Bóg.

– Pamiętam, jak na zakończenie strajku pojechaliśmy na Jasną Górę na nocne czuwanie przed obrazem Matki Bożej. Była noc z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Oczywiście nie mieliśmy pojęcia, że właśnie zaczyna się w Polsce stan wojenny, wraz z ks. Piotrowskim, studentem z diecezji płockiej, trwaliśmy na modlitwie, a ja odkrywałem, jak wielką miłością obdarzył mnie Bóg – wspomina ks. Sławek.

W jego sercu zaczęły pojawiać się myśli o powołaniu.

– Z jednej strony budziły we mnie wielką radość, z drugiej zdawałem sobie sprawę z tego, jak słaba jest moja wiara. Poszedłem zapytać księdza, czy to możliwe, żeby Pan Bóg wybrał takiego grzesznika. Usłyszałem wówczas, że Bóg powołuje kogo chce. Postanowiłem zrezygnować ze studiów i wstąpić do lubelskiego seminarium – mówi kapłan.

Wtedy jeszcze nie miał pojęcia, że jego kapłaństwo będzie miało szczególny związek z osobą Jana Pawła II.

– Oczywiście, jak chyba każdy Polak cieszyłem się z wyboru Karola Wojtyły. Pamiętam nawet ten dzień, kiedy wracałem z treningu siatkówki do internatu i chłopcy krzyczeli przez okna, że Polak został papieżem, ale poza taką ogólną dumą narodową, papież wtedy nie był dla mnie kimś ważnym – mówi ks. Sławek. Zmieniło się to wraz z odkrywaniem powołania kapłańskiego. Kiedy przyszła wiadomość, że w czerwcu 1987 roku Jan Paweł II przyjedzie z pielgrzymką także do Lublina i tu właśnie udzieli święceń prezbiteratu przedstawicielom wszystkich polskich seminariów diecezjalnych i zakonnych, radość była jeszcze większa. – W naszej diecezji był wtedy taki zwyczaj, że święcenia prezbiteratu odbywały się w grudniu, nie było więc już diakonów. Trzeba było wybrać kogoś z naszego roku, kto w nieco przyspieszonym tempie przyjmie święcenia diakonatu, a potem prezbiteratu z rąk papieża. Nie spodziewałem się, że będę to ja. Byłem wówczas dziekanem seminaryjnym i kiedy przełożeni poinformowali mnie, że ja będę reprezentował nasze seminarium, ogarnęła mnie wielka radość – wspomina ks. Sławek.

Po przygotowaniu i rekolekcjach nadszedł 9 czerwca 1987 roku.

– Pamiętam, że byłem bardzo poruszony, ale też wewnętrznie skupiony. Przeżywałem wszystko głęboko w sercu. Wstałem bardzo wcześnie, by mieć czas na modlitwę, śniadanie i dostanie się wraz z kolegami na Czuby, na miejsce celebracji Mszy św. Trzeba tam było być dużo wcześniej i oczekiwać, ale ten czas wcale mi się nie dłużył. Za chwilę miało nastąpić najważniejsze wydarzenie w moim życiu, a ja czekałem na nie z pokojem w sercu i radością. Nigdy nie pomyślałem, że święceń kapłańskich udzieli mi sam papież. Dziś się śmieję, że Bóg wiedział, że moja wiara jest jeszcze głęboko pod powierzchnią i trzeba szczególnych rąk, by ją wydobyć na wierzch – mówi ks. Sławek.

Zdawał sobie sprawę, że to sytuacja nadzwyczajna, ale nie paraliżowało go to, przeciwnie uskrzydlało. Jego kapłańskie życie stało się wypełnianiem Ewangelii.

– Papież wiele mówił o misyjności Kościoła i właśnie to jakoś mnie szczególnie poruszało od początku kapłaństwa, tym bardziej, że jeszcze w seminarium nasz rektor ks. Brzozowski zachęcał nas byśmy szukali umocnienia wiary we wspólnotach. Tak trafiłem do Neokatechumenatu, gdzie wspólnota pokazywała mi, na czym polega misyjność i życie Ewangelią. Dwa lata po święceniach, będąc na międzynarodowym spotkaniu katechistów wędrownych z Drogi Neokatechumenalnej, los padł na mnie – dosłownie i zdecydowałem się wyjechać do Homla na Białoruś z dwoma rodzinami na misje. Posyłał nas tam właśnie Jan Paweł II – opowiada ks. Sławomir.

Na misjach spędził ponad 27 lat, wielokrotnie uczestniczył w spotkaniach z Janem Pawłem II, na które zabierał swoich wiernych, wsłuchiwał się w jego słowa i starał się realizować je w kapłańskim życiu. Tak jest do dziś.