Przez większość swojego kapłańskiego życia był związany z Bełżycami. Najpierw jako wikary, potem proboszcz. Tu też został pochowany wśród tych, którym służył całe życie.
Ksiądz Czesław pozostał w pamięci ludzi jako kapłan pełen radości.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
Wobec odejścia kogoś, kogo kochamy i cenimy, zawsze rodzi się smutek, ale w tym przypadku przede wszystkim cisną się na usta słowa „Deo gratias” za życie ks. Czesława Przecha.
− W XVI wieku we Włoszech żył skromny brat zakonny Feliks, który nie pełnił żadnych ważnych funkcji i nie posiadał ludzkich zaszczytów, a jednak został wyniesiony na ołtarze. Bracia w klasztorze nadali mu przydomek „Deo gratias”, gdyż Feliks na każdą informację miał zawsze jedną odpowiedź − właśnie: „Deo gratias”, czyli „Bogu niech będą dzięki’. Nawet, gdy powiadomiono go o śmierci matki, tak odpowiedział. Nie znaczy to, że był złym synem i ucieszył się ze śmierci mamy. Był człowiekiem głębokiej wiary, który rozumiał, że jego matka ogląda teraz Boga twarzą w twarz i raduje się obecnością świętych. My także w obliczu śmierci ks. Czesława powtarzamy słowa: „Bogu niech będą dzięki” nie dlatego, że cieszymy się z jego odejścia, ale mamy tak wiele powodów, by dziękować za jego życie i talenty, jakimi mogliśmy się cieszyć − mówił abp Stanisław Budzik podczas Mszy św. pogrzebowej ks. Czesława.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.