Ks. Adam Lewandowski o kapłańskiej codzienności

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 23.07.2022 08:00

Gdy wieczorem wychodzi z kancelarii, może zmęczony całym dniem, po rozmowach z ludźmi, którzy powierzają mu różne swoje sprawy, czuje się szczęśliwy.

Ks. Adam Lewandowski o kapłańskiej codzienności Ks. Adam Lewandowski, mimo emerytury, chce dalej służyć ludziom. Agnieszka Gieroba /Foto Gość

W rodzinnym domu ks. Adama nikt nie szedł spać przed wspólną rodzinną modlitwą. Dla każdego z domowników było to tak naturalne, że nikt nie wyobrażał sobie innego zakończenia dnia. - Pamiętam taką sytuację, że mama wieczorem poszła do sąsiadki i się tam zasiedziała. Nam, dzieciom, chciało się spać, ale jak tu iść do łóżka bez wieczornej rodzinnej modlitwy? W końcu najstarsza siostra poprowadziła pacierz, a mama dołączyła w trakcie. Było to tak ważne wydarzenie, że pamiętam je do dziś - opowiada kapłan.

To podczas modlitwy dojrzewało w nim także powołanie, które zresztą przepowiedział mu proboszcz podczas jeden z wizyt duszpasterskich. - Mieliśmy w domu obraz św. Stanisława Kostki. Podczas kolędy przyszedł do nas proboszcz, spojrzał na mnie, małego wtedy chłopaka, potem na św. Stanisława Kostkę i powiedział: "Ty to księdzem będziesz". Rzeczywiście, gdzieś od najmłodszych lat w moim sercu było takie marzenie - wspomina ks. Adam.

Mając 17,5 roku zdał maturę i uzyskawszy wszystkie potrzebne pozwolenia zgłosił się do lubelskiego seminarium. To wtedy katedra lubelska pierwszy raz pojawiła się w jego życiu. - Pochodzę z Roztocza, więc do Lublina było dosyć daleko i nie miałem wcześniej okazji bywać w katedrze. Dopiero przyjazd do seminarium to zmienił. Pamiętam, że ten kościół robił na mnie wielkie wrażenie przez swą tajemniczość i jakąś taką majestatyczność. Katedra była wtedy dosyć ciemna, wydawała się jakaś taka nieprzenikniona, a panująca tu atmosfera niezwykle podniosła - wspomina kapłan. Był wówczas zwyczaj w seminarium, że w każdą niedzielę w południe klerycy uczestniczyli w Mszy św. sprawowanej w katedrze z udziałem kanoników. - Przyzwyczajałem się więc do tego wnętrza, tym bardziej że jako kleryk śpiewałem w chórze seminaryjnym, co wiązało się z uczestnictwem w różnych katedralnych uroczystościach czy świętach, kiedy klerycy odpowiedzialni byli za przygotowanie liturgii. Katedra w końcu stała się miejscem moich święceń, czyli najważniejszym dniem w życiu, który rozpoczął moją kapłańską posługę. Nie przypuszczałem wtedy, że kiedyś zostanę tu proboszczem i Bóg zwiąże z tym miejscem 25 lat mojego kapłańskiego życia - mówi ks. Adam.

Po święceniach został skierowany do pracy najpierw w Rzeczycy Ziemiańskiej, potem w Kraśniku, więc katedra lubelska pozostawała nieco na uboczu. - To był czas, kiedy w naszej diecezji bardzo rozwijał się kult Matki Bożej Kębelskiej, więc z dziećmi jeździliśmy na pielgrzymki do Wąwolnicy. Nie było wielu okazji, by bywać w Lublinie - opowiada kapłan.

Po latach pracy w różnych parafiach ks. Adam skierowany został do Łęcznej, gdzie podjął się budowy kościoła pw. św. Barbary. Wtedy niespodziewanie poprosił go o rozmowę nowy arcybiskup lubelski Józef Życiński. - Pamiętam tę rozmowę do dziś. Powiedział mi wtedy mniej więcej tak: "Wiem, że w Łęcznej jest ci dobrze, że ludzie na rękach gotowi są cię nosić, ale trzeba ci przyjść tutaj". Po takich słowach trudno było odmówić, choć praca w katedrze wydawała mi się ostatnią rzeczą, jaką chciałbym robić - wspomina ks. Adam.

Został wówczas zapytany o plany dotyczące kościoła katedralnego. - Gołym okiem było widać, że trzeba tu remontu. Arcybiskup się zgodził i polecił brać się do pracy. Wydawało mi się to przerażające - zabytkowy kościół, liczne pozwolenia, projekty prac do wykonania, no i pieniądze... Najtrudniej było zdobyć pierwszy milion. Tyle potrzeba było na pierwszy etap, który obejmował wzmocnienie i osuszenie fundamentów oraz kaplicę Matki Bożej. Nie byliśmy wówczas w Unii Europejskiej, więc o żadne środki unijne nie mogliśmy się starać, ale z pomocą przyszła fundacja polsko-niemiecka i jakoś pieniądze się znalazły - wspomina kapłan.

To była jednak kropla w morzu potrzeb. Wówczas abp Życiński postanowił, że w remont katedry włączą się wszystkie parafie w diecezji, oddając jedną tacę w roku na ten cel. Do tego kapłani indywidualnie wspierali remont, przekazując pieniądze. - Wszystko to było możliwe dzięki pomocy wielu ofiarodawców i instytucji, jak Urząd Miasta Lublin, Urząd Marszałkowski, Wojewódzki Konserwator Zabytków, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wiele życzliwości, cennych rad i pomocy zyskaliśmy od wojewódzkiego konserwatora zabytków czy firmy, która prowadziła prace, oraz ze strony diecezji, szczególnie podczas składania wspólnych wniosków o dotacje z UE. Czasem przychodziły chwile trudne, kiedy wydawało mi się, że nie dam rady tego ogarnąć, że najchętniej poprosiłbym o zmianę. Trzymały mnie wtedy adoracja Najświętszego Sakramentu i trochę męska ambicja. Wytchnieniem były momenty, gdy kończył się jakiś etap prac. W nocy znikało rusztowanie, a gdy rankiem wchodziło się do kościoła i widziało efekt, to było takie "wow!", które zachęcało, by nie ustawać. Przy okazji odkrywaliśmy różne rzeczy. Pod warstwą tynku pokazywały się malowidła czy niespodziewanie odkrywaliśmy jakieś zamurowane przejście - mówi ks. Adam.

Ostatecznie remont katedry zakończył się w 2019 r., czyli po 22 latach, czyniąc katedrę jednym z najpiękniejszych kościołów diecezji.

- Wiem, że remont wypełnił dużą część mojej posługi w katedrze. Cieszę się, że stałem się uczestnikiem dzieła renowacji tej zacnej świątyni. Jednak największą radością tych lat są wierni świeccy z parafii, którzy zaangażowali się w projekt "Nowego Oblicza Parafii". Bardzo ciekawa była współpraca świeckich z kapłanami - wspomina ks. Adam. - Razem planowaliśmy program pracy, wyznaczaliśmy sobie zadania. Teren parafii został podzielony na rejony, za które byli odpowiedzialni poszczególni księża. Mieli do pomocy osoby świeckie. Roznosili oni do swoich sąsiadów listy do parafian, organizowali wizytę duszpasterską, a także spotkania sąsiedzkie ze słowem Bożym - opowiada.

- Sanktuarium katedralne jest jak oaza, gdzie ludzie w skwarny dzień chcą odpocząć, w zimie się ogrzać, wypowiedzieć, często przez łzy, swoje tęsknoty i zawiedzione nadzieje. Posługa duszpasterska to towarzyszenie, jednanie z Bogiem i tworzenie więzi, które są jak sieci, do jakich trafiają inni poszukujący - zwierza się ksiądz kustosz.

Inną radością jego posługi w katedrze jest praca z rodzinami. - W ramach ruchu Spotkań Małżeńskich organizujemy weekendy, wieczory dla zakochanych. Jako kapłan daję, ale więcej otrzymuję. To właśnie fakt, że katedra jest sanktuarium Matki Bożej Płaczącej, czyni z niej miejsce wyjątkowe, przesiąknięte modlitwą i radością. Gdyby nie to, owszem, kościół byłby odwiedzany przez turystów, podziwiany za iluzjonistyczne freski, ale nie byłby miejscem, gdzie czuje się tętniącą wiarę. Kaplica adoracji Najświętszego Sakramentu i obok wizerunek Maryi słynący łaskami dopełniają się w tym miejscu. Nie było przez minione 25 lat mojej posługi w katedrze dnia, w którym choć przez chwilę kościół byłby pusty. Tu zawsze tętni życie poprzez modlących się ludzi - podkreśla proboszcz.

Zarówno on sam, jak i pracujący tu kapłani stali się świadkami wielu łask otrzymanych za wstawiennictwem Matki Bożej z katedry. - To niesamowite historie ludzi doświadczających nawrócenia czy uzdrowienia, zarówno duchowego, jak i cielesnego. Największe wrażenie zrobiła na mnie historia jednej z młodych dziewczyn, narkomanki i prostytutki, którą do katedry przysłała sutenerka, mówiąc, by tu przyszła i zrobiła coś ze sobą. Tak dziewczyna zaczęła z nami rozmawiać, a my, duszpasterze, szukać dla niej ratunku i modlić się za nią. Po wielu wzlotach i upadkach na drodze do wyzwolenia się z nałogów udało się dziewczynie znaleźć poza Lublinem ośrodek u sióstr, w którym mogła stanąć na nogi. Dziś jest mężatką i matką trójki dzieci - opowiada ks. Adam.

Poruszających historii jest dużo więcej. Na modlitwę, rozmowę, do spowiedzi przychodzą tu ludzie nie tylko z różnych stron Lublina, ale i wielu przyjezdnych. - Każdy z nich pada na kolana i przestawia Bogu swoje sprawy. Katedra jest przeniknięta duchem modlitwy. Jestem wdzięczny za kapłanów tu pracujących. Systematycznie spotykaliśmy się na modlitwie i rozmowie. Razem ustalaliśmy plan działania duszpasterskiego, pisaliśmy do parafian listy dotyczące danego roku przeżywanego w kościele i naszych propozycji, słuchaliśmy się wzajemnie i dyskutowaliśmy. Wspólnota żyje, gdy każdy czuje się za nią odpowiedzialny, a nie wtedy, gdy proboszcz decyduje o wszystkim sam i pokazuje palcem - mówi ks. Adam.

W czerwcu br. ks. Lewandowski zakończył swoją pracę w parafii katedralnej jako proboszcz, przechodząc na emeryturę, ale pozostaje we wspólnocie, dalej posługuje w katedrze jako rezydent i wciąż ma otwarte serce i czas dla ludzi. - To ludzie pozwalają księdzu zachować normalność, uczestnictwo w ich życiu, spotkania z rodzinami, które nieraz borykają się z wielkimi trudnościami, były i wciąż są dla mnie umocnieniem i źródłem radości. Mimo emerytury chcę dalej im służyć - podkreśla ks. Adam.