Znała tu każdy kąt. Park Zdrojowy nie miał dla niej tajemnic, podobnie jak inne części jej ukochanego miasta, w którym spędziła dzieciństwo. Mimo upływu lat wciąż pamięta się tutaj o Ewie Szelburg- -Zarembinie.
▲ Doktor Joanna Wiśniewska, kuratorka wystawy, zaprasza do poznania nałęczowskich historii.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
Ludzie, których spotykała – a byli wśród nich zarówno kuracjusze, jak i mieszkańcy wilii Górskich, w której jako ogrodnik pracował jej ojciec Antoni – oddziaływali najpierw na małą dziewczynkę, potem dorastającą panienkę, a w końcu na pisarkę.
Po ukończeniu szkoły średniej w 1916 roku Ewa Szelburg rozpoczyna pracę jako nauczycielka. Z Lubelszczyzny wyjechała w 1918 roku – wówczas rozpoczęła studia polonistyczne i pedagogiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Opuściła więc swoje strony, ale do rodzinnego miasta wracała całe życie. Była tu osobą znaną i wpływową. Zajmowała się sprawami wielkiej wagi, takimi jak pomoc Komitetowi Organizacyjnemu Muzeum Bolesława Prusa w zdobyciu środków na wyposażenie pierwszej ekspozycji, czy wynegocjowanie w Warszawie zgody zarządu uzdrowiska na przeznaczenie dwóch pokoi w pałacu Małachowskich na potrzeby wystawiennicze instytucji upamiętniającej osobę jednego z najbardziej cenionych przez nią pisarzy. Uczestniczyła też w rozwiązywaniu lokalnych problemów mających mniejszą rangę: dokumenty zachowane w archiwum Towarzystwa Przyjaciół Nałęczowa poświadczają, że interweniowała u miejscowych władz m.in. w sprawie konieczności naprawy dziurawej drogi.
Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.