Wypraszają tu potomstwo i potrzebne łaski

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 21.08.2022 08:30

Jedni doskonale znają drogę wiodącą do kościoła franciszkanów na Wietrznej Górze w Kazimierzu Dolnym, inni trafiają tu przypadkiem. Większość wraca, czując, że to miejsce niezwykłe.

Kościół franciszkanów w Kazimierzu Dolnym to miejsce warte odwiedzenia. Kościół franciszkanów w Kazimierzu Dolnym to miejsce warte odwiedzenia.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Spacerując po brukowanych uliczkach miasteczka, dochodzą do krytych dachem schodów liczących 72 stopnie (tyle lat wedle Tradycji żyła Maryja z Nazaretu), na których szczycie rozciąga się klasztorny teren. Najpierw kościół z pięknym, drewnianym ołtarzem, w którym umieszczono słynący łaskami obraz Matki Bożej, następnie klasztor z wirydarzem czyli wewnętrznym dziedzińcem, i krużgankami, które dają chłód i wytchnienie, szczególnie w upalne dni, dzięki grubym murom, i wreszcie klasztorny ogród. A w nim owocujące krzewy i małe drzewa, które posadził o. Bernard, gwardian wspólnoty, i nieco dalej warzywa pod opieką ojców Franciszka i Rafała, a w końcu ogrodu winnica. Do tego wszystkiego wystarczy wyjrzeć za klasztorny mur, by zobaczyć widok zapierający dech; uroczą panoramę miasteczka i płynącą w dole Wisłę, w której podczas bezchmurnych wieczorów odbija się zachodzące słońce. Nic dziwnego, że to miejsce, do którego się wraca, i to nie tylko z powodu krajobrazu.

 – Ponieważ księgi klasztorne zawierają opisy cudów i łask wyproszonych przed cudownym obrazem Matki Bożej Brzemiennej, a ustna tradycja je przekazuje, dlatego też wielu małżonków modli się tutaj o dar potomstwa czy później o szczęśliwe rozwiązanie. Matki proszą za swoje dzieci, babcie i dziadkowie za wnuki, ale jest także wiele różnych innych spraw, które wypełniają ludzkie życie. Tak było na początku XVII wieku, kiedy obraz umieszczono w tym kościele, i tak jest dziś. Ludzkie prośby nie zmieniają się mimo upływu czasu – mówi ojciec Bernard OFM.

O. Bernard - gwardian klasztoru.   O. Bernard - gwardian klasztoru.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

To on, spacerując w charakterystycznym kapeluszu farmerskim przywiezionym z rekolekcji w Australii, jako gospodarz klasztoru i kustosz sanktuarium, często ma okazję rozmawiać z osobami, które odwiedzają Wietrzną Górę.

– Niezależnie od wszystkiego ludzie poszukują pokoju i radości w sercu, a te może dać tylko przylgnięcie do Pana Boga, dlatego też każda rozmowa powinna być ewangelizacyjną – kontynuuje ojciec gwardian. Nasz kościół otwarty jest cały dzień od wczesnych godzin. Brat Ryszard odmyka bramę i schody o 6.00 rano i zamyka je o 19.00, a w porze letniej o 20.00. W sanktuarium zawsze dyżuruje kapłan ze wspólnoty, by służyć spowiedzią czy rozmową. Zaś jeśli ktoś potrzebuje wytchnienia, a zwłaszcza pragnie przeżyć kilka dni w skupieniu, zapraszamy na rekolekcje do naszego pensjonatu w jednym skrzydle klasztoru. Udostępniamy pokoje nazywane celami i zachęcamy do włączenia się w program sanktuarium, a po części w nasze życie wspólnotowe – dopowiada. Jest ono bardzo bogate i różnorodne. Oprócz wspólnych modlitw i posiłków, obowiązków w sanktuarium, administracji klasztornej i kapłańskiego dyżuru, obok prac w ogrodzie i porządkowych, znajdujemy też czas na spotkania i rozmowy, na słuchanie muzyki, dobrą lekturę, przygotowanie kazania lub nabożeństwa – wylicza franciszkanin.

Z dawnej tradycji

Dla tych, którzy chcą pokrzepić swoje ciało, franciszkanie prowadzą punkt z ziołami i nalewkami, kontynuując tradycję zapoczątkowaną w ich zakonie przed wiekami.

– Nie trzeba szukać daleko, bo w sąsiedniej diecezji sandomierskiej u jej początków biskupem był Prosper Adam Burzyński, nasz współbrat, który przez lata pracował na misji w Egipcie. Zanim się tam udał, ukończył kursy medyczne, by posługiwać nie tylko w wymiarze duchowym, ale i leczyć ludzi. Jego życie to przełom XVIII i XIX wieku, kiedy to zioła były podstawą leczenia. Także tutaj w Kazimierzu przez 30 lat o. Cyryl sprowadzał różne zioła i specyfiki naturalne, po które chętnie sięgali ludzie, ponieważ bardziej ufali im, niż lekarstwom chemicznym. Przychodząc po lekarstwo z ziół, rozmawiali nie tylko o tym, co im cieleśnie dolega, ale i o tym, co mówi ich serce. A ja dziś, mając niewielką wiedzę z fitoterapii i ziołolecznictwa, kontynuuję dzieło zmarłego kilka lat temu o. Cyryla – podkreśla o. Bernard.

Najcenniejszy skarbem sanktuarium jest obraz Matki Bożej nazywanej Panią Kazimierską. Przedstawia scenę w momencie zwiastowania i święty dialog archanioła Gabriela z Maryją. Dlatego sanktuarium kazimierskie nazywane jest polskim Nazaretem. Niepewny jest autor tego wizerunku, choć istnieją różne przypuszczenia, że mógł nim być artysta malarz Stanisław, być może Szczerbic z Sieciechowa, albo mistrz z Kazimierza lub Włoch Jakub Tebaldi, który wżenił się w kupiecką rodzinę Przybyłów, fundatorów kościoła. Pewne jest jednak to, że Matka Boża odbiera tu cześć od ponad 400 lat. To właśnie liczne pielgrzymki do tego miejsca stały się powodem sprowadzenia do Kazimierza Dolnego nad Wisłą w 1628 roku przez biskupa Firleja reformatów z Krakowa (jedna z gałęzi franciszkanów działająca głównie w silnych ośrodkach ariańskich i kalwińskich). Od tamtego czasu zarówno ich kościół w Kazimierzu, jak i cała prowincja zakonna przechodziły różne koleje losu.

Obraz Matki Bożej słynący łaskami.   Obraz Matki Bożej słynący łaskami.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

– Klasztor był świadkiem potopu szwedzkiego, kiedy to zakonnicy ukryli cudowny obraz, ratując go przed najeźdźcami, wojskami Rakoczego w 1657 roku, którzy ograbili kościół i klasztor. Potem bracia byli świadkami licznych epidemii, które dziesiątkowały mieszkańców miasta, o czym przypomina Góra Trzech Krzyży. Sami też posługiwali chorym i umierającym, a przebudowując klasztor i kościół, zamienili zakrystię na kaplicę świętych Rocha i Sebastiana, patronów od epidemii i zaraźliwych chorób. Z kolei za zaangażowanie w powstanie styczniowe, w ramach represji carskich, już po ukazie kasacyjnym z 1864 roku musieli opuścić w 1866 roku klasztor, który został zlikwidowany, by powrócić tutaj dopiero w roku 1928. Z kolei w czasie II wojny światowej w klasztorze, z którego usunięto zakonników, była siedziba gestapo oraz więzienie i katownia dla Polaków – opowiada historię tego miejsca gwardian klasztoru.

Nawrócenie

W I połowie wieku XVII i w wieku XVIII klasztor przeżywał największy rozkwit. W jego drugiej połowie cudowny obraz umieszczono w bogato rzeźbionej i złoconej ramie, a ołtarz główny i boczne otoczono balustradą. Tak urządzony kościół przetrwał do dziś. Jego mury przesiąknięte modlitwą pokoleń zachęcają, by tu wejść i zatrzymać się.

– Wielu turystów zagląda tutaj, by obejrzeć pamiątki sprzed wieków, ale nie każdy przychodzi z myślą o modlitwie. Jednak niezbadane są drogi, którymi Pan Bóg prowadzi człowieka. Jedno ze współczesnych świadectw opowiada o nawróceniu. Do naszego sanktuarium przybyło małżeństwo. Mąż, niewierzący, nie zamierzał towarzyszyć żonie, która weszła do środka kościoła. Czekał na nią na zewnątrz, ale czas mu się dłużył, więc postanowił wejść i odszukać małżonkę. Kiedy chodził po pustym kościele, skręcił do bocznej kaplicy, w której znajduje się obraz Jezusa Miłosiernego i tam zauważył, że Pan schodzi z obrazu oraz idzie w jego kierunku. Doświadczenie tajemniczego spotkania z Bogiem było tak ogromne, że mężczyzna nawrócił się i odbył spowiedź, a żona spisała to wydarzenie w formie świadectwa – opowiada kustosz.

Koronacja obrazu

Nic dziwnego, że otrzymywane tu od wieków cuda i łaski skłoniły zakonników do starań, by obraz ukoronować papieskim diademem. Tak się stało, kiedy w 1985 roku papież Jan Paweł II wydał breve koronacyjne oraz ofiarował później dla sanktuarium różaniec perłowy, a 31 sierpnia 1986 roku kard. Franciszek Macharski nałożył na obraz Matki Bożej z Kazimierza papieską koronę. Uroczystość odbyła się w Wąwolnicy przy udziale ogromnej liczby wiernych, potem obraz przywieziono do Kazimierza, gdzie przez tydzień wystawiony był w kościele farnym, by następnie procesyjnie wrócić do sanktuarium po uroczystej Mszy dziękczynnej na rynku kazimierskim.

– Z wydarzeniami tymi wiążą się także moje pierwsze wspomnienia dotyczące kazimierskiego sanktuarium. Przygotowanie do koronacji, jak i sama uroczystość koronacyjna, a tydzień później intronizacyjna, były wielkimi wydarzeniami dla Kazimierza i całej naszej prowincji zakonnej. Wówczas, jako kleryk, przyjechałem ze współbraćmi do Kazimierza, by pomóc w przygotowaniach i wziąć udział w obu uroczystościach. Potem tu wracałem, zarówno uczestnicząc w rekolekcjach przed ślubami wieczystymi czy święceniami, jak i prowadząc rekolekcje powołaniowe lub odbywając z Krakowa pielgrzymki z maturzystami. Od pięciu lat tutaj posługuję, doświadczając macierzyńskiej opieki Dziewicy z Nazaretu, a od dwóch lat jestem gwardianem i kustoszem – opowiada o. Bernard.

W 2021 roku świętowano 35. rocznicę koronacji obrazu. Uroczystościom jubileuszowym patronował kard. Stanisław Dziwisz, który przewodniczył dziękczynnej Eucharystii w farze kazimierskiej, a następnie prowadził procesję z kopią cudownego obrazu do sanktuarium i ofiarował klasztorowi relikwie św. Jana Pawła II.

– Ta uroczystość została wpisana w jubileusz 400 lat istnienia naszej prowincji Matki Bożej Anielskiej, która jest spadkobierczynią tradycji polskich reformatów i do której przynależy klasztor kazimierski. W tym roku zapraszam na peregrynację figury Matki Bożej Niepokalanie Poczętej, patronki zakonu braci mniejszych, czyli zarazem na kolejne uroczystości jubileuszu koronacji i  prowincji, które będą miały miejsce w kazimierskim sanktuarium w dniach 20-21 sierpnia – dopowiada gwardian.

Nadto, wciąż czując się pedagogiem, jako były dyrektor franciszkańskiego liceum w Wieliczce, i zarazem jako kapłan i rekolekcjonista, zachęca do refleksji nad swoim życiem przywołując wiersz poety Mário de Andrade: „Policzyłem lata i odkryłem, że mam mniej czasu do życia, niż do tej pory. Czuję się jak to dziecko, które wygrało pudełko cukierków: pierwsze zjada z przyjemnością i szybko, ale kiedy zdaje sobie sprawę, że zostało ich tylko kilka, naprawdę zaczyna się nimi cieszyć. (…). Nie mam czasu do stracenia na bzdury. Kocham to, co najważniejsze, bo moja dusza teraz się śpieszy. (…) Teraz samotny chcę żyć wśród bardzo wrażliwych ludzi. (…) Szczerych, którzy bronią ludzkiej godności. Z ludźmi, którzy chcą żyć w uczciwości i prawości. (…) Chcę otaczać się ludźmi, którzy wiedzą, jak dotykać serca innych, i którzy przez ciężkie ciosy nauczyli się wzrastać poprzez delikatne pieszczoty duszy. Tak, spieszę się żyć z intensywnością, którą może dać tylko dojrzałość. Staram się nie marnować słodyczy, które mi jeszcze pozostały. Jestem pewien, że będą mi smakować bardziej, niż te, które już zjadłem”.