Ks. Czyżewski: Zawsze warto szukać prawdy

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 11.12.2022 08:00

Miłość do Polski i Boga wyniósł z rodzinnego domu. Nie miał planów, by zostać księdzem, ale pewnego dnia, tańcząc z koleżanką, poczuł, że to jest właśnie to, co chce w życiu robić.

Ks. Antoni Czyżewski został honorowym obywatelem miasta Puławy. Ks. Antoni Czyżewski został honorowym obywatelem miasta Puławy.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Imię dostał po ojcu. Rodzice planowali dać mu imię Jerzy, ale niespodziewana śmierć taty, w niecały miesiąc po jego narodzeniu, sprawiła, że na chrzcie dano mu na imię Antoni Jerzy.

- To pamiątka po ojcu, którego nie pamiętam. Znam go z opowiadań mamy i mojego starszego rodzeństwa. Całe życie czułem, że mimo fizycznej nieobecności jest mi on szczególnie bliski - mówi ks. Antoni.

Historia nie oszczędzała rodziny Czyżewskich. Dziadowie ks. Antoniego należeli do drobnej szlachty i mieszkali na północnej Mińszczyźnie, w zakolu górnej Berezyny. Za patriotyzm i przywiązanie do wiary oraz udział w powstaniach byli prześladowani. Pozbawieni ziemi, poddani zostali przez władze carskie, jak niemal wszyscy tamtejsi Polacy należący do tego środowiska, deklasacji. Na przełomie wieków dziadek, po mieczu Franciszek, jest nadleśniczym w lasach Edwarda Sipayłły, zaś jego odpowiednik po kądzieli Mamert Wojciechowicz administruje ogromnym (około 1500 h) majątkiem Tyszkiewiczów.

- Okres I wojny światowej jest czasem dramatycznym w życiu obu rodzin, naznaczonym ucieczkami przed sowieckimi hordami oraz zamordowaniem przez nich obu dziadków. Także cmentarze II wojny światowej w Katyniu, Kuropatach i Ponarach kryją szczątki ich dalszych krewnych lub powinowatych. Nic przeto dziwnego, że w rodzinie kultywowana była pamięć o bliskich, którzy zginęli tylko dlatego, że byli Polakami. Wszystko to kreowało patriotyczny klimat domu, w którym wzrastałem - opowiada ks. Antoni.

Jego tata poślubił mamę, Franciszkę, w 1920 roku. Małżonkom urodziło się 5 dzieci, ale jedno zmarło w wieku niemowlęcym. Antoni przyszedł na świat w leśniczówce Obołoń nad Dzisną, gdzie jego ojciec był nadleśniczym w dobrach hr. Przeździeckiego z Woropajewa. Po śmierci taty hrabia wyrzucił mamę z leśniczówki, w której mieszkała. Na szczęście znaleźli się dobrzy ludzie, którzy jej pomogli. Potem mama wyszła drugi raz za mąż za komendanta policji w Hruzdowie. Ojczym Franciszek Górzny był powstańcem wielkopolskim i mając własnego syna Bogdana, serdecznie opiekował się swymi przybranymi dziećmi. Zadbano o ich edukację, posyłając do gimnazjum w Święcianach, gdzie koleżanką jego siostry Wandy była Lidia Lwow, późniejsza żona Zygmunta Szyndzielarza. Tuż przed wojną rodzice nabyli mały majątek Krynica w powiecie dziśnieńskim. Pierwsza okupacja sowiecka obfitowała w liczne dramatyczne sytuacje. Ojczym trafił do łagru i jako więzień budował kolej do Murmańska. Przedostał się do armii gen. Andersa i walczył m.in. pod Monte Cassino, ale żona nie wiedziała, jakie są jego losy i czy w ogóle żyje. Dwukrotnie cudem uniknęli wywózki na Syberię. W czasie okupacji niemieckiej starsza siostra Wanda poszła jako sanitariuszka do partyzantki, najpierw do oddziału „Kmicica” nad Naroczą, a po jego rozbiciu przez Sowietów do wileńskiego AK. W Wilnie pielęgnowała rannych oficerów i pomagała młodym chłopcom, poprzez dostarczanie fałszywych ausweisów, by uniknąć wywózki do Niemiec. Po wojnie wstąpiła do Brygady Wileńskiej majora „Łupaszki”. Po wpadce była sądzona w procesie pokazowym w Olsztynie.

Szkolne lata ks. Antoniego przypadły na okres II wojny światowej. Za „pierwszego Sowieta” mały Jurek (bo tego imienia używano w domu) uczęszczał jeden rok do szkoły białoruskiej we wsi Zawrótki. W 1943 r. rodzina uciekła z Krynicy przed bandami komunistycznymi do Głębokiego, gdzie młody Antoś był przez rok ministrantem.  Latem 1944 r., w obliczu zbliżającego się frontu, nastąpiła dramatyczna ucieczka na Wileńszczyznę, do Nowych Święcian, gdzie znów uczęszczał on do polskiej szkoły. Tam ukończył IV klasę. Pod koniec maja 1945 r., jego rodzina wyjechała na Ziemie Odzyskane. Po wielu perypetiach osiadła w Morągu, w którym Antoni kontynuował naukę. Jako uczeń uczestniczył, w możliwej w jego wieku skali, w różnych, niekiedy drobnych i symbolicznych antykomunistycznych działaniach. Na przykład w noc przed referendum w 1946 r. biegał chyłkiem po mieście, kreśląc kredą na chodnikach napis „3 x Nie”.

Potem była matura w 1951 r. Oprócz ogólnej trzeba było zdać też narzuconą siłą tzw. maturę pedagogiczną i przyjąć nakaz pracy w zawodzie nauczycielskim. Uczniowi, który do niej by nie przystąpił, grożono zatrzymaniem normalnego świadectwa maturalnego. Kłopotowi zaradził mąż jego siostry Wandy, który był chirurgiem. W dniu tego egzaminu położył go w szpitalu i wyciął ślepą kiszkę. W ten sposób jako jedyny z klasy został bez „pedagogicznych kwalifikacji”.

W okresie przedmaturalnym marzył o tym, by studiować coś, co będzie użyteczne do walki z komunizmem. Odpowiedź narzucała się sama: filozofia. Ale gdzie? W domu prenumerowany był "Tygodnik Powszechny", więc wiedział o istnieniu takiego kierunku w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Wszędzie indziej wtłaczano marksizm. Po zdaniu matury zaproponowano mu stypendium na jakieś studia techniczne w Moskwie. Jego matka, gdy się o tym dowiedziała, powiedziała: „Jurek tam nie pojedzie. Wolę, żeby tłukł kamienie na szosie, niż gdyby miał tam stracić wiarę”. Zresztą on sam nie wyobrażał sobie takiego rozwiązania. Myśl o kapłaństwie pojawiła się nagle i to w nieoczekiwanych okolicznościach. Tańcząc z koleżanką na uczniowskim spotkaniu towarzyskim powiedział jej nagle: „Wiesz, Celinko, ja chyba zostanę księdzem”. Od tej pory ta opcja coraz natarczywiej przebijała się do jego świadomości. Gdy zwierzył się ze swoich myśli proboszczowi, ten ucieszył się i skierował go do Wyższego Seminarium Duchownego w Lublinie.

Lublin wyglądał wówczas zupełnie inaczej, a w seminarium panował tzw. styl rzymski.

- Polegał on na tym, że kleryk jest zawsze poważny i - dla przykładu - nawet latem nosi z sobą kapelusz. Idąc w upał do katedry, też musieliśmy go mieć w ręku. - Dla mnie było to sztuczne. Młodzi klerycy mieli już trochę inne podejście do życia i był nawet moment, kiedy mój pobyt w seminarium wisiał na włosku - wspomina.

Święcenia kapłańskie ks. Antoni przyjął 22 grudnia 1956 r., ale już od października, jeszcze jako diakon, rozpoczął studia na KUL-u. Była to najpierw biologia, bowiem na fali odwilży popaździernikowej planowano utworzenie wydziału przyrodniczego. Gdy po dwu latach władze komunistyczne nie zgodziły się na to, uczelnia powołała specjalizację filozofii przyrody. Pod kierunkiem ks. prof. Kazimierza Kłósaka napisał pracę na temat telefinalizmu w biologii w poglądach filozofującego biologa francuskiego Pierre Lecomte du Noüy, w oparciu o którą uzyskał w 1962 r. tytuł magistra filozofii. Został wówczas asystentem przy katedrze botaniki kierowanej przez prof. Teresę Rylską. Objął także wykłady z zakresu teodycei i filozofii przyrody w Wyższym Seminarium Duchownym w Lublinie. W pierwszej połowie lat 70. przebywał na stypendium naukowym w Wiedniu, a później w Kolonii. Władze państwowe nie zgodziły się na przedłużenie jego paszportu, więc po dwóch latach wrócił do Kraju. Nie rezygnując z pracy naukowej, poświęcił się duszpasterstwu.

W 1976 r. zostaje najpierw proboszczem w Matczynie, nie przestając prowadzić zajęć z zakresu filozofii biologii na KUL-u, a w 1981 r. obejmuje probostwo w parafii św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Lublinie i podejmuje pierwsze prace nad organizacją parafii Miłosierdzia Bożego na Osiedlu Nałkowskich. Po dwóch latach zostaje tam proboszczem, wznosząc tymczasową kaplicę i przygotowując plany przyszłej świątyni. Trudno mu było jednak łączyć pracę naukową z obowiązkami budowniczego nowego kościoła, więc przyjmuje propozycję swego ordynariusza i obejmuje w 1985 r. probostwo w Parafii Wniebowzięcia NMP w Puławach. - Rozpoczął się niezwykle ciekawy czas w moim życiu. Od razu spotkałem wielu wspaniałych ludzi, którzy wspomagali mnie we wszystkich sprawach, którymi musiałem się zająć - mówi ks. Antoni.  Najpierw była troska o to, by duszpasterstwo nie ograniczało się tylko do odprawiania nabożeństw. Opiekował się więc wspólnotami neokatechumenalnymi, Bractwem Trzeźwości, Schroniskiem dla Bezdomnych i Caritasem, który dzięki wielce zaangażowanemu kierownictwu prof. Marii Ruszkowskiej rozwinął intensywną działalność niosąc pomoc najuboższym także spoza parafii. W trakcie prac II synodu diecezjalnego zorganizowały się zespoły tematyczne, zastanawiające się nad podjętą przez niego problematyką. Brało w nim udział przez dłuższy czas ponad sto osób. Duża grupa inteligencji, nawiązując do przedwojennego „Odrodzenia”, odbywała, pod kierownictwem dra Edwarda Ślusarczyka i z udziałem proboszcza, systematyczne spotkania poświęcone analizowaniu dokumentów Magisterium Kościoła. Organizowane były Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej. Drugi obszar prac to troska o świątynię parafialną, która była w opłakanym stanie. Rozpoczęto więc prace nad rewitalizacją tego zabytku. Stan wojenny był już wprawdzie zniesiony, ale opresyjny reżim trwał. Parafia stała się więc miejscem działalności opozycyjnej. Odbywały się częste spotkania z ze znanymi przedstawicielami opozycji, na które przychodziły setki ludzi. W ich organizacji ogromną rolę odgrywała p. Izabela Bronikowska. UB groziło księdzu proboszczowi, że to wszystko źle się dla niego skończy.

Zadaniem, wykraczające poza granice parafialne, jakie sobie ks. Antoni wyznaczył, było odnowienie więzów Rodu Czartoryskich z Puławami.

- Przecież cała substancja kulturowa, którą chlubi się to miasto, jest ich dziełem. Po powstaniu listopadowym związki te zostały brutalnie przerwane. Rozproszeni niemal po całym świecie członkowie tej rodziny nie czuli się już emocjonalnie z tym miejscem związani, a dla jego mieszkańców z kolei byli oni już jakimś mglistym wspomnieniem - mówi ks. Antoni. Udało mu się jednak, z okazji 70-lecia parafii, z pomocą profesorów KUL-u i Uniwersytetu Warszawskiego, zorganizować w październiku 1989 r. światowy zjazd członków tego Rodu. Puławy gościły ich przez trzy dni. Istotnym elementem tego wydarzenia było dwudniowe sympozjum naukowe poświęcone religijno-kościelnym dziejom tej książęcej rodziny. Prelegentami byli najwybitniejsi w Polsce znawcy tej problematyki. Obrady, przy udziale licznych słuchaczy, odbywały się pomieszczeniach pałacowych udostępnionych na ten czas przez IUNG. Tak uroczyście odnowione więzy Czartoryskich z Puławami trwają do dziś.

Trudno wymienić wszystkie wydarzenia tamtego czasu, ale jednego nie można pominąć. Chodzi o wzniesiony na Skwerze Niepodległości monumentalny, poświęcony jesienią 2002 roku, granitowy krzyż upamiętniający Jubileusz Dwutysiąclecia Chrześcijaństwa. W dziele tym główną rolę odegrał społeczny komitet, który zorganizowała Maria Skóra.

Ks. Antoni w Puławach pracował do emerytury, na którą przeszedł w 2003 r. W tym roku puławianie postanowili szczególnie podziękować ks. Antoniemu Czyżewskiemu, przyznając mu honorowe obywatelstwo miasta Puławy.