Cenne 24 godziny

Agnieszka Gieroba

|

Gość Lubelski 41/2023

publikacja 12.10.2023 00:00

Nie ma względu na osoby, ani na miejsce. Duch Święty przychodzi i działa! Doświadczyły tego setki ludzi zgromadzonych na uwielbieniu w hali Globus w Lublinie.

Punktem centralnym każdego dnia była Eucharystia. Punktem centralnym każdego dnia była Eucharystia.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Płytę boiska przykryto specjalną folią zabezpieczającą. Ustawiono na niej kilkaset krzeseł podzielonych na różne sektory. Przed pierwszym stanęła wielka scena, żeby każdy mógł widzieć, co się będzie działo. Trybuny odpowiednio oznakowano.

Od południa w sobotę 30 września na halę Globus przybywają ludzie. Każdy otrzymuje specjalną bransoletkę, która umożliwi mu, przez najbliższe 24 godziny, wchodzenie i wychodzenie z hali według indywidualnych potrzeb. Mimo iż to obiekt sportowy, wydzielono na nim specjalne strefy doświadczenia duchowego. Jest kaplica adoracji, do której w każdej chwili można wejść i w ciszy pobyć przed Najświętszym Sakramentem, oraz strefa spowiedzi, gdzie kapłani czekają na tych, którzy chcą pojednać się z Bogiem. Pojawiła się także specjalna strefa modlitwy wstawienniczej, a w niej: trzyosobowe zespoły posługują modlitwą nad tymi, którzy o to proszą. Do tego stanowisko z dobrą książką, pieczątki z tajemniczą wiadomością, którą widać w świetle ultrafiloetowym i wszędzie wolontariusze w żółtych koszulkach, którzy służą pomocą. Wielkie przedsięwzięcie, wymagające dużych sił i środków. Wszystko dopięte na ostatni guzik.

Z Bogiem wszystko można

Z Panem Bogiem nie ma rzeczy niemożliwych. Organizatorzy dobrze to wiedzą, bo to przecież kolejny raz Lublin staje się miejscem uwielbienia.

Idea spotkania modlitewnego „Ja Jestem” narodziła się nie inaczej, jak na modlitwie.

− Podczas jednego ze spotkań środowiska Katolickiej Odnowy w Duchu Świętym Archidiecezji Lubelskiej usłyszeliśmy zaproszenie, jakby ogromne życzenie Boga, aby wyjść jeszcze szerzej, modlić się charyzmatycznie, zapraszać świadków wiary, uwielbiać Boga za to, że po prostu jest. Usłyszeliśmy wielkie pragnienie Boga, który chce przychodzić do człowieka. Ta chęć bardzo szybko została potwierdzona przez fakty. Gdy tylko przyjęliśmy Słowo od Pana, telefony same zaczęły dzwonić. Otrzymaliśmy miejsce na to wydarzenie, najpierw Centrum Spotkania Kultur, później Targi Lublin i ostatnio halę Globus − mówi ks. Artur Potrapeluk, koordynator wspólnot Odnowy w Duchu Świętym Archidiecezji Lubelskiej.

Pociągnięci

Czy możliwe jest wypełnienie hali sportowej modlitwą? Możliwe. Uczestnicy spotkania przyjechali do Lublina nie tylko z najbliższych okolic, ale i innych stron Polski, a nawet z Norwegii, Danii czy Holandii. Bo Duch Święty wieje kędy chce i dla niego nie ma granic.

− Myślę, że te spotkania to pewien fenomen. Wiemy, że osoby, które raz brały udział w takim wydarzeniu wracają i przyprowadzają innych, dzieląc się tym, czego doświadczyły. Wydarzenie to zresztą złe słowo, bo to przecież nie wydarzenie, tylko spotkanie z Jezusem, który jest obecny. Stąd nazwa „Ja Jestem”, choć wcześniejsze edycje zatytułowane były „Lublin uwielbia”, ale to wskazywało bardziej na nas, na nasze działanie, a tym razem Pan dał nam przekonanie, żeby mówić o tym, że On sam chce odnawiać relacje z nami i dlatego zaprasza nas na tę halę, stąd zmiana tytułu − wyjaśnia ks. Artur.

Spędzić tak wiele godzin na spotkaniu z Bogiem obok drugiego to wyzwanie dla współczesnego człowieka, ale ludzie nie bali się go podjąć.

− Uczestniczę w tym spotkaniu trzeci raz i zachęcam moich parafian, by przyjechali i spróbowali otworzyć się dzięki modlitwie, jaka odbywa się podczas uwielbienia. Warto zawalczyć o taką osobistą relację z Panem Bogiem. Słuchając świadectw innych, których nie brakuje, uczymy się stawać w prawdzie, co często wcale nie jest łatwą sprawą. Zazwyczaj nie wynosimy z domów rodzinnych takiej nauki modlitwy, otwierającej nas na słuchanie Ducha Świętego. Uczymy się pewnych formułek, które oczywiście są ważne i potrzebne, ale istotne jest też doświadczenie osobistej relacji z Jezusem i myślę, że takie spotkania są na to szansą – mówi ks. Bartłomiej, który przyjechał z Chełma, zabierając małą grupę parafian z powstającego Kręgu Biblijnego.

Świadectwo

Punktem kulminacyjnym spotkania była Msza św., której pierwszego dnia przewodniczył bp Artur Ważny, zaś drugiego bp Adam Bab. Gośćmi, którzy podzielili się świadectwami wiary byli Jude Antoine z Kuala Lumpur w Malezji wraz z córkami Lavinią i Alicją. Jude jest katolickim świeckim misjonarzem z doświadczeniem posługi w 40 krajach na świecie. O swoim doświadczeniu opowiedzieli także Marcin Zieliński i Andrzej Mierzejewski z kabaretu Smile.

Świadectwo jego nawrócenia i ciągłych powrotów do Pana Boga było jednym z punktów wydarzeń. − Nie myślcie, że zawsze byłem wierzący. Przeciwnie, wyrosłem z domu, w którym relacje nie były najlepsze, więc jak ktoś mi mówił, że Bóg to ojciec, to nie miało to dla mnie żadnego znaczenia – mówił Andrzej Mierzejewski. Nawrócił się dzięki żonie. To ona ciągnęła go do kościoła i namawiała, żeby poszedł na spotkanie wspólnoty. – Ona prosiła, ja się opierałem, ale kiedyś uległem i powiedziałem, że pójdę. Rzeczywiście poszedłem na spotkanie do kościoła na Poczekajkę w Lublinie i to były najdłuższe dwie godziny w moim życiu. Nie rozumiałem tego, jak ci ludzie się modlą, a głupio mi było wyjść. Byłem już rozpoznawalny i nie chciałem, żeby ktoś pomyślał, że gwiazdor wzgardził spotkaniem – mówił Andrzej. Żonę poprosił, żeby dała sobie spokój z namawianiem go na takie rzeczy.

Wytrwałość

Po jakimś czasie jednak przyjechał do Lublina Lech Dokowicz, który mówił o swoim nawróceniu. − Wtedy żona znowu zaczęła mnie namawiać, bo Dokowicz też jest z branży artystycznej (muzyka techno), a ona tak wytrwale mnie przekonywała, że postanowiłem pójść posłuchać. Kiedy artysta opowiadał o swoim nawróceniu, moje serce ożyło. Natychmiast byłem przed Najświętszym Sakramentem i postanowiłem raz jeszcze spróbować bycia we wspólnocie. Tym razem zadziałało. Relacja z Panem Bogiem zaczęła porządkować moje życie – mówił Andrzej.

Nie było to jednak dotknięcie czarodziejskiej różdżki, które wszystko zmieniało. Małżonkowie w szóstym tygodniu ciąży żony stracili dziecko i wtedy Andrzej obraził się na Pana Boga. – Pamiętam sytuację, że zbliżał się Sylwester i żona namówiła mnie byśmy spędzili go na rekolekcjach sylwestrowych. Akurat dostałem propozycję występu w dużej stacji telewizyjnej za spore pieniądze, ale powiedziałem, że jadę na rekolekcje, choć byłem bardzo wkurzony. Myślałem, że to będzie tak trochę pobożnie, trochę rozrywkowo. A tu o północy program przewidywał Mszę św. Patrzyłem z niedowierzaniem, że mamy iść do kościoła, kiedy wszyscy będą otwierać szampana i świętować. A jednak. Stałem w tym kościele, a za ołtarzem był wielki witraż. Kiedy zaczynała się Msza, przez okno było widać i słychać strzelające fajerwerki. Myślałem sobie, że jestem nie po tej stronie szyby. Co chwilę witraż, na którym była Święta Rodzina, rozbłyskał. Wtedy w moim sercu usłyszałem taki głos, który pytał: „Co mam jeszcze zrobić, żebyś chciał to dziecko?”. Wtedy zrozumiałem, że jestem głupi, że mam skarb w niebie. Otworzyłem się na nowo na Boga i Jego plan – mówi Andrzej.

Potem również nie było łatwo – przyszły doświadczenia kolejnej zagrożonej ciąży, walki o życie dziecka, ale też siły, jaką daje wspólnota i pewność, że masz blisko ludzi, na których możesz liczyć – dawał świadectwo sławny kabareciarz.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.