Wigor i ambicja

Agnieszka Gieroba

|

Gość Lubelski 50/2023

publikacja 14.12.2023 00:00

Ambitny, dziarski, brawurowy – taki był Aleksander Głowacki, zanim został znanym pisarzem.

Biurko było jego warsztatem pracy. Biurko było jego warsztatem pracy.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Chłopcy lubili urywać się ze szkoły i wędrować ulicą Lubartowską w kierunku wzgórza Czwartek. Tam było najwięcej błota, z którego robili kule i rzucali się nimi niczym śnieżkami. A błoto było lepkie, gdyż oprócz gliniastej ziemi zawierało spływające ze Starego Miasta ścieki. Młodym ludziom to jednak wcale nie przeszkadzało. Wśród umorusanych chłopców był także Aleksander Głowacki, który po śmierci rodziców trafił do ciotki na wychowanie. Wczesne koleje jego losu zostały naznaczone przez sieroce dzieciństwo, niemniej Aleksander szybko dał się poznać jako bystry i wesoły, choć psotny młodzieniec. To właśnie o tym okresie życia późniejszego dziennikarza i pisarza opowiada najnowsza wystawa pt. „Wigor i ambicja” w Muzeum Bolesława Prusa w Nałęczowie.

Kamienica przy Olejnej

Młody Aleksander miał za sobą trudne doświadczenia wczesnej śmierci rodziców. Ten fakt sprawił, że opiekę nad chłopcem przejęła rada familijna, a w szczególności ciotka Domicella z Trembińskich Olszewska. W 1856 roku wyszła za mąż za pana Olszewskiego, który w Lublinie posiadał kamienicę przy ulicy Olejnej. – Mamy dokładnie dwie fotografie ulicy Olejnej, na których widać ich kamienicę, ale pochodzą one z późniejszego okresu niż II połowa XIX wieku. Możemy więc tylko przypuszczać, że za czasów, gdy Aleksander mieszkał u ciotki, to miejsce wyglądało podobnie jak na zachowanych zdjęciach. Niestety w czasie II wojny światowej w budynek trafiła bomba, niszcząc go dosyć mocno. Został on później odbudowany, ale nie przypomina już kamienicy z młodzieńczych lat Aleksandra – wyjaśnia Marcin Fedorowicz, organizator „Lubelskich spacerów z Prusem” i popularyzator wiedzy o pisarzu.

Chłopak zaczął edukację w szkole realnej, która mieściła się wówczas obok katedry w dzisiejszym budynku Archiwum Państwowego, więc z domu ciotki daleko nie było. Wiedza jednak nie pasjonowała Aleksandra, zamiast się uczyć, wolał brać udział w bitwach na kule błotne z kolegami lub łowić raki nad Bystrzycą.

Szkoła niewesoła

Jak bardzo z nauką było mu wówczas nie po drodze, świadczy fakt, że powtarzał drugą klasę. Niejednokrotnie też za swoje zachowanie trafiał do szkolnej kozy, czyli do izby, gdzie po lekcjach musiał zostać, by odbyć karę. Prowadził go tam sam dyrektor, którym w tamtym czasie był Józef Skłodowski – dziadek Marii Skłodowskiej-Curie, późniejszej noblistki.

Lata jego edukacji zapisały się także aferą szkolną, w której brał udział. W tamtych czasach gra w karty była surowo zakazana, jednak uczniowie, ignorując ten zakaz, potajemnie spotykali się na karcianych rozgrywkach. Ktoś doniósł na nich do władz, a chłopcy uznali, że był to jeden z nauczycieli. W odwecie powybijali mu szyby. Zrobiła się z tego ogromna afera, prowadzono śledztwo, by ustalić, kto dopuścił się takiego chuligaństwa, i sprawców szybko wykryto. Karą były m.in. dotkliwe rózgi i szkolna koza. Było to też przyczynkiem do opuszczenia szkoły w Lublinie, gdyż starszy o 13 lat brat Leon zabrał Aleksandra do siebie, do Kielc. Tam, nie mówiąc nic nikomu, chłopak zaciągnął się do powstania styczniowego. Został ranny, a wynikające z tego problemy zdrowotne towarzyszyły mu do końca życia. Za udział w powstaniu został aresztowany i osadzony w więzieniu w Lublinie.

Przemiana

Powstanie zmieniło Aleksandra. Stał się poważny, zaczął przykładać się do nauki. Okazał się szczególnie uzdolniony w przedmiotach ścisłych, z których na świadectwie miał oceny celujące – w przeciwieństwie do języków i historii. – Aleksander myślał o tym, by specjalizować się w naukach ścisłych, i takie studia podjął, ale jego sytuacja finansowa sprawiła, że musiał szukać zarobku. Tak zaczął pisać artykuły do gazet, potem został felietonistą, a w końcu pisarzem, znanym jako Bolesław Prus – mówi Marcin Fedorowicz.

Więcej o losach młodego Prusa można się dowiedzieć, odwiedzając nałęczowskie muzeum. – Zaczynamy naszą wystawę w chwili, kiedy Prus ma 13 lat i jest uczniem szkoły w Lublinie. Poznajemy jego losy, ilustrowane fotografiami i tekstem. Na zdjęciach znajdziemy najbliższych pisarza, czyli brata Leona, ciotkę Domicellę czy Juliana Ochorowicza, przyjaciela, który wciągał go w różne inicjatywy naukowe; znajdziemy tam też dokumenty i osobiste pamiątki – podkreśla dr Joanna Wiśniewska, kustosz wystawy.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.