O utworzeniu nowej parafii w Chełmie mówiono od jakiegoś czasu. Kiedy zapadła decyzja, że będzie jej patronować Święta Rodzina, radość była ogromna.
Pani Eugenia Oleszczuk jest zaangażowana w życie wspólnoty od początku jej powstania.
Małgorzata Błaszko
Wiadomość o tym, że na osiedlu została erygowana parafia i odbyło się poświęcenie placu pod jej budowę, dotarła do Eugenii Oleszczuk, kiedy przebywała poza Chełmem. Wcześniej jej osiedle należało do parafii pw. Rozesłania Świętych Apostołów. Problemem były jednak powroty z wieczornych Mszy św., gdyż trzeba było przechodzić obok pijanej młodzieży zbierającej się na ul. Lwowskiej, a nie należało to do przyjemności i powodowało duży stres. Dlatego wiadomość o powstaniu nowej parafii na osiedlu była dla wielu mieszkańców wielkim wydarzeniem.
Proboszczem, a zarazem budowniczym kościoła został ks. Jan Pokrywka. − Początkowo Msze św. przeżywaliśmy w prowizorycznej kaplicy zaaranżowanej w pomieszczeniach po sklepie meblowym w jednym z bloków. Było tam ciasno i gorąco, nie wszyscy mogli się zmieścić. Wiele osób stało na zewnątrz, ale cieszyliśmy się, że mamy blisko i że kiedyś będziemy mieli swój kościół – opowiada pani Eugenia.
Budowanie wspólnoty
Pierwszym wikariuszem był ks. Piotr Siwko − opiekun grup, które zaczęły powstawać w tworzącej się wspólnocie, począwszy od Legionu Maryii, róż różańcowych, owocu pracy legionistek, które chodząc od mieszkania do mieszkania, zapraszały parafian do wspólnej modlitwy. Na prośbę proboszcza wybrana została rada parafialna, w której skład weszły osoby najbardziej zaangażowane z kół różańcowych. Proboszcz żartował, że ma pierwszą w diecezji „radę na kółkach”.
Rozpoczęła się budowa. Potrzebne były ogromne fundusze, on zdobywał je, jeżdżąc po parafiach w Polsce, a nawet po Europie. − My również chcieliśmy pomóc w zbieraniu pieniędzy, więc wyznaczone osoby odwiedzały parafian co pewien czas i kwestowały na rzecz budowy. Ofiarność ludzi była różna, ale wszyscy dawali, ile mogli. W mojej pamięci pozostała jedna taka sytuacja, kiedy bardzo uboga osoba, która miała wiele długów, dała na budowę sporą kwotę. Zdziwiłam się, a ona powiedziała, że jej sytuacji te pieniądze nie uratują, a skąd proboszcz weźmie, jak ludzie nie dadzą, a ona tak pragnie, żeby ten kościół był wybudowany – wspomina pani Oleszczuk. Pierwsza Msza w budującym się kościele odbyła się w Wigilię Bożego Narodzenia. Eucharystię celebrował obecnie już nieżyjący arcybiskup Józef Życiński. − Było bardzo zimno, ciemno, ale przyszło dużo ludzi, bo modliliśmy się w naszym kościele – podkreślają parafianie.
Wspólne dzieło
W 2005 roku oddana została do użytku plebania. Zamieszkali tu kapłani, powstała kancelaria parafialna, a w piwnicy prowizoryczna kaplica, w której sprawowane były Msze św. Pomieszczenie było niewielkie, ale żeby było przytulniej, ludzie przynosili dywany i wykładali nimi cementowe posadzki. − Razem z proboszczem wymyślaliśmy różne sposoby na zdobycie potrzebnych funduszy. Oprócz zbierania pieniędzy w poszczególnych blokach były też zbiórki złomu i makulatury.
Rosły mury kościoła, ale również rozwijała się nasza wspólnota różańcowa, powstawały nowe róże. Najważniejsze jednak, że nauczyliśmy się wspaniale współpracować ze sobą. Tworzyliśmy grupę chętną do podejmowania nowych wyzwań i pomysłów. Jednym z nich było robienie i sprzedawanie wiązanek zielnych na 15 sierpnia. Ze względu na brak miejsca pierwsze wiązanki robione były w moim mieszkaniu. Pomysł został bardzo dobrze przyjęty przez parafian. Tak powstała tradycja trwająca do tej pory, z tym że obecnie przygotowaniem wiązanek zajmują się panie z róż różańcowych z Żółtaniec – mówi E. Oleszczuk.
Rekord prędkości
Proboszcz ks. Jan Pokrywka chciał jak najszybciej wybudować kościół, bo ceny materiałów budowlanych w tym czasie bardzo rosły. Udało się! Rekord prędkości − 4 lata. Już 6 października 2007 roku ks. abp Józef Życiński poświęcił kościół. − Od tej pory mogliśmy się modlić w lepszych warunkach, chociaż jeszcze wiele brakowało. W różach różańcowych zbieraliśmy od chętnych comiesięczne ofiary. Byliśmy sponsorami wielu rzeczy, wielkich i drobnych, takich jak: witraże, żyrandol, obraz Matki Bożej Chełmskiej, sztandar Żywego Różańca, dzwon Świętej Rodziny, ławki i inne. Ogółem na nasz kościół ofiarowaliśmy około 140 000 zł – mówi pani Oleszczuk.
Niestety, nie wszyscy cieszyli się z tego. Znaleźli się tacy, którzy nocą wyrwali mechanizm uruchamiający dzwony. Proboszcz bardzo to przeżył, ponieważ odczytał to jako działanie przeciwko sobie. Wkrótce po tym zdarzeniu ciężko zachorował i zmarł 9 kwietnia 2014 roku. Nastał czas oczekiwania, co będzie dalej. − Modliliśmy się o nowego, dobrego pasterza. Pan Bóg jest wielki i dobry, wysłuchał naszych próśb i dał nam proboszcza takiego, o jakim nawet nie śmieliśmy marzyć − ks. Mirosława Bończoszka. To wspaniały duszpasterz i gospodarz otwarty na drugiego człowieka – podkreślają parafianie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.