Pomysł zrodził się wśród działaczy "Solidarności" w WSK Świdnik. Mimo trwającego stanu wojennego, postanowiono zaprotestować przeciw kłamstwom nadawanym w Dzienniku Telewizyjnym. W porze jego nadawania mieszkańcy Świdnika masowo wychodzili na spacer główną ulicą miasta.
Protest był całkowicie pokojowy. W lutym 1982 roku świdniczanie całymi rodzinami wychodzili z domów w porze nadawania głównego wydania Dziennika Telewizyjnego, który zaczynał się o godz. 19.30. Mieszkańcy bloków przy głównej arterii miasta wystawiali przodem do okna włączone telewizory i zapalali świece. Był to znak protestu przeciw kłamstwom propagandy władz stanu wojennego. - Pierwszego dnia było nas niewielu. Wiadomość jednak rozeszła się po Świdniku lotem błyskawicy i kolejnego wieczora na ul. Niepodległości wyszło już wiele rodzin. Nie przeszkadzał nikomu mróz, jaki wtedy był na dworze. Czuliśmy, że trzeba pokazać ówczesnej władzy, że mamy w nosie ich propagandę i kłamliwe informacje w mediach - wspomina Aleksander Suski działacza "Solidarności" uczestniczący w spacerach. Po kolejnych kilku dniach akcja rozwinęła się, gromadząc parotysięczne tłumy. Nie umknęło to uwadze ówczesnej władzy. Aby ukarać mieszkańców Świdnika, wprowadzono wcześniejszą godzinę milicyjną, zawieszono planowane imprezy sportowe i kulturalne, zdarzały się również aresztowania i wywózki. W ślad za świdniczanami poszli mieszkańcy Lublina. Potem podobną akcję zorganizowano w Puławach, a następnie na terenie innych miast.
W rocznicę spacerów w Świdniku od kilku lat odbywa się happening historyczny przypominający wydarzenia z 1982 roku. Spacery były ewenementem na skalę całego kraju. Za tę postawę społeczność Świdnika otrzymała w 1982 roku prestiżową nagrodę nielegalnej Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność". Więcej o tym wydarzeniu w kolejnym "Lubelskim Gościu Niedzielnym".