Po wybudzeniu ze śpiączki nie poznawałem rodziny, nie wiedziałem nawet jak się nazywam i kim jestem. Jak dostawałem jedzenie to nie potrafiłem ze wszystkich rzeczy skorzystać. Raz chciałem zjeść banana ze skórką – wspomina Jacek, uczestnik wczasorekolekcji w Dąbrowicy.
Czasami spotykamy osoby, które mają tak potężny zasięg intelektu i niezwykle ciekawą osobowość, że chciałoby się ich słuchać godzinami. Tak było podczas spotkania z Jackiem, uczestnikiem wczasorekolekcji w Dąbrowicy.
Czekałem na niego na ławce przy wejściu do domu spotkania. Szedł o kulach. Z daleka się uśmiechał. Usiadł. Przywitaliśmy się. Początkowo nie wiedziałem jak rozpocząć rozmowę. Kiedy uruchomiłem funkcję nagrywania w dyktafonie, Jacek sam zaczął mówić.
– Byłem studentem Politechniki Lubelskiej. W 2008 r. doświadczyłem wypadku. Byłem pasażerem, siedziałem na tylnej kanapie, kiedy doszło zderzenia. Na skutek tego doszło u mnie do uszkodzenia pnia mózgu. Moje życie odwróciło się do góry nogami – opowiada. Przed wypadkiem był aktywnym i zdolnym studentem. Już na początku studiów myślał o znalezieniu pracy, bo miał olbrzymi potencjał.
– Po wypadku straciłem pamięć. Początkowo nie poznawałem nawet własnych rodziców. Sam nie wiedziałem jak się nazywam i kim jestem – opowiada.
Aktualnie daję radę przejść na drugą stronę ulicy w czasie gdy pali się zielone światło, ale nie tak dawno było to niemożliwe. Dużo ćwiczyłem. W autobusach i środkach komunikacji publicznej ludzie zawsze mi ustępują miejsca, nigdy nie muszę o to prosić. Kultura naszego społeczeństwa jest moim zdaniem na wysokim poziomie. Jednak osoby poruszające się na wózkach mają znacznie gorzej. Nawet w niektórych kościołach nadal nie ma podjazdów. Już nie wspomnę o wysokich krawężnikach chodników czy o wysokich progach w niektórych urzędach czy lokalach – konkluduje Jacek.
Agnieszka Karpiuk jest rehabilitantką, prowadzi własny gabinet w Chełmie. Podczas pierwszego turnusu wczasorekolekcji w Dąbrowicy pracowała z podopiecznymi. – Rehabilituję głównie osoby z dziecięcym porażeniem mózgowym, z przykurczami oraz innymi dolegliwościami. Niektóre osoby znajdujące się tutaj nie mają na co dzień w ogóle rehabilitacji. Są rehabilitowane dwa razy do roku. Problem wynika z trudnej sytuacji finansowej tych osób lub z powodu zamieszkania na terenach wiejskich – tłumaczy.
Opieka wolontariuszy trwa 24h na dobę ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Magdalena Kłosowska na co dzień prowadzi razem z mężem firmę. Wakacje w tym roku spędza z osobami niepełnosprawnymi i starszymi w Dąbrowicy. Zdecydowała się na taką formę wolontariatu po raz pierwszy. – Tak jak każdy pracuję, by zarabiać pieniądze. Jednak mam również zainteresowania, które każą mi robić pewne rzeczy nieodpłatnie.
- Może to zabrzmi banalnie i głupio, ale dla mnie najtrudniejsza była styczność z ograniczeniem ciała mojej podopiecznej. Było mi na początku trudno umyć najbardziej intymne jej części ciała, teraz nie stanowi to już żadnego problemu – wyjaśnia.
Oprócz studentów świeckich, polskich i ukraińskich, na wczasorekolekcjach w Dąbrowicy jest kilku diakonów lubelskiego seminarium. Odbywają praktyki, jak pokolenia księży przed nimi. Każdy z nich, oprócz posługi liturgicznej ma pod swoją opieką osobę z niepełnosprawnością.
– Zawsze jest pewien niepokój przed przyjazdem na takie wczasorekolekcje. Bo to lęk przed nieznanym. Ale już po kilku chwilach strach ustąpił. Bardzo szybko odnalazłem tu swoje miejsce. Moim zdaniem jest to doświadczenie, którego nie powinno zabraknąć podczas formacji do kapłaństwa – mówi dk Dariusz Borowski.
Pełna historia Jacka oraz relacja z wczasorekolekcji w Dąbrowicy niebawem ukaże się w wydaniu papierowym Lubelskiego „Gościa Niedzielnego”.