W Lublinie gościem specjalnym Dnia Judaizmu była Wanda Lotter, która mówiła o losach swojej mamy Zofii Grzesiak.
Wanda Lotter, znana lublinianka, przedstawiła losy swojej matki Zofii Grzesiak.
W czasie Zagłady do ocalenia młodej Żydówki Nechumy Szwarcblat przyczynił się Polak Tadeusz Grzesiak. Po wojnie wyszła za niego za mąż i nazywała się Zofia Grzesiak.
Była pisarką. W jej prozie jest sporo motywów autobiograficznych, przedstawiających tragiczny los żydowski.
- Chcemy przypomnieć obydwie postacie państwa Grzesiaków - małżeństwo Żydówki i Polaka. Tadeusz Grzesiak otrzymał tytuł „Sprawiedliwego wśród Narodów Świata”. Ich historia świadczy, że miłość jest silniejsza niż niebezpieczeństwo i śmierć - mówią organizatorzy spotkania.
- Dla mojej matki wojna nie skończyła się nigdy - mówiła Wanda Lotter. - Mimo aplikowanych leków nie potrafiła zapomnieć. Bała się patrzeć ludziom w oczy, bo w oczach krył się ciągły strach. Nie wspominała często swego rodzinnego domu. Wiem, że mama żyła w wielkiej biedzie, ale w rodzinie, która bardzo się kochała. W domu mówiono w kilku językach - po żydowski, polsku, ukraińsku i rosyjsku. Mama była najmłodsza z trojga dzieci. Dom był rygorystyczny w zachowywaniu żydowskich tradycji. Ten dom znajdował się w małej wiosce na Kresach, gdzie sąsiadami byli Polacy, Ukraińcy i oczywiście Żydzi. Stąd znajomość języków i mieszanie się tradycji.
Mama od dziecka pragnęła wyjechać daleko i pisać długie listy do bliskich. To marzenie się nie spełniło, bo gdy była daleko, nie miała już do kogo pisać listów.
Kiedy przyszła wojna cała rodzina mojej matki zginęła w wykopanych przez siebie grobach. Udało się przeżyć tylko mojej matce i mnie. To dzięki 27 letniemu Tadeuszowi, który zaopiekował się moją mamą i mną. Od tamtej pory był z nami do końca swoich dni. Dziś chcę mu podziękować za to, że moje dzieciństwo, mimo wojny i trudnych lat powojennych, było szczęśliwe - mówiła pani Wanda.
Tadeusz Grzesiak to człowiek o szerokich horyzontach, samouk, wychowany bez matki, która zmarła. Jego ojciec prowadził kuźnię na wsi. Za swoje lewicowe przekonania był więziony na lubelskim zamku, nigdy nie tracił jednak ducha. Przeżył z nami napad band ukraińskich, a potem obóz pracy w Wiedniu. Nigdy nas nie opuścił. Po wojnie moja mama i Tadeusz wzięli ślub. Ich małżeństwo jest przykładem wielkiej miłości większej niż strach. I choć rodzice byli biedni, żyli z pracy rąk Tadeusza, udało się stworzyć dom w przyzwoitych warunkach. Po wojnie tata skończył studia zaoczne i podjął się pracy w Lublinie. Dla mnie Tadeusz pozostał na zawsze wzorem odpowiedzialności za innych. Nauczył mnie radzenia sobie w różnych sytuacjach, nawet tych skrajnych. Uczył mnie tez przegrywać, mówił, że przegrywać należy godnie. To on nauczył mnie porażki traktować jak życiowe lekcje. Za to też mu dziękuję.