Film ważny, istotny, ale zbyt banalny. Wyróżnia się genialnymi zdjęciami i dość słabymi dialogami. Międzynarodowa koprodukcja o życiu noblistki nieco rozczarowuje, ale Skłodowska-Curie zasługuje na każde przypomnienie.
W Chatce Żaka odbyła się lubelska prapremiera filmu „Maria Skłodowska-Curie” z udziałem reżyserki filmu Marie Noelle, producenta i Daniela Olbrychskiego, który zagrał Emile Amagata. Wydarzenie zorganizowano z okazji 150. rocznicy urodzin wybitnej Polki. Na lubelskiej prapremierze obecni byli pracownicy naukowi UMCS, z rektorem prof. Stanisławem Michałowskim na czele.
„Maria Skłodowska-Curie” to międzynarodowa koprodukcja o życiu sławnej polskiej noblistki. Historia niezwykłej kobiety, która ostatecznie zdołała przekonać do siebie świat nauki, ewidentnie zdominowany w tamtym czasie przez mężczyzn.
Film o życiu Marii Skłodowskiej-Curie rolę nauki i pracy ukazuje jako dodatek do całości ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Niestety, film w moim odczuciu jest zbyt powierzchowny, momentami nudzi i męczy ciągnącym się i dominującym wątkiem miłosnym. Zbyt banalnie, trzeba to przyznać, i zbyt marginalnie potraktowano element walki Marii ze strukturą świata nauki zbudowaną przez mężczyzn. Również pasja naukowa, pomijając kilka udanych scen, stanowi dodatek do „pasji miłości”.
Na wyróżnienie zasługują początkowe sceny filmu. Widz może poczuć atmosferę epoki, klimat poszukiwań, atmosferę miłości i pasji do nauki wybitnych małżonków: Pierre’a i Marii. Niemalże namacalny staje się ból rozstania, jaki przynosi śmierć Pierre’a. Niestety dobre sceny to rzadkość. Postać Skłodowskiej-Curie została w mojej ocenie spłaszczona. Choć gra aktorska Karoliny Gruszki nie wymaga żadnej krytyki.
MARIA SKŁODOWSKA-CURIE - oficjalny zwiastun filmu
KinoSwiatPL
Banalnie ukazano w filmie również „konflikt” między nauką a wiarą w Boga. Raczej należałoby mówić tu o utrwalaniu podziału w oparciu o uproszczenie i nieprzestrzeganie metodologicznych reguł. Dobrze więc dla reżyserki, że słowa o „świętym Mikołaju dla dorosłych” nad grobem ojca wypowiada dziecko.
Film warto jednak zobaczyć, choćby z tego względu, że ta wybitna kobieta zasługuje na upamiętnienie i ciągłe przypominanie. Produkcji o Marii Skłodowskiej-Curie powinno być całe mnóstwo, a jest zupełnie inaczej. Dlatego należy docenić wysiłek i pomysł twórców kina, nawet jeśli nie wszystko wyszło idealnie. Reżyserka zdecydowała się na pokazanie „pasji miłości” marginalizując „pasję nauki”. Ale warto wybrać się do kina, aby skonfrontować się również z tą próbą recenzji i być może wszcząć własne poszukiwania na temat genialnej kobiety, która patronuje jednemu z lubelskich uniwersytetów. W lubelskim spotkaniu uczestniczył również Daniel Olbrychski ks. Rafał Pastwa /Foto Gość
Trudno mi się zgodzić, że film jest wiernym przedstawieniem życia odkrywczyni polonu i radu. Zapowiedzi, iż jest tam ukazany portret Marii Skłodowskiej, jakiej nie znaliśmy: czułej matki, kochającej żony, kobiety charyzmatycznej, zdecydowanej, choć pełnej dylematów i sprzeczności, jest po części tylko prawdziwy. Była bowiem pierwszą kobietą, która zdobyła Nagrodę Nobla, warto podkreślić, że jako jedyna osoba otrzymała ją dwukrotnie. Nagrodą Nobla wyróżniono po latach również jedną z jej córek. Nikt zatem nie ma wątpliwości jakie miejsce zajmowała nauka i praca w rodzinie Curie. Nie chcę przez to wcale powiedzieć, że miłość nie była istotna. Film wchodzi na ekrany polskich kin 3 marca.