– Nie mamy tu sklepu, ale dojeżdża do nas samochód z zaopatrzeniem. Trzeba wychodzić do drogi i czekać aż przyjedzie, żeby nie przegapić. Kupujemy chleb, mleko i śmietanę. Po mięso i wędlinę trzeba jechać do najbliższego sklepu – mówi pani Maria.
Jest rolnikiem, pracującym w 16 ha gospodarstwie i sołtysem wsi Chełmiec. – Na stałe mieszka tu około stu osób, mimo, że zameldowanych jest więcej. Wiadomo, że łatwo jest narzekać, ale staramy się myśleć pozytywnie i radzić sobie mimo trudności. Jedyna szansa żeby się utrzymać z rolnictwa to mieć dużo pola. Ale okoliczne wsie wymierają, a młodzi uciekają – mówi Krzysztof Chadam. – Syn dostał dopłaty unijne, kupił sprzęt i pracuje na okrągło. Kupił też kombajn do zbierania kukurydzy. Ma trochę zamówień. Ale kokosów nie ma. Zbyt duża niepewność ze wszystkim. Ludzie chcą pracować, ale co z tego jak się opracują, a potem ceny nie ma. Jest tu u nas zakład, robią paszę – ale przecież takich miejsc nie może powstać wiele – bo się nie będzie opłacać. Kto jeszcze młody to wyjedzie do miasta, a jak kogoś zastały te przemiany w starszym wieku, to musi dożyć tutaj starości. Kiedyś mieszkało tu tyle ludzi. A teraz nie ma komu powiedzieć dzień dobry – dodaje Stanisław ze wsi Drewniki.
W tym miejscu mam problem. Rozumiem, że sprawiedliwie nie znaczy równo, że nie da się wszystkim zapewnić jednakowych warunków bytowania, że większe szanse mają mieszkańcy miast niż wsi. Podobno to naturalne. Jednak wcale tam nie zauważyłem prób wyrównywania czegokolwiek. Szanse edukacyjne, ekonomiczne, kulturalne. Dużo o tym się mówi. Może trzeba się tam wybrać i zobaczyć o czym mówimy na tych gęsto organizowanych konferencjach, sympozjach, seminariach itd. A może nie mam zupełnie podstaw, by wypowiadać się w imieniu mieszkańców tych terenów. Przecież oni sami podkreślają, że są szczęśliwi, nawet jeśli ich jedynym utrzymaniem jest niekiedy renta rolnicza. Są zadowoleni, że żyją z dala od zgiełku i polityki, że mają za co kupić chleb i wyprawić dzieci do szkoły. Gospodarstwa zamożniejszych osób już nie były dla mnie tak gościnne. Choć i tam słyszałem, że dzieci w Warszawie, albo za granicą.