Młodzież z lubelskich szkół spotkała się w Muzeum na Majdanku z byłymi więźniami hitlerowskich obozów zagłady i zapaliła znicze pamięci pod pomnikiem "Bramą" upamiętniającym ofiary Holokaustu.
Wydarzenie otworzył wykład połączony z prezentacją multimedialną na temat żydowskich więźniów Majdanka. Uczestnicy mieli okazję zapoznać się z nagraniami audio
i wideo świadków historii. O swoich doświadczeniach z okresu wojny opowiadał też Jerzy Jeżewicz – były więzień obozu dziecięcego w Łodzi. - Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu to dobra okazja by pokazać młodym ludziom świadków historii, tragiczne losy ludzi, którym przyszło żyć w czasach II wojny światowej. Takie spotkania jak dzisiejsze nie tylko uczą, ale i poruszają serca. Ofiarami hitlerowców padali nie tylko dorośli, ale i dzieci. Okrucieństwo, trudne do wyobrażenia, stało się udziałem wielu milionów osób. Przypominając tamto cierpienie i ucząc historii młodych ludzi, mamy nadzieję, że nigdy wydarzenia z II wojny się nie powtórzą - podkreślają pracownicy Muzeum na Majdanku.
Swoją historię opowiadał młodzieży Jerzy Jeżewicz, który został aresztowany przez Niemców jako 2 letnie dziecko. 8 września 1942 roku gestapo aresztował jego rodziców zaangażowanych w konspirację przeciw Niemcom, 10 września wróciło by zabrać do obozu dla dzieci Jerzego i jego rok starszego brata. Chłopcy mieli 2 i 3 lata. Zostali umieszczeni w obozie dla nieletnich w Łodzi. Ich rodzice trafili do Oświęcimia, gdzie zginęli. Dla tak małych chłopców sytuacja w jakiej się znaleźli była nie do wyobrażenia trudna. Bez rodziców, zdani na samych siebie, głodni, brudni, bici. - Obóz w Łodzi, choć był dla dzieci, nie różnił się niczym od innych. Dziś po zbadaniu dokumentów i relacji świadków o okrucieństwie jakie miało tam miejsce, nazywany jest małym Oświęcimiem. To, co tam przeżyliśmy mam wciąż przed oczami. My więźniowie, nawet jeśli byliśmy dziećmi, wciąż śnimy koszmary. W dzień jeszcze jakoś funkcjonujemy, ale nocą wszystko wraca - mówił Jerzy Jeżewski. W obozie przebywał do 1945 roku, do czasu wyzwolenia. Potem trafił do ochronki Czerwonego Krzyża w Toruniu, gdzie znalazł go z bratem chrzestny i umieścił w rodzinie zastępczej. Po jakimś czasie chłopców odnalazła siostra matki z Lubelszczyzny i chciała wziąć obu do siebie. Jednak rodzina, która wychowywała chłopców, nie chciała oddać obu, więc z ciotką wrócił tylko Jerzy i sprawa trafiła do sądu. W czasach powojennych jednak sądy nie funkcjonowały sprawnie i zanim zapadła jakaś decyzja, starszy brat zniknął, a z rodziną u której był urwał się kontakt. Bracia odnaleźli się po 15 latach.
O obozie dla dzieci w Łodzi mało kto wie. Z niewiadomych powodów dokumenty zostały zniszczone, a w miejscu obozowych baraków wybudowano PRL-owskie osiedle Promieniste. Dopiero dzięki staraniom wielu więźniów, którzy przeżyli, zaczęto w latach 70. XX wieku przywracać pamięć o tamtym miejscu.
Młodzież uczestnicząca w wydarzeniu zapaliła znicze pod pomnikiem "Bramą" upamiętniającą pomordowanych w obozach.