W kilku miejscach ciągniki zablokowały drogi. Kierowcy i podróżni się irytują. Pojawiają się komentarze, że jak gospodarza stać na traktor z klimatyzacją, to nie powinien narzekać.
Tymczasem rolnicy za nowoczesne maszyny zazwyczaj spłacają kredyty. A pożyczki biorą także po to, by w ogóle utrzymać gospodarstwa, bo to, co wyprodukowali w ubiegłym roku, sprzedali poniżej kosztów produkcji. Dlatego kilkuset przedstawicieli rolników z terenu całej Lubelszczyzny podjęło protest, także pod urzędem wojewody lubelskiego.
Zarabiają pośrednicy
Podczas protestu rolniczego pod Lubelskim Urzędem Wojewódzkim odczytano petycję zawierającą listę postulatów do premier Ewy Kopacz.
Rolnicy domagają się m.in.: wprowadzenia rozwiązań prawnych, które zahamowałyby masową wyprzedaż ziemi po 2016 r., przyjęcia ustawy o sprzedaży bezpośredniej, wsparcia w postaci rekompensat za utracone dochody dla producentów bydła opasowego, którzy ucierpieli na skutek rosyjskiego embarga, podjęcia interwencji w celu przywrócenia eksportu polskiej wieprzowiny na rynki wschodnie, podjęcia działań blokujących spadek cen mleka w skupach i odejście od kar za przekroczenie kwot produkcji mleka oraz ochrony polskiego rynku zbóż i jabłek. Wojewoda lubelski, Wojciech Wilk, zapewnił, że przekaże postulaty pani premier. – Strona rządowa od dawna nie prowadzi dialogu w tej sprawie. Załamały się cenowo wszystkie rynki, ceny upraw i trzody są według instytutów badawczych poniżej kosztów produkcji – komentuje Teresa Hałas, przewodnicząca rady wojewódzkiej NSZZ RI „Solidarność”. – Na pracy rolnika zarabiają przetwórcy i sprzedawcy, a on sam otrzymuje grosze za najcięższy odcinek pracy – dodaje T. Hałas.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się